Superblog o ucieczce na wieś
1967
post-template-default,single,single-post,postid-1967,single-format-standard,theme-bridge,bridge-core-3.0.7,qi-blocks-1.2.5,qodef-gutenberg--no-touch,woocommerce-no-js,qodef-qi--no-touch,qi-addons-for-elementor-1.6.6,qode-page-transition-enabled,ajax_fade,page_not_loaded,,qode-title-hidden,qode_grid_1300,qode-content-sidebar-responsive,columns-4,qode-child-theme-ver-1.0.0,qode-theme-ver-29.4,qode-theme-bridge,disabled_footer_bottom,qode_header_in_grid,wpb-js-composer js-comp-ver-6.10.0,vc_responsive,elementor-default,elementor-kit-8015

Wiejski CrossFit na okrągło

Pleców nie czuję. A Anuszka kolan. Jakkolwiek dwuznacznie to brzmi – stan jest dokładnie taki, jak opisałem 🙂

Nie wiem, jaką długość mogą osiągać korzenie perzu. Mam jednak wrażenie, że zaczynają się u nas w jednym miejscu, następnie oplatają kulę ziemską i wracają w drugim. A ponieważ rosną we wszystkich kierunkach, południkowo i równoleżnikowo, śmiało można postawić tezę, że cała planeta trzyma się na kłączach perzu. I jakby je wszystkie poprzecinać – rozpadnie się.

Tylko w ten sposób mogę wytłumaczyć fakt, że Ania od czterech dni nie wstaje z kolan, wyciągając z cierpliwością godną lepszej sprawy korzonek po korzonku, kiełek po kiełku i perzek po perzku. Postanowiliśmy bowiem zrobić rondo, wielki krąg w centralnym miejscu  naszego siedliska. Rondo, czyli podniesioną rabatę ziołowo-kwiatową, z wielkimi kamieniami i jeszcze większym jałowcem pośrodku.

Wiejski CrossFit: wycinka drzew… 🙁

Jałowiec to tylko jeden z elementów, o innym, nieistniejącym, muszę napisać osobno.

Tuż obok mierzącego jakieś pięć metrów jałowca, przez kilkadziesiąt lat rosła na środku siedliska potężna brzoza. Jeden z poprzednich właścicieli, podobno w pogoni za zyskiem, ściął drzewo.

To nie była zwykła brzoza, to musiała być brzoza gigant – podobna ciągle rośnie po sąsiedzku, w niezamieszkałym gospodarstwie. Na oko licząc ma trzydzieści metrów, przepotężne dwa pnie i daje cień połowie posesji. Jest naprawdę niezwykła. O wielkości „naszego” drzewa niech świadczy fakt, że kiedy wyrywaliśmy koparką bryłę korzeniową z gigantycznym kikutem spróchniałego pnia, lej po korzeniach miał co najmniej 8 metrów średnicy.

Będzie mega rabata!

Blisko brzozy rósł jałowiec i on się ostał. A my wokół niego tworzymy właśnie wielką podniesioną rabatę. Będą na niej podstawowe zioła (rozmaryn, oregano, tymianek, majeranek i melisa), będzie też krzew hortensji i rosnąca już sośnica  (to moje ulubione drzewko!), a także wielkie głazy (już tam były) i do tego mnóstwo kwiatów!

EDIT ANI: Będą byliny, kilka traw, sporo kwiatów jednorocznych i cebulowych. Posadzimy i wysiejemy kocimiętki,  jeżówki, łubiny, szałwię omszoną, pysznogłówki, liatrie, werbenę patagońską, lilie, dalie, kosmosy, macierzankę, smagliczkę. Docelowo wszystko ma być w pastelowych kolorach, które będą towarzyszyły soczystej zieleni i miały za tło szarość głazów. Dla mnie samej wielką nowością będzie Klip Dagga, roślina lecznicza, która działa jak melisa, uspokaja, wycisza. Jest miododajna. Posiałam ją wczoraj, rośnie na razie w doniczce na parapecie, czekam aż wykiełkuje, na rabatę trafi w połowie maja. Będzie wysoka, może dorastać nawet do trzech metrów! Tak wygląda:

wiejski crossfit

Taka kompozycja to wielkie wyzwanie. Na niewielkiej przestrzeni trzeba  skumulować różne rodzaje gleby. Pod zielnik wysypiemy podłoże najgorsze – mieszaninę żwiru, resztek cegieł, gruzu, kamyczków i odrobiny urodzajnej ziemi. Ziemia pod hortensją musi być z kolei urodzajna, torfowa, przepuszczalna i kwaśna: kwiaty powinny mieć dzięki temu pięknie niebieski kolor. Łubiny nie mają specjalnych wymagań glebowych, a jeżówka z kolei uwielbia gleby piaszczysto-gliniaste i nie znosi lekkich, piaskowych.

Ale już Klip Dagga wymaga dobrej, torfowej ziemi i stanowiska półcienistego, trzeba ją więc właściwie osadzić. Lilie z kolei wymagają gleby wilgotnej, w przeciwieństwie do ziół, więc posadzimy je w miejscu, do którego doprowadzamy właśnie podziemny odpływ deszczówki z rynien. Część wody rozsączy się w rurach drenażowych, część dotrze bezpośrednio w okolice lilii.

Krąg wokół króla

Nad wszystkim czuwa jałowiec – on tu jest królem! Na szczęście jałowce nie są kapryśne, jeśli idzie o upodobania glebowe. Ania zapoznała się z nim bardzo dogłębnie… I to w sensie dosłownym: wyrywając  kilometry perzu błądziła pomiędzy setkami drobnych korzonków i grubych korzeni, starając się żadnego nie uszkodzić. Mistrzyni!

Gdyby drzewko było młodsze i mniejsze, bardziej opłacałoby się wykopać je z całą bryłą korzeniową, przepłukać wodą korzenie i powyciągać przerastające je kłącza chwastów. Niestety, to nierealne, więc… Od czterech dni Ania wydłubuje kłącze po kłączu, klęcząc na podkolanniku i zadając sobie retoryczne pytanie – za co ta pokuta? Bidula…

Żeby rabata była naprawdę podniesiona, po jej obwodzie stać będzie kamienny murek oporowy wysoki na 25-35 cm. Trzeba wykopać mu niewielki rów fundamentowy, zalać go betonem (to ograniczy też ekspansję chwastów z zewnątrz), a następnie układać kamień na kamieniu i wiązać je zaprawą cementową.

Uwaga! Z pierwszego wykształcenia jestem technikiem budowlanym – nigdy nie praktykującym – więc to dla mnie pestka  😉

A mówiąc całkiem serio, tej części prac obawiam się najmocniej. Teoretycznie: wiem wszystko. Znam skład i klasy cementów. Wiem jak miesza się beton, a jak zaprawę. Układałem na praktykach mur z cegieł i odlewałem z betonu pustaki, robiłem wiele wiązań zbrojeniowych. Ale… kamienny mur będę stawiał po raz pierwszy…

Straciliśmy dziewictwo… 🙂

Tym właśnie żyjemy. Bolą nas plecy, pośladki, kolana, ramiona, ale czujemy się świetnie! Pomijam fakt, że tuż obok nas od tygodnia robotnicy kładą podjazd – mieliśmy już dosyć podwórka, na którym wiatr zamiata pył i piasek, albo tworzy się błocko. Zdecydowaliśmy się więc na stylizowaną kostkę brukową w kasztanowym kolorze. Wygląda ładnie, ekipa ułożyła już ponad połowę: w pewnym sensie straciliśmy wiejskie dziewictwo, bo takie podjazdy można spotkać na wielu podmiejskich posesjach, ale zyskaliśmy święty spokój. Między budynkami będzie można przejść  w kapciach. A i dla osób na wózku, to wielka wygoda, a my, ze względów rodzinnych, musimy to uwzględniać 🙁

Wiejski CrossFit… Ania klęczy od rana i pieli, dłubie, wyrywa, a ja albo siedzę przed komputerem, albo przerzucam szpadlem tony ziemi na rondzie i wyrównuję grunt przy krawężnikach podjazdu. Siejemy trawę wzdłuż bruku, wałujemy i… ogradzamy zrekultywowany teren biało-czerwoną taśmą ostrzegawczą, która ma chronić przed psimi gonitwami.

I powiem wam: to działa! Pan Pies respektuje taśmę, choć dla niego to żadna przeszkoda. W zastępstwie jednak przechadza się na rabacie pomiędzy bratkami… Upomniany przez Anię w cudowny sposób patrzy pytającym wzrokiem – dlaczego nie wolno, przecież to jest teren nieogrodzony! I… kładzie się z twarzą wtuloną w bratki, bo ziemia ciepła i państwo są blisko… Jak takiego nie kochać?

Jacek

POLECAMY RÓWNIEŻ: Narzędzia do domowego warsztatu

Fot. Bezogrodek.com

No Comments

Post A Comment