Żywot człowieka potliwego na afrykańskim Podlasiu
8967
post-template-default,single,single-post,postid-8967,single-format-standard,theme-bridge,bridge-core-3.0.7,qi-blocks-1.2.5,qodef-gutenberg--no-touch,woocommerce-no-js,qodef-qi--no-touch,qi-addons-for-elementor-1.6.6,qode-page-transition-enabled,ajax_fade,page_not_loaded,,qode-title-hidden,qode_grid_1300,qode-content-sidebar-responsive,columns-4,qode-child-theme-ver-1.0.0,qode-theme-ver-29.4,qode-theme-bridge,disabled_footer_bottom,qode_header_in_grid,wpb-js-composer js-comp-ver-6.10.0,vc_responsive,elementor-default,elementor-kit-8015
Żywot człowieka potliwego

Żywot człowieka potliwego na afrykańskim Podlasiu

Piszę ten tekst w niedzielę wieczorem, na tarasie, sklejony plecami z fotelem. Jak się odkleję, są przede mną dwie możliwości…

Albo skóra zostanie na fotelu i obejrzę mięso własnych pleców. Albo zerwę razem ze skórą obicie fotela i pójdę w świat z lnianym pokrowcem w kratę, trwale związanym z plecami. Jest tak gorąco, że idzie zwariować. Mam wrażenie, że przyklejam się dosłownie do wszystkiego.

W ciągu dnia na zewnątrz plus trzydzieści i wydaje się, że stale rośnie. Przeszedł nad nami mały deszczyk, fakt, ale wyłącznie spłukał kurz z samochodu Ani, nie pozostawiając żadnych złudzeń: litości nie będzie.

Hortensje, nawet jeśli je wieczorem obficie podlać, w ciągu dnia zwieszają liście do samej ziemi, na znak protestu. Trawa? Nie ma już trawy, jest jakiś szeleszczący suchością chodnik. Pies? Dokopał się do Grenlandii w poszukiwaniu chłodnej ziemi. I nic. Nawet kot, któremu nie przeszkadza spanie na rozgrzanych kamieniach, też chyba ma dosyć. A człowieki? Co mają powiedzieć człowieki?

Żywot człowieka potliwego

Albo się starzeję (jasne, że nie, choć cicho podejrzewam, że jednak), albo świat od dwóch lat wpada w jakąś dziką gorącą paranoję i z coraz większym trudem przychodzi mi oddychać, ruszać się i myśleć w upale.

Ja, chłopak z kołobrzeskiego kurortu, nawykły do plażowego żaru, nie jestem w stanie wytrzymać nawet godziny w tej pogodzie. Chowam się w domu, snuję, smędzę, podsypiam, popijam wodę i rieslinga, i myślę tylko o jednym – kiedy to się skończy?

Z wiekiem obniża mi się tolerancja na wzruszenia i gorączkę. Mogłem kiedyś oglądać nawet najbardziej łzawe dramaty – i nic. Ściekało po mnie, to tyko film, myślałem, biorąc do ręki kolejnego michałka i przerzucając program. A teraz? Oglądam czyjąś tragedię, widzę cudze wzruszenie, słyszę hymn i od razu gula w gardle. Jakbym nie chrząknął, to pewnie zacząłbym łkać. Nigdy tak nie było! A teraz jest.

Z letnią temperaturą mam podobnie. W czasie nauki (technikum i studia) co roku w czasie wakacji kosiłem trawę jako pracownik fizyczny kołobrzeskiej Zieleni Miejskiej, dorabiając na wyjazdy w góry, do NRD, Czechosłowacji i Budapesztu. Nie pamiętam, bym kiedykolwiek tak się pocił, całymi dniami ciągając i pchając komunalną kosiarkę. Brało się litr mleka, cztery bułki i wystarczało na cały dzień. Po trzynastej majster Wiśniewski wysyłał jednego z nas po dwa bełty (dzieciom wyjaśniam: to takie wino owocowe) i jakoś udawało się dotrwać do końca dnia pracy. Na luzie, w największym żarze. Prawie bez potu.

Nigdy nie odczuwałem upałów tak sromotnie, jak teraz. Przykład? Kucałem dziś na podjeździe, wyrywając chwasty, które z uporem maniaka wdzierają się w każdą szczelinę bruku. Po pięciu minutach poczułem krople potu na szyi, po dziesięciu – pot zaczął kapać na bruk. Nic, co robiłem, nie wymagało ekstremalnego wysiłku. Ot, wyrywałem zielsko, tylko tyle. A jednak pociłem się i męczyłem jak osioł sunący pod stromą górę.

Co to jest??!

Starość? Zmiany klimatyczne? Inny rodzaj żaru niż przed laty? Odmienna przemiana materii? Krążenie? Nadmiar wody w organizmie? Zespół stresu pourazowego (powyborczy)? Syndrom wypalenia zawodowego? LGBT? Jakieś inne wytłumaczenia?

Szlag trafia – pocę się na stare lata mocniej niż zwykle, inaczej niż zwykle. Ruszam łopatą – głowa w kropelkach potu. Mózg pracuje – pot na skroniach. Wyrywam chwasty – krople na powiekach. Czytam informacje doktora Google i nie podpadam pod żaden przypadek.

To nie jest nadmierne pocenie się – to jest pocenie się w tych oto okolicznościach przyrody! Nie mam zawału, cukrzycy, menopauzy, nadczynności tarczycy, otyłości, białaczki i COVID-19 – ja się po prostu pocę, bo słońce napieprza tak, że mój organizm odmawia posłuszeństwa!

Jeśli więc żadna jednostka chorobowa nie odpowiada za mój stan sklejenia pleców z fotelem, to co? Globalne ocieplenie? Nerwowość spowodowana upadkiem państwa prawa? Wkurw na Wiadomości? Porażka Realu Madryt z Manchesterem City? Gol Lewandowskiego?

Odpowiedź, jak zawsze, przyszła od Ani. Mojego ukochanego anioła stróża, opiekunki ogniska domowego, dobrego ducha, najlepszej zołzy pod słońcem i mistrzyni pierwszej pomocy:

Zdejmij spodenki. Ściągnij skarpetki. Weź prysznic. Przyjdź nago na taras. Nie ruszaj się. Nie myśl. Patrz na las. Kontempluj. I pomyśl, że wkrótce będzie zima.

Jeśli zobaczycie w poniedziałkowe rano kogoś w czerwonej, puchowej kurtce, z kawą w dłoni, na tarasie, bez skarpet i spodni, bezmyślnie patrzącego na las i szczękającego zębami, to będę ja. Wyobrażający sobie, że już jest zima.

Czego nam wszystkim w ten upalny sierpień życzę.

Jacek Ugotowany

POLECAMY TAKŻE: Sceny z życia w upałach

Foto: lmaresz z Pixabay 

No Comments

Post A Comment