Dwieście metrów niebieskiej rury o średnicy 4 centymetrów zakopanej 2-3 metry pod ziemią i wypełnionej dziesięcioma wielkimi kanistrami glikolu. Po co to wszystko? Jaki jest związek rury z czystym i ciepłym powietrzem w domu? Czy warto mieć rekuperator z gruntowym wymiennikiem ciepła?
Pierwszy dzień w pracy, tuż po studiach. Mój szef ma garnitur, krawat, okulary i wielkie biurko, a przy nim ławę. Stawia na niej dwie kawy, przechodzi ze mną na ty i wprowadza w szczegóły. Mówi w pewnym momencie: – Mam trzydzieści sześć lat... I moja pierwsza myśl: – Boszszsz, jaki stary!
Celebruj drobne przyjemności każdego dnia – czytam na okładce książki – i celebruję. Twórz ciepłą oazę spokoju i żyj przytulnie – tworzę i żyję. Uwolnij się od perfekcjonizmu – staram się! Jeśli więc wszystko wykonuję zgodnie z przykazaniami, to dlaczego poradniki z cyklu „Jak żyć, żeby było cudownie” tak mocno mnie drażnią i śmieszą?
Jest takie ludowe przysłowie: bloger strzela, Pan Bóg kule nosi. Całkiem niedawno pisaliśmy, że nie biorą nas żadne choróbska, a tu masz: dwa dni w piekle kataru i zatok!
W zasadzie nie otwieramy okien, ale zawsze mamy świeże powietrze. Nie gryzą nas komary, nie wlatują muchy. Nie ma przeciągów, nie musimy wietrzyć. Mniej kosztuje nas ogrzewanie. Wystarczy? Wystarczy. No dobra, ale zanim odpowiemy sobie na pytanie: czy warto mieć rekuperator, odpowiedzmy sobie – co to właściwie jest? I do czego Ci on potrzebny?