Styl życia - Strona 9 z 11 - Niebo Za Miastem - Superblog!
-1
archive,paged,tag,tag-styl-zycia,tag-34,paged-9,tag-paged-9,theme-bridge,bridge-core-3.0.7,qi-blocks-1.2.5,qodef-gutenberg--no-touch,woocommerce-no-js,qodef-qi--no-touch,qi-addons-for-elementor-1.6.6,qode-page-transition-enabled,ajax_fade,page_not_loaded,,qode-title-hidden,qode_grid_1300,qode-content-sidebar-responsive,columns-4,qode-child-theme-ver-1.0.0,qode-theme-ver-29.4,qode-theme-bridge,disabled_footer_bottom,qode_header_in_grid,wpb-js-composer js-comp-ver-6.10.0,vc_responsive,elementor-default,elementor-kit-8015
Mówiłem już, że zamierzam żyć do stu lat? Zamierzam. Dłużej chyba nie będzie mi się chciało. Może to jakiś surrealizm, taka zapowiedź: za chwilę wpadnie tu Pani Demencja lub, co gorsza, Pan Alzheimer i… po zawodach, zapomnę co obiecałem. Ale – zawziąłem się! Druga część życia to idealna pora na naprawę błędów z części pierwszej.
Kredens w kuchni lub jadalni był przed laty symbolem prestiżu i zamożności. Służył prezentacji rodowych sreber i cieszył oczy wykwintną porcelaną. Kredens to było coś! A dziś?
Dziś kolejna część naszych rozmów odkładanych w czasie… Wy piszecie i pytacie (w komentarzach pod postami, na Facebooku, Instagramie), my odpowiadamy. Albo przynajmniej się staramy.
Mam swój sposób na stres: zmęczyć się fizycznie. I zaznać przy tym odrobiny przyjemności. Ponieważ na kopanie w ziemi jest za wcześnie, staję w pracowni przy stolarskim stole i dłubię w drewnie. Najlepiej wychodzą mi deski do krojenia chleba. Prymitywne i proste. Ale cieszą. Mogą służyć do krojenia, do serwowania wędlin i serów, do ozdoby.
Zanim przenieśliśmy się na wieś, byłam własnością rzeczy, które sama kupowałam. Moim właścicielem były buty i ciuchy. Właścicielem wiecznie głodnym kolejnych par i kolejnych sztuk.
Używam tu sobie, na prywatny rachunek, pojęcia bilans powietrzny. Ile razy mówisz: ja chcę na dwór? Ile czasu przebywasz na świeżym powietrzu?
Spotkałem wielu ludzi, którzy przeżuwali życie. Wstyd przyznać – w większości mężczyzn. Robili kariery, ale nie potrafili powiedzieć po co. Przede wszystkim: pracowali ponad stan, ale... nie widzieli głębszego celu tej pracy. Prowadzili biznes i zapominali, że jest jeszcze coś poza nim. Albo przeciwnie – wracali punktualnie po swoich ośmiu godzinach nudy w urzędzie i zasypiali w fotelu z ciepłymi kapciami na nogach, z gazetą i pilotem lub bez. Za główny cel stawiali sobie weekendowe przekopanie grządek na działce i grill od maja do października.
Ależ ona ma moc, ta wiosna! No, prawie wiosna… Wystarczyły dwa dni na dobrym plusie i ze słońcem, a my już w siódmym niebie. Ponieważ weekend był zabójczo piękny i energetyczny, przyjmujemy za motyw przewodni rozpoczynającego się tygodnia hasło: Nieznośna lekkość ruchu.
Pofolgowaliśmy odrobinę podczas wczorajszych Walentynek. Dwa spore kawałki ciast w kształcie serc plus domowy sernik plus cydr… Jak to mówią: naszło nas na słodkie. A ja wcześniej – dwie kawy na sojowym mleku i pączek z żurawiną… Uff…

Pierwszy dzień w pracy, tuż po studiach. Mój szef ma garnitur, krawat, okulary i wielkie biurko, a przy nim ławę. Stawia na niej dwie kawy, przechodzi ze mną na ty i wprowadza w szczegóły. Mówi w pewnym momencie: – Mam trzydzieści sześć lat... I moja pierwsza myśl: – Boszszsz, jaki stary!