Superblog o ucieczce na wieś
1627
post-template-default,single,single-post,postid-1627,single-format-standard,theme-bridge,bridge-core-3.0.7,qi-blocks-1.2.5,qodef-gutenberg--no-touch,woocommerce-no-js,qodef-qi--no-touch,qi-addons-for-elementor-1.6.6,qode-page-transition-enabled,ajax_fade,page_not_loaded,,qode-title-hidden,qode_grid_1300,qode-content-sidebar-responsive,columns-4,qode-child-theme-ver-1.0.0,qode-theme-ver-29.4,qode-theme-bridge,disabled_footer_bottom,qode_header_in_grid,wpb-js-composer js-comp-ver-6.10.0,vc_responsive,elementor-default,elementor-kit-8015
Życie część II Recepta na długowieczność

Życie. Część II. Wydanie poprawione.

Mówiłem już, że zamierzam żyć do stu lat? Zamierzam. Dłużej chyba nie będzie mi się chciało.

Może to jakiś surrealizm, taka zapowiedź: za chwilę wpadnie tu Pani Demencja lub, co gorsza, Pan Alzheimer i… po zawodach, zapomnę co obiecałem. Ale – zawziąłem się! Druga część życia to idealna pora na naprawę błędów z części pierwszej.

Sporo ostatnio czytam o długowieczności . Jestem jak maratończyk-amator, który szykuje się do długiego dystansu i najpierw musi nabrać teoretycznej wprawy. Ale wszystkie dobre rady i przepisy, które do tej pory poznałem, skupiają się na aspektach czysto technicznych. Jedz tyle a tyle błonnika, śpij X godzin, pij 100 litrów wody dziennie i inne takie.

Życie. Część II. Sprawa odległa?

Tuż po czterdziestce myślenie w kontekstach długowieczności jest abstrakcją. Jednak im bliżej pięćdziesiątki (menopauzo, ty dziwko! andropauzo, ty fiucie!), tym sprawa wydaje się poważniejsza. Zaczynamy przyglądać się zmarszczkom, plamkom, objawom. Zaczynamy porównywać – co mogłam kiedyś, co mogę dzisiaj? I wreszcie dochodzimy do wniosku: kurde, JA SIĘ JEDNAK STARZEJĘ! (A do tej pory starzały się tylko koleżanki, co nie?)

No i wtedy wpadamy do Internetu. Nie wierzę we wszystkie podpowiedzi Doktora Google, choć niektóre są cenne. Przede wszystkim pozwalają uporządkować wiedzę o własnym stanie zdrowia i umysłu. I przypominają o tym co może być ważne.

Czy to jest recepta na długowieczność?

Policzmy więc: co sugeruje główny lekarz świata?

  1. Licz kalorie. Nie spożywaj więcej niż 2000 kcal dziennie. Tiaaa… Bądźmy szczerzy: kto z nas potrafi mierzyć i pilnować codziennych kalorii? Ja – nie.
  2. Jedz więcej błonnika. Większość z nas zjada go zaledwie 14 gramów dziennie, a powinniśmy od 20 do 40. A Ty? Ile błonnika dziś zjadłaś? I jak udało Ci się to policzyć? Bo ja nie wiem.
  3. Biegaj co najmniej 40 minut dziennie. Tego nie rozumiem. Dlaczego 40 i dlaczego biegaj? A siłownia? A pływalnia? Szybkie spacery? Narty? Rower? (Seks tantryczny pomijam, bo to jednak inne spalanie.)
  4. Kontroluj poziom witaminy D, który powinien wynosić co najmniej 30 ng/ml krwi. Tu się mogę zgodzić, choć to wyzwanie raczej w stronę: badaj się, sprawdzaj krew! Racja.
  5. Bardzo dobrze! Tłuszczyk, fałdki, tłuszcz trzewny (popularna nazwa: brzuch piwny) sprzyja udarom, zakrzepicy, cukrzycy, miażdżycy i nadciśnieniu. Gdyby to było takie proste, schudnij i już… Ale ta porada nie jest jakoś specjalnie zintegrowana z drugą połową życia – jest aktualna zawsze. Tylko w wieku niemowlęctwa wszyscy nam powtarzają: waż więcej!
  6. Zajdź późno w ciążę. Po czterdziestce. Ufff… na szczęście to nie do mnie nakaz, ale jeśli późna ciąża służy długowieczności (i 500+), to może warto spróbować, Aniu?
  7. Kontroluj tętno. Najbardziej optymalny poziom to 60 uderzeń na minutę i mniej. Im mniej, tym zdrowiej. Niższe tętno można wypracować dzięki sportowej aktywności. No tak, u mnie tu klapa: w lutym (według raportu Google) przesiedziałem w aucie 43 godziny. I przeszedłem tylko 4 kilometry. Google ciągle nie jest w stanie skontrolować tego co robię, gdy nie używam smartfonu… Na szczęście! 🙂

Odpowiednia ilość człowieka w człowieku

Odsunąwszy lekko na bok późną ciążę, siedem punktów to siedem kroków w stronę dobrego zdrowia… w każdym wieku, nie tylko w drugiej części życia. Mnie jednak bardziej interesują czynniki psychologiczne – gdzie jest miejsce na pielęgnowanie radości? A optymizm? Czy nie warto otworzyć się na świat?

 

Myślę, że niedocenianym kluczem do długowieczności stały się relacje.

Chcemy czuć, że jesteśmy dla kogoś ważni. Że jest ktoś, komu możemy zaufać i kto ufa nam. To oznacza umiejętność rozmawiania z drugim człowiekiem, zdolność do wchłaniania jego historii, ale też – zdolność do dzielenia się stresami. (Stres podzielony na dwoje staje się stresikiem, nieprawdaż?)

Odpowiednia ilość człowieka w człowieku, empatia, bliskość, wspólne świętowanie i wspólne smuty, podobna wrażliwość – to nas buduje, umacnia. Ilość zjedzonego błonnika, jakkolwiek ważna, nigdy nie będzie tak samo istotna, jak wspólny śmiech podczas oglądania dobrego filmu. Liczba spalonych kalorii nie dorówna spacerowi z trzymaniem się za rękę, a późna ciąża nie zastąpi radości ze wspólnego kopania ogródka (tu może przesadziłem, nie?).

Życie. Część II. Nie samym pokarmem żyjesz…

Ludzie potrzebują prawdziwych relacji. Gdybym napisał to zdanie jeszcze kilkanaście lat temu, pewnie brzmiałoby ono: ludzie potrzebują prawdziwej miłości. Ale dziś wiem, że byłaby to tylko część prawdy.

Miłość, ze swoją zaborczością i zapalczywością, jest przereklamowana, bo jest ślepa i bezkompromisowa. A w pewnym wieku zaczynają się liczyć niuanse, smaczki, klimaty. Zwiększa się tolerancja, przybywa cierpliwości. Nadal słyszysz to poranne i miłe dla ucha: Dzień dobry, kocham Cię! – już posmarowałem Tobą chleb, jak w piosence Strachów – a przecież ważniejsze jest jak na Ciebie patrzy. Z jaką czułością, gdy siorbiesz nosem, bo dopadł Cię atak alergii. I jak dba, żeby Ci się oczko nie urwało, temu misiu. I jak zasypia, szukając stopą Twoich nóg (dlaczego takie zimne?), i jak jedzie nocną porą do apteki, bo potrzebujesz czegoś na głowę.

To właśnie jest bliskość. Przy-jaźń. Bycie razem w trudnych i w pogodnych chwilach. Wzajemne konserwowanie się dobrym słowem, czułością, uśmiechem (szczypaniem po tyłku też) i dobrym przekazem: Jesteś wielka, kochanie! Jesteś wspaniały, kochany!

Możesz więc wpylać kilogram błonnika dziennie, ale bez dobrych relacji z drugim człowiekiem i szerzej –  bez wielu kontaktów społecznych – szybko staniesz się starym grzybem. Pogoda ducha, przyjacielska natura, dobry humor, unikanie stresów i wieczne poszukiwanie nowych wyzwań to najlepszy przepis na drugą część życia. Wcale nie gorszą niż pierwsza!

Coś trzeba naprawić

Ale co? Co w sobie naprawić? Po głębszym zastanowieniu sądzę, że warto zacząć od zrobienia osobistego przeglądu nawyków, upierdliwości i wrednych cech charakteru. Taki mini-rachunek sumienia, by pozbyć się obciążeń. Po pięćdziesiątce powtarzanie starych błędów nie ma sensu. W książce pt. „Życie. Część II. Wydanie poprawione” nic nie musi być takie samo jak wcześniej!

A zatem… Możesz więcej się śmiać, jeśli hołubiłaś w sobie ponurackie cechy. Możesz mieć zdecydowanie większy dystans do faktu, że Twój facet wybiera mecze zamiast komedii romantycznych. I możesz częściej chodzić bez makijażu. I bez stanika. Jeśli codziennie strzelałaś focha – odpuść, po co marnować magnez w organizmie? Jeśli nie lubisz jego/jej dowcipów – spróbuj je oswoić. Może są głupie, ale kochane. Szkoda tej walki, na stare lata po prostu szkoda czasu, by zalewać się żółcią.

Spróbuj nowych technologii, nowych słów. Porzuć narzekania – w końcu widzisz, że nic nie dają. Ogarnij na nowo dzikie rozrywki sprzed lat, typu gra w butelkę lub bierki 😉 Zwariuj czasami. Zacznij śpiewać przy goleniu (to głupie, ale takie męskie) albo po prostu powiedz sobie, że nie musisz się golić. I przestań.

(Zawsze też możesz, w celu wielkiej odmiany, porzucić całkowicie seks, jeśli nie pasuje wam do konwencji i wspólnoty. Ale nie polecam: seks to ósmy krok do długowieczności. No i jako się rzekło – pierwszy krok do późnej ciąży. Jakby trochę.)

Podsumujmy tę długowieczność

W dorastaniu zawsze najtrudniejsze jest pierwsze 50 lat. Potem masz z górki: nikt nie mówi jak trzeba żyć, możesz o prawie wszystkim decydować i na wszystko mieć wyjechane. Wolno Ci!

Nie chcesz przecież, żeby było jak w tym dowcipie:

– Kochanie, zrobiłam bilans swojego życia i wyszło mi, że wszystko spartoliłam.

– Najdroższa! Jestem przecież jeszcze ja i nasze dzieci…

– Chcesz mnie dobić?!

No właśnie. Zamierzasz przecież dotrwać do setki. A potem… Się zobaczy.

Jacek

POLECAMY RÓWNIEŻ: Zrób wewnętrzny raban

Foto by khamkhor – Pixabay 

6 komentarzy
  • Darek
    Posted at 13:46h, 05 marca Odpowiedz

    pięknie napisane i wszystko się zgadza…

    Apropos „Dzień dobry. Kocham Cię”…

    „- tato… a czemu ten pan mówi – „już posmarowałem Tobą chleb?
    – synu… A bo to taki… Pasztet był…”

    😀 😀 😀

  • Dorota
    Posted at 20:23h, 05 marca Odpowiedz

    Całkiem nie tak dawno, całkiem przypadkiem natknęłam się na Wasze wpisy i jestem nimi zachwycona. Czytam gdy tylko mam wolną chwilę, przesyłam znajomym(bo lubię się dzielić), uśmiecham się pod nosem, chłonę każde słowo i jest mi z Wami dobrze. Ja też jestem już w tej drugiej połowie życia i …racja nic nie muszę, a dużo chcę. Pozdrawiam. Dorota

    • Ania
      Posted at 20:26h, 05 marca Odpowiedz

      Dziękujemy, Dorotko 🙂 Ten wpis jest co prawda autorstwa Jacka i pisany z męskiego punktu widzenia, ale jakoś całkiem mi bliski. Z jedynym tylko nie mogę się zgodzić: z nawoływaniem do późnej ciąży 😉 Ja już swoje zrobiłam, proszę pana!!!

  • Patrycja
    Posted at 21:15h, 05 marca Odpowiedz

    Zaraz 40,przed chwilą ciąża,wyrobiłam się z kolejnym malcem więc dość,a parę nawyków czas odrzucić i nabrać tego luzu,nic tak nie spala jak taa wewnętrzna na samą siebie nagonka.A jak miło poczytać artykulik(we dwoje też).

    • Ania
      Posted at 21:16h, 05 marca Odpowiedz

      Przybijamy piątkę! A nawet dwie piątki! 🙂

  • Henryk
    Posted at 16:14h, 06 grudnia Odpowiedz

    …jak to mi umknęło ?? …a jest takie [jak mówi młodzież ] …zajefajne .

Post A Comment