03 lip Jadłonomia po polsku. Wciąga!
WIEM! Książki kucharskiej się nie czyta, jej się używa! Ale co mam począć, jeśli przeczytałam ją jednym tchem?
Polska kuchnia kojarzy się ze schabowym, bigosem, golonką, a na upartego jeszcze z setą i galaretą. Tłusta, mięsna, maślano-śmietanowo-zasmażkowa – taka ci ona jest w zapisie naszych narodowych stereotypów i w rodzinnych przekazach. Kasze, żury, groch, soczewica, bób, grzyby czy olej lniany, to wszystko było w naszej tradycji, ale zostało wyparte przez karkówkę z grilla, pierś z kurczaka, kebab i burgera z argentyńskiej wołowiny. I może właśnie dlatego, czytając najnowszą książkę Marty Dymek „Jadłonomia po polsku”, byłam tak mocno podbudowana…
Wreszcie ktoś to pokazał! Podsumował, zebrał w jedną całość i pokazał światu, jak wspaniałe potrawy można przyrządzać z tego, co jest lokalnie dostępne, zdrowe, szybkie, tanie i proste. A jednocześnie – niezwykle wykwintne. Teoretycznie wiele z przepisów wskazanych przez autorkę znam lub stosowałam w praktyce, ale zdecydowaną większość pomysłów kulinarnych przeczytałam z zapartym tchem. Serio.
„Jadłonomia po polsku” – ukłon w stronę historii?
Otóż nie! To wcale nie jest zwykłe odtworzenie „przepisów babuni”. Marta Dymek przytacza wiele przepisów kulinarnych, które są świeże, niebanalne i choćby nawet miały historyczne korzenie, brzmią nowocześnie. Wegańsko, wegetariańsko.
To jest taki styl w kuchni, który w Niebie uwielbiamy. Zrobić coś z niczego. Nasi goście chwalą sobie zupę pokrzywową czy prościuteńką zalewajkę, a takie właśnie proste dania to przecież istota kuchennej radości. Szybko i smacznie. I zdrowo. Z produktów, które niemal zawsze mamy pod ręką.
Marta Dymek od lat pokazuje, że posiłki opierające się na diecie bezmięsnej, na składnikach roślinnych, stanowią niezwykłą alternatywę dla kuchni tradycyjnej. Tej ciężkiej, bazującej na tłuszczu, mięsiwie i wielogodzinnym staniu przy garach. Można inaczej – i ja akurat mocno w to wierzę. Hołduję takiej kuchni.
Dlatego „Jadłonomia po polsku” kojarzy mi się nie z naszą kulinarną przaśnością, nie ze szlachecką tradycją, ale przede wszystkim z prostotą. Łatwość dostępu do składników ma tu kluczowe znaczenie. Od nowalijek, które można przetwarzać na wiele sposobów, po kasze, warzywa korzeniowe i strączkowe, aż po grzyby, jagody i dynie.
Soljanka z boczniaków czy dynia z owocami pod kruszonką?
Wracaliśmy z Jackiem znad morza. Podróż trwała ponad 8 godzin i proszę teraz publicznie o przebaczenie, że nie towarzyszyłam Panu Kierowcy i nie pilnowałam drogi, zaczytana w przepisach i planująca kolejne kuchenne szarże. Ale było warto!
U Marty Dymek można znaleźć mnóstwo inspiracji. Nawet, jeśli przygotowujesz swoje firmowe danie od stu lat (jak ja), to nagle wpada ci w oczy jakaś fajna alternatywka, nowa kombinacja, dodatek, coś intrygującego. I już widzisz tę potrawę inaczej, już chcesz ją zmieniać, modyfikować. Swoją drogą: eksperymentowanie w kuchni to wielka sztuka – nie jestem tu bohaterką – więc każda podpowiedź się liczy.
Na przykład jednoskładnikowe naleśniki z kaszy gryczanej na… zakwasie. Przepis banalnie prosty, wymagający odrobiny cierpliwości (ciasto trzeba odstawić na kilkanaście godzin), ale dający znakomite efekty. Albo letni barszcz z bobem, na który właśnie się szykuję. Albo fasolka szparagowa ze szpinakiem i malinami.
Królowa kapusta
Wszystko to proste, choć rzecz jasna wymagające nieco czasu. Z radością przeczytałam wpis autorki poświęcony kapuście kiszonej, którą kisimy od pierwszych dni mieszkania na wsi – niewiele może równać się z jej smakiem i właściwościami. Marta Dymek nie wierzyła w sens kiszenia kapuchy: po co, skoro można ją kupić na każdym straganie. Ale… spróbowała i teraz pisze o kapuście tak:
Domowa kiszona kapusta jest najbardziej ekscytującą kiszonką. Przepyszna na kanapkach z hummusem, w bajglu z pasztetem albo prosto ze słoika. Zupełnie niepodobna do tej kupionej nawet w najlepszym warzywniaku. Jędrna, aromatyczna i chrzęści, jakby się chodziło po śniegu…
Podoba mi się też pomysł na kryzysową pastę musztardową – musztarda dzięki łaskawości władzy potaniała, ale np. drewno na opał podrożało – bo jest zabójczo prosty. Podoba mi się także wegański tatar z kaszy jęczmiennej, który nadaje się na wiejskie imprezy 😉
Nie tylko dla orłów
„Jadłonomia po polsku” to książka, którą przy okazji świetnie się ogląda. Duża w tym zasługa dobrych, smakowitych zdjęć, które przykuwają wzrok, i prostoty graficznej, która z kolei ułatwia praktyczne stosowanie przepisów. Bardzo fajna, pogodnym stylem napisana książka kucharska, która wciąga i inspiruje – polecam ją wszystkim, nie tylko wprawionym w bojach kucharkom.
Co jednak najważniejsze: sięgnięcie do korzeni polskiej kuchni bardzo się autorce i jej czytelnikom opłaciło. „Jadłonomia po polsku” to zestaw receptur często zapomnianych, przepisów czasem niszowych, niedocenianych lub karkołomnych, jak choćby kapusta z ciecierzycą i daktylami (wpadlibyście na daktyle?) lub pasztet z chałwą. I w tym tkwi jej urok!
Bardzo mi ta książka przypadła do gustu. Leży w kuchni, nie w bibliotece, a to najwyższy wyraz uznania.
Ania
Marta Dymek, „Jadłonomia po polsku”, wydawnictwo Marginesy, cena 39,61 zł
POLECAMY RÓWNIEŻ: Inne lektury z naszej czytelni
No Comments