06 kwi Odkurzam pionowo jak ta lala i proszę mi teraz nie przeszkadzać!
Toczymy z Jackiem irracjonalny, trudno wytłumaczalny wyścig. Nawet ten post jest jego elementem: postanowiłam jako pierwsza opisać naszą rywalizację, choć dotyczy przedmiotu, który omijałam wcześniej szerokim łukiem.
Wcześniej nam się to nie zdarzało. Od konserwacji największych powierzchni płaskich jest on, pan domu. Tak się jakoś utarło – to ja nienawidzę odkurzać i nic na to nie poradzę. Mogę ugotować dziesięć obiadów, zetrzeć kurz z wszystkich płyt, umyć całą łazienkę i co tam jeszcze sumienie mi podpowiada, ale duże powierzchnie poziome – odkurzanie i mycie – zdecydowanie odrzucam.
Odkurzam i co mi zrobisz?
I nagle: bam! Oboje się czaimy do odkurzacza. Kto pierwszy sięgnie, temu radość! I sama jestem temu winna. W grudniu skorzystałam z promocji, ale nie tej, która ryje nam mózgi tysięcznymi emisjami dialogów Mariana i Barbary w sprawie zakupu smartfona. Tak, oni w reklamie mówią: smartfona – są pewnie z pokolenia, które nigdy nie używało telefona.
Wracając do odkurzacza: sieć RTV EURO AGD zaskoczyła mnie naprawdę zgrabną promocją. Polecany przez koleżanki produkt dostałam w grudniu, ale płacić za niego, ratalnie, będę dopiero od czerwca. Hej, EURO!, to mi się podoba, pozwala realizować marzenia tu i teraz, a nie ma nic piękniejszego niż zadłużać się w poczet zysków przyszłych pokoleń 🙂
Kupiłam odkurzacz bezprzewodowy Dysona. Wiecie, my jesteśmy w takim wieku, w którym pamięta się wyłącznie wszystkie powojenne modele Predom i Zelmera, choć ja mogłabym wymieniać je głównie po kolorach. Pamiętam czerwony, niebieski, bordowy, czarny i chyba nawet żółty.
EDIT JACKA: Muszę! Żółty to jest Karcher, techniczny raczej.
W każdym razie – odkurzacze to nigdy nie była moja specjalność, raczej obiekt nienawiści. Krępująca nieudolność rur, które nigdy nie chciały się ustawiać we właściwą stronę. Kółka zatrzymujące się na kablu, którego za cholerę nie potrafiły przeskakiwać. Niewyginalne szczotki. I ta sapersko-inżynieryjna robota: rozbrajanie min i wyciąganie worka, a później składanie do kupy w jedną całość. Straszne. Koszmarne. Nie cierpię odkurzaczy.
Odkurzam pionowo
I nagle – że zacytuję samą siebie – bam! Dyson Cyclone v10 Animal. Polecony przez dwa niezależne ośrodki badawcze – Havi i Fill – w domach których żyją psy, a ich kurz ma tę samą tendencję, co nasz – POWRACA!
Żebyście nie mieli złudzeń: nie był nam potrzebny nowy odkurzacz. Jacek się nie skarżył, choć przecież słyszałam, jak klął. Nie było takich planów. Nawet dyskusji na temat nie było. To impuls. Jak (kiedyś) w przypadku kolejnej pary butów. One gadają do ciebie, a ty po prostu czujesz, że musisz, że jeśli nie teraz, to nigdy. Że nie przeżyjesz. Że takich jeszcze nigdy przedtem i pewnie nigdy potem!
No i doszła jeszcze motywacja emocjonalna – robię to DLA NIEGO. Onże sprząta i niech mu podłoga lekką będzie!
Przyszło w grudniu, kurierem. Kolor ultrafiolet czy jakoś tak (znalazłam w sekcji „Fioletowe odkurzacze pionowe”!), ale nie kolor ma znaczenie, tylko idea. Się to nosi, się wiesza i się chodzi. Nie ma giętkich rur. Nie ma skakania przez przewody. Ani ciągania, zwijania kabla, zahaczania o kanty mebli, przedzierania się przez domową dżunglę.
Odkryłam przyjemność. Autentyk. Można mieć przyjemność z odkurzania, ponieważ widać efekty. Zbiornik napełnia się na twoich oczach i za każdym razem przeżywasz oświecenie – łomatko, ile tego było! Nigdy bym się nie spodziewała! Jacek, chodź, zobacz, ile kłaków! I nagle masz poczucie, że to, co robisz ma sens. Czujesz się zwycięzcą. Pokonujesz wroga. I chcesz to robić codziennie.
Dlaczego TY masz odkurzać??? Tak, to zdanie padło z moich ust. Dlaczego ja mam patrzeć, jak TY sobie fajnie popylasz z odkurzaczem, a ja leżę i pachnę?
W naszym związku pojawiła się zazdrość. Element dysfunkcyjny. Po niej natychmiast licho przywlokło rywalizację.
– Pierwsza! Dzisiaj ja odkurzam!
– Ja byłem pierwszy! Już wczoraj chciałem!
– Ty sobie poodkurzasz później. Zostawię ci psie leżo. Teraz ja.
Przypominam: mówimy o prymitywnym zjawisku odkurzania, w dodatku na kredyt. Na razie przecież, można metaforycznie powiedzieć, odkurza za nas sklep internetowy EURO, to ciągle jest ICH pionowy Dyson. Ale nasza przyjemność.
Recenzja, czyli odkurzam i opisuję jak prawdziwy techno-bloger
I w tym momencie, wkleiwszy reklamowe zdjęcie powinnam polecieć z fachową recenzją. Tak robią rasowi blogerzy. Jacek pewnie by tak zrobił, gdyby dopadł temat jako pierwszy – że nasz odkurzacz ma cyfrowy silnik, jakieś 14 cyklonów i iluśtamogniwową baterię litowo-jonową (a ja zupełnie nie wiem, co to znaczy), że technologia cyklonowa Tier Radial, że coś tam jeszcze – ojeeesuuu, kto się na tym wyznaje?, komu to potrzebne?
Jako recenzentka z Grupy Skrajnie Technologicznego Zacofania mogę napisać tak: Dyson działa. Dobrze działa! Ma trzy biegi, a na biegu najwyższym z każdego materaca i fotela wyciąga roztocza do dziesiątego pokolenia wstecz. Starcza co najmniej na godzinę odkurzania, co pozwala wyczyścić nasz cały dom. Waży około 3 kilogramów. Ma dwie elektroszczotki, które zbierają wszystko, łącznie z koronasierścią, koronaroztoczami i koronałupieżem. Ma ssawkę szczelinową i szczotkę do kurzu.
Zady i walety
Zalety? Wygoda: możesz tańczyć i odkurzać jednocześnie. Mały ciężar, ręce nie bolą od dźwigania. Zajmuje bardzo mało miejsca – niektórzy podobno wieszają go na ścianie w centralnym punkcie salonu, żeby podkreślić status, ale u nas powędrował do szafy wnękowej i świetnie się tam komponuje.
W zbiorniku widać status naładowania kurzem i zapewniam, że jeszcze długo będę w szoku widząc, ile sierści, pyłów, kłaków i piasku Dyson wchłania przy każdym sprzątaniu. Ma genialną głowicę (tak to się nazywa?) przy szczotce, która pozwala obracać nią dosłownie na wszystkie strony i pod każdym kątem – nie spotkałam tego wcześniej.
Można używać w wersji z długą rurą i jako krótki, samochodowy odkurzacz, załączywszy samą szczotkę. Nadaje się do domu i samochodu. Mistrzowsko zbiera kocią i psią sierść z posłania, nie wciągając przy tym samego materiału, z którego są uszyte. Nie jest głośny. Powiedziałabym też, że jest zgrabny.
Wady? Cena… Tani nie jest, nawet w kredycie. Ładuje się w trzy godziny – trochę długo. Mam pewien kłopot przy odłączaniu rury od korpusu odkurzacza – niby wciskam klawisz poprawnie, przytrzymuję i wyciągam – i nie wychodzi, cholera. Mnie nie wychodzi, ale mój facet nie ma z tym problemu. Czy to kwestia siły, czy może sposobu? Nie dociekam. W każdym razie do otwierania zbiornika muszę czasem wezwać mężczyznę. Na białym koniu.
Nie zgadzam się też z opinią producenta, że wystarczy jednym ruchem otworzyć zbiornik i wszystko pięknie się z niego wysypuje. Niestety, nie wszystko, nie zawsze, czasem trzeba zanurzyć łapkę, by wyciągnąć resztę opornych kłaczków.
Nie mam też stuprocentowego zaufania do akumulatora: boję się syndromu baterii w smartfonie… Na początku ładuje się szybko i wystarcza na długo, ale gdy miną dwa lata (i gwarancja) nagle bateria zaczyna dostawać świra i musisz ją ładować codziennie, a nawet częściej. Czy tu będzie tak samo? Czy wymienią akumulator? Jaką ma żywotność? Pytam, bo jestem praktyczna. Na razie jest dobrze, jak będzie po dłuższym okresie eksploatacji, czas pokaże.
Odleciałam?
Zasadniczo mam wrażenie, że lekko odleciałam, poświęcając tak długi wpis ODKURZACZOWI i w ogóle nie koncentrując się na bieżących emocjach, na traumie izolacji i smaku spirytusu na dłoniach. Fakt, to jedyny okres w moim życiu, kiedy faceci chodzący ulicą capią z daleka alkoholem, a we mnie wzbudza to szacunek, nie odrazę. Nawet Jacek cudownie capi spirytusem, spryskując sobie dłonie i twarz.
Spirytus jest jego, Dyson mój. Póki mi się nie znudzi. Czyli tak – mniej więcej – do soboty. Później wywieszę na werandzie ogłoszenie: „Odkurzacz oddam w dobre ręce. Tylko poważne oferty!”, i poczekam, kto się zgłosi.
Czyżby Jacek?
Ania
PS. Wpis nie powstał we współpracy i nie jest testem na zlecenie. Po prostu odkurzam i piszę.
POLECAMY RÓWNIEŻ: Czy warto kupić ogrodowy rozdrabniacz do gałęzi?
No Comments