Archiwum

Nareszcie. Spadł deszcz, zniknęło za chmurami słońce, zniknął żar. Daje się żyć, oddychać, chodzić do ogrodu i spacerować z psem.

Upał od rana do nocy. Tylko w domu daje się żyć – na podwórku: strefa skażona słońcem. Nie wiem, jakim cudem udaje nam się utrzymać w ryzach i kolorach zieleń, ale to, że nic jeszcze nie zostało spalone przez ten nieustający żar, że wszystkie kwiaty i trawniki jakoś dają radę, to cud.

Piszę ten tekst w niedzielę wieczorem, na tarasie, sklejony plecami z fotelem. Jak się odkleję, są przede mną dwie możliwości…

Lato, prawie środek lata. Przeżyliśmy saharyjskie upały i suszę, weszliśmy w fazę wichrów i monsunowych deszczy, które suną po naszym niebie jeden za drugim i ani myślą się zatrzymać. Czekamy na normalność.