20 lut 10 książek, które przeorały młody mózg
Co pozostało w Tobie z lektur sprzed lat? Powiedzmy – z pierwszych dwudziestu lat życia? Moja lista 10 najlepszych książek, które kiedyś do spodu przeorały mi świadomość, nie jest zapewne unikatowa ani wybitna. A jednak to właśnie te powieści i reportaże zostały ze mną do dziś. I ciągle mocno tkwią w głowie.
Rozmawialiśmy dzisiaj z Anią o książkach z naszej młodości i o tym, co czytaliśmy i co pamiętamy do dziś. Ciekawe: choć różni nas siedem lat życia, a dodatkowo różni nas płeć (serio?), wiele powieści możemy zaliczyć do wspólnych. Ania przedstawi swoją listę 10 najlepszych książek niebawem – mogę zdradzić jedynie tyle, że chyba będzie na niej „Faraon” i… mało babskich tytułów. Ale może się mylę 🙂
Z moją listą miałem pewien problem. Jak bowiem porównywać wiersze Baczyńskiego i „Potop”? Co jest ważniejsze dla młodego chłopaka – „Sztuka kochania” czy „Dzieci kapitana Granta”, „Ptasiek” czy „Pan Samochodzik…”?
Nie wiem. Każda z książek, którą czytamy, jest ważna (zapamiętajcie to, małolaty), ale nie każda ma szansę przeorać mózg. Poniżej zatem moja prywatna superlista – lektury, które zrobiły na mnie największe, a czasami piorunując wrażenie w pierwszych dwudziestu latach życia. (Bo później, to już tylko Coelho i Coelho 😉
BUSZ PO POLSKU
Choć to układ alfabetyczny, zbiór reportaży Ryszarda Kapuścińskiego i tak umieściłbym w tym (i w każdym) zestawieniu na pierwszym miejscu. Znam każde słowo z tej książki. Wydarłem je oczami. Zazdrościłem autorowi każdego zdania, przecinka, puenty. I każdego tematu.
„Busz po polsku” to reportaże z wnętrza Polski, prosto z jej trzewi. Opowieści o buszu, który jest tutaj, blisko, a czasem jest w nas samych. Ze sztandarowym „Sztywnym” w roli głównej, czyli historii, w której przez kraj przemierza ciężarówka wioząca ze Śląska aż na Mazury trumnę ze zmarłym górnikiem. Gdy samochód się psuje, a do celu pozostało jeszcze 20 kilometrów, wioząca trumnę piątka górników (i Kapuściński) postanawia zanieść ją na własnych barkach. „Nagiąć bary i taskać!”
To mi imponowało. Że tak można. Uczestniczyć i pisać, tworzyć literaturę z reportażu, bawić się słowem nawet w tak ulotnej formie, jak kilkustronicowy tekst do gazety. Czytałem… ileż razy ja to czytałem?! Stale. Mam ją we krwi. Zmęczyłem ją swoim wzrokiem, dłońmi, sami zresztą zobaczcie:
CESARZ
Kapuściński ponownie wśród 10 najlepszych książek z mojej młodości. Czytany po wielokroć i – przy okazji – oglądany na scenie tuż po premierze w Teatrze Powszechnym w Warszawie, latem 1979 roku. „Cesarz” był jak wielkie otwarcie drzwi na dramatyczną polską rzeczywistość. Skrzył się politycznymi i społecznymi aluzjami, które wyłapywaliśmy w ćwierć słowa. Miał niebywałą moc rażenia, tak mi się przynajmniej wtedy wydawało, że nic już w Polsce nie pozostanie takie samo. Że Kapuściński totalnie obnażył system.
No, ale przede wszystkim – jak to zostało napisane! Czytałem i marzyłem: ech, gdybym i ja kiedyś mógł pisać z takim polotem, tak ostro, tak pięknie i aluzyjnie.
KOLUMBOWIE ROCZNIK 20.
Można o Romanie Bratnym mówić i pisać przeróżne rzeczy, tej powieści nie da się jednak zapomnieć i wygumkować. Męstwo, odwaga, zdolność do podejmowania nadludzkiego wysiłku, a jednocześnie zwyczajne słabości, lęki, niedostatki – wszystko mnie w tej książce fascynowało. Chciałem być każdym z jej bohaterów – Jerzym, Zygmuntem, Siwym, Kolumbem, każdym z nich. Te postaci miały w sobie charyzmę, ból, krew, miłość, historię i całą tę naszą popieprzoną polskość, która każe nam iść do boju w każdej możliwej, zwłaszcza w przegranej, sprawie.
Jest wielce prawdopodobne, że wpływ na moje postrzeganie powieści Bratnego miał telewizyjny serial w reżyserii Janusza Morgensterna, który na długo wbił się w pamięć Polaków. Być może też dyskusja, która temu filmowi i książce towarzyszyła, a którą podczytywałem przeglądając gazety. Nieważne jednak z jakiego powodu – „Kolumbowie” Bratnego pozostali ze mną na zawsze.
KRATA
Poli Gojawiczyńskiej wspomnienia z Pawiaka, które wymykają się wszelkim kategoriom i ocenom. Sięgnąłem po tę książkę… w piątej klasie podstawówki. Czytałem z rozpalonymi policzkami. Przeżywałem i płakałem, bo wydawało mi się, że wszystko, co ona opisuje jest złe, tak nieludzko niesprawiedliwe, że tak nie wolno. Gdybym miał pod ręką karabin i Niemca w pobliżu, zastrzeliłbym go na pewno.
W dorosłym życiu przeczytałem tę powieść ponownie. Byłem już po lekturze bardzo wielu książek o tematyce wojennej, obozowej, mogę wręcz powiedzieć, że byłem tym wątkiem nieco znużony. I tak też odebrałem „Kratę” przy ponownym czytaniu. Już bez wzruszenia, bez tak głębokich przeżyć.
Ale w oczach jedenastoletniego chłopca, który chciał przeczytać wszystkie książki z miejskiej biblioteki (to było zanim odkryłem, że zostanę sławnym piłkarzem), ta powieść była jak ciężki cios w klatkę piersiową. Bolała. Krzyczała do mnie. Nie mogłem uwierzyć, że to działo się naprawdę, że ludzie – ludziom… Później, gdy czytałem „Bambusową klepsydrę” Górnickiego, miałem podobne wrażenie, choć dotyczyło to innego kraju, innych czasów i innej wojny.
Wniosek? Ludzie – ludziom mogą zgotować piekło na ziemi zawsze i wszędzie, pod każdą szerokością geograficzną i w każdym czasie. Smutne, cholera.
LALKA
Uwielbiam fakt, że w szkołach zmuszają do czytania „obowiązkowych lektur”! Tak trzymać! Zmuszać! Pewnie w innym przypadku po „Lalkę” Prusa nie sięgnąłbym nigdy i być może nie poznałbym niezwykłej historii miłości i kupiectwa. Bo już sam nie wiem, co bardziej mnie zafascynowało – miłość czy opisy biznesu i stylu życia?
Na zawsze została mi w pamięci scena, w której Wokulski zwraca się do Izabeli Łęckiej słowami: – Farewell, miss Iza, farewell! – i postanawia na zawsze zapomnieć o ukochanej. Dobrze ci tak, zdradziecka suko! – myślałem, czytając ten fragment! Miałaś takiego fajnego i zakochanego po uszy faceta, i zachciało ci się innych!
W moim gronie (w owym czasie to było grono męskie) nikt „Lalki” nie lubił, wszyscy traktowali ją niemal tak samo, jak „Nad Niemnem” – a „Nad Niemnem” to przecież był szczyt nudy i popeliny (nieprawda!). Innymi słowy: „Lalka” to nie była powieść dedykowana dojrzewającemu młodzieńcowi, ale może własnie na przekór temu bardzo mi się spodobała. Czytałem na lekcjach, a konkretnie na zajęciach z mechaniki budowli.
NANA
10 najlepszych książek i wśród nich Zola??? Tak, proszę pani i pana, Zola w rzeczy samej. Czytałem „Nanę” w drugiej klasie technikum, w internacie, przed zaśnięciem. Nie pamiętam snów, które mi wtedy towarzyszyły, choć na pewno były przyjemne. Z pewnością jednak książka spełniała walory edukacyjne i działała na wyobraźnię inaczej niż świerszczyk ze Szwecji, o którym wspominałem w tym tekście 😉
„Nana”, choć podsycona erotyką, miała dla mnie dużo poważniejsze walory: zobaczyłem w głównej bohaterce dwoistość kobiecej natury. Doprowadza swoich kochanków do bankructwa lub samobójstw tylko dlatego przecież, że myśleli rozporkami, nie głową. To był szok. Jest dobra, łatwo się lituje, umie być serdeczna i hojna – i jest też zepsuta, amoralna. I skończy w piekle.
I kto jest temu wszystkiemu winien? Mężczyźni. Wiadomo.
Naturalizm w czystej postaci! Polubiłem prostytutkę Nanę i „Nanę”.
NA NIELUDZKIEJ ZIEMI
Józef Czapski i świat sowieckiego Gułagu to pierwsza książka z drugiego obiegu, która wpadła w moje dłonie. Tuż po rozpoczęciu studiów ktoś w wielkim zaufaniu pożyczył mi dwa samizdaty, błagając, żebym głęboko je chował i szybko oddał, bo kolejka chętnych jest długa. Drugą pozycją był „Zniewolony umysł” Miłosza – tak źle wydrukowany i skopiowany, że oddałem go bez czytania.
„Na nieludzkiej ziemi” Czapskiego pochłonąłem do rana. To mówi wszystko. Nie mam pretensji do literackich walorów tego dzieła, choć jest trochę kostropate, ale przecież nie o literaturę w tym przypadku chodziło…Zmroziła mnie. Dosłownie.
NĘDZNICY
Sama historia Jana i Kozety wciągnęła mnie niemal tak samo mocno, jak powieściowy… opis paryskich kanałów ściekowych. Zachwyciłem się nim! Był jak najlepszy w swoim rodzaju reportaż z epoki. Dokładny, pisany z niezwykłym realizmem, w przedziwny i paradoksalny sposób tworzący spójną całość z wędrówką Jana Valjean w Paryżu i pod Paryżem. Dopiero po latach dowiedziałem się, że opisując paryskie podziemie Wiktor Hugo korzystał z książki „Statystyka ścieków Paryża”.
Mój zachwyt towarzyszył rzecz jasna nie tylko opisom kanałów czy prezentacji rewolucyjnych nastrojów Paryża, ale przede wszystkim epickiej tułaczce bohatera, jego dobrym i złym uczynkom. Niedawno oglądaliśmy z Anią „Nędzników” na jednym z kanałów telewizyjnych – film dobry, ale… książka wciągnęła mnie mocniej. Dużo ciekawostek o tej powieści znalazłem w Wikipedii – ktoś dobrze je opracował 🙂
PUC, BURSZTYN I GOŚCIE
Ha! Zdziwieni? Ja też! Ale proszę uwierzyć – ta ciepła i pełna czułości książka Jana Grabowskiego, czytana wielokrotnie sprawiła mi nie tylko ogromną radość, ale przede wszystkim nauczyła kochać zwierzęta. Konkretnie: psy, ponieważ koty kocham raczej na odległość (alergia). Ta pozycja musiała się znaleźć na liście 10 najlepszych książek – nie wstrząsnęła mną, ale uwrażliwiła. A to się liczy.
Przede wszystkim ileż to było radości, jakże się to bosko czytało! Bursztyn i Puc, dwa podwórkowe psy, z których Bursztyn jest na pewno protoplastą naszego dzisiejszego Rudiego, to byli moi bohaterowie przez długie lata!
Nawet Muminki nie wywołują na mojej twarzy tak serdecznego uśmiechu, jak te dwa psiury i ich goście z miasta; zresztą Muminki to przecież inna liga i społeczność. Panu Grabowskiemu za przyjemność zrozumienia, że PIES TO TEŻ CZŁOWIEK, tylko bardziej zarośnięty – serdecznie i dozgonnie dziękuję.
SZTUKA KOCHANIA
Wiadomo, Wisłocka. Czy trzeba to uzasadniać? „Pierwszą” Wisłocką czytałem w odcinkach, drukowaną w tygodniku „Razem” – nie wyobrażając sobie, że będę z tym pismem współpracował przez kilka lat. „Sztukę kochania” przerobiliśmy strona po stronie z moją pierwszą dziewczyną – z tą jedynie różnicą, że ja przerabiałem ją po raz pierwszy w życiu , a moja dziewczyna… jakby już ją znała. (No i bardzo dobrze!)
PODSUMOWANIE. Dlaczego tylko 10 najlepszych książek? Nie wiem. Może należało wybrać pięćdziesiąt? Tylko kto by to chciał tu czytać?
Na pewno także masz swoją listę dziesięciu książek. Czekam w komentarzach 🙂
Jacek
Barbara
Posted at 17:46h, 20 lutegoTato -Whartona
Ptasiek
Ania z Zielonego Wzgorza
Spoznieni kochankowie
W ksiezycowa jasna noc
My dzieci z dworca zoo
Faraon
Lalka
Zielona mila
Jacek
Posted at 23:30h, 20 lutegoAnia prosi, żebym dopisał, że się zgadza z tym wyborem! Chwilowo nie siedzi w komputerze 😉
Iza
Posted at 23:26h, 20 lutegoDodałabym jeszcze „Inny Świat” Grudzinskiego
Jacek
Posted at 23:29h, 20 lutegoO, tak, zgadzam się. Choć jak myślę na spokojnie, to chyba czytałem po skończeniu 20 lat, nie wcześniej… A założyłem tu sobie, że lista obejmuje precyzyjnie dwudziestkę, ten etap podstawowego nasiąkania literaturą. Ale to zacna pozycja.
Joanna
Posted at 11:50h, 21 lutegoA Chłopcy z Placu Broni?
Jacek
Posted at 11:53h, 21 lutegoI tu mnie masz!!! No jasne! Zapomniałem o Nemeczku!
Joanna
Posted at 18:09h, 21 lutegoTak też myślałam?
Ostatnio powróciło wspomnienie i ten ścisk w żołądku, kiedy to mój syn tak jak ja kiedyś przeżyłam śmierć Nemeczka. Cudownie tu u Was. Fantastyczny blog. Dziękuję
Joanna
Posted at 18:12h, 21 lutegoPrzepraszam za błędy ale emocje wzięły górę!?
Jacek
Posted at 18:52h, 21 lutegoDziękujemy, Joanno, zaglądaj częściej 🙂
Z Nemeczkiem chyba wszyscy tak mieliśmy…
Dorota
Posted at 19:27h, 23 lutego„Buszujący w zbożu”, „My dzieci z dworca Zoo”, „Jeżycjada”, „Ten obcy” ?
Beata
Posted at 17:53h, 10 marcaStudenckie czasy to zdobyczny Stachura, ( kto go pamięta?). Szkoła to Siesicka i „Zapałka na zakręcie” a z lektur to jednak „W pustyni i w puszczy” i „Faraon”. Dziecięcą wyobraźnię kształtował Andersen.
„Puc Bursztyn i goście” to ulubiona polska ale na równi z „Wróbelkiem Elemelkiem”. Mam jeszcze te książki w piwnicy 🙂
Jacek
Posted at 18:16h, 10 marcaJak to kto pamięta Stachurę?! Pamiętamy, wielu pamięta 🙂
A „W pustyni i w puszczy”, fakt, Andersen również – to budowało nam wyobraźnię. „Zapałka” mnie jednak jakoś nie powaliła, choć pamiętam dobrze.
I była jeszcze taka książka, nie pomnę autora, ale Google zaraz podpowie, nazywała się chyba „Generał Ciupinek”, rzecz działa się w Łysobykach Wielkich, ilustrowana przez Papcio Chmiela, zaśmiewałem się do łez 🙂 Google podpowiedział: Barbara Tylicka… Fajna książka. Ale chyba dla chłopczyków jednak.