06 maj Nalewunia z młodych pędów sosny
Nie chcę was popędzać, ale jeśli chcecie mieć jesienią i zimą zdrowe gardła, to teraz jest ostatni moment, by o to zadbać. Powoli kończą swój najlepszy czas młode pędy sosny, z których można przygotować znakomity syrop (dla dzieci) i jeszcze znakomitszą nalewkę. To proste, wykonalne także wtedy, gdy nie mieszkacie na wsi. Wystarczy znaleźć sosnowy młodnik za miastem…
Spędziłem jedną połowę niedzielnego wieczoru na przeklinaniu i drugą na odkrywaniu, że durny ze mnie facet. Powodem były pędy, a ściślej – ich przygotowanie do celów przetwórczych. Zbieranie młodych odrostów sosny to czysta przyjemność. Chodzisz po lesie, raz się schylasz, raz wspinasz, pełen fitness, i zbierasz.
Nalewunia – zaczynamy!
Zasada jest taka, by nie ogołacać sosnowych gałęzi z wszystkich pędów – ja zawsze zostawiam choćby jeden odrost – i nie koncentrować się na jednym drzewku, lecz zrywać pędy z różnych miejsc. Nie zbieramy pędów lekko już zdrewniałych, długich. Z powodu zrywania pędów z sosną nie dzieje się nic złego, zagęszczamy jedynie jej koronę, bo siła wzrostu pójdzie w nowe przyrosty i gałęzie. Znam ogrodników, którzy przycinają w ten sposób o jedną trzecią wszystkie pędy na sosnach, utrzymując bardziej zwarty ich pokrój. To, co zabieramy drzewom, powinniśmy jednak bardzo racjonalnie przetworzyć.
Jak oczyścić pędy sosny?
I tu był wczoraj pies pogrzebany. Zresztą – w poprzednich latach też miałem tę samą przypadłość, przeklinając obróbkę pędów przed ich zasypaniem cukrem lub zalaniem miodem. Młody pęd sosny zasadniczo jest zielony, ale jego zieleń przykrywa jasnobrązowa, omszała łuska. Zwykle ją zrywam, oskubuję, skrobię małym nożem lub przecieram – technika jest dowolna, liczy się końcowy efekt: dotarcie do „zielonego”.
Nie ma znaczenia, czy robię to w lateksowych rękawiczkach, czy gołymi rękami, problemem po oskubaniu dwóch-trzech pędów staje się lepkość żywicy, którą są one nasączone. Do dłoni lub rękawiczek klei się niemal wszystko, po pewnym czasie palce kleją się z palcami, żywica ani myśli ustępować. Co robisz? Siedzisz lub stoisz nad koszem pełnym pędów i przeklinasz.
Tak było wczoraj. Skubałem i przeklinałem. I skubałem. I raz nożykiem, raz rączką, raz nawet pod wodą (nie rekomenduję), a potem znów gołymi rękami. A potem znów przeklinałem. Trwało to dwie godziny, w wiklinowym koszyku pędów nie ubywało, moje klejące się palce doprowadzały mnie do szału, więc wreszcie powiedziałem – dosyć, wystarczy!
Zabrałem na podwórko koszyk ze sporą resztą pędów i już-już miałem je wysypać, gdy przypomniała mi się zasada obierania jajek w szklance. Wlewasz wodę, wkładasz jajko, zakrywasz, potrząsasz – obrane. Z czosnkiem podobnie: wkładasz do słoika, zakręcasz, potrząsasz – gotowy. Spróbowałem więc zrobić to samo z pędami. Potrząsnąłem energicznie koszykiem raz, drugi, piętnasty… Mocno poszurałem w prawo-lewo, podrzuciłem kilkanaście razy. I…?
Ta obrastająca je brązowa warstwa łusek zaczęła spadać sama! Im bardziej energicznie potrząsałem, tym więcej jej opadało i wysypywało się przez szpary w koszu. Moim oczom zaczęły się ukazywać zupełnie zielone, zieloniuteńkie, śliczne pędy! To działa! I nie brudzi rąk! Więc jeśli masz wiklinowy kosz lub sito – spróbuj, nie męcz się jak Twój autor-baran niedomyślny.
Jak zrobić nalewkę z młodych pędów sosny?
Przygotowałem pełen pięciolitrowy (wyparzony) słój młodych pędów i drugi mniejszy, dwulitrowy. Ten mniejszy z dedykacją dla Leonarda – będzie w nim powstawał syrop dla wnuka. Ten większy to zaczyn przyszłej nalewki. Jak się ją robi?
Pędów zasadniczo nie myję, wystarcza ich dobre oczyszczenie. Istnieje kilka szkół komponowania nalewki.
- Według pierwszej szkoły pędy sosny zasypuje się cukrem, dociska każdą ułożoną warstwę, odczekując na wyciągnięcie przez cukier wszystkich właściwości. Po 14 dniach zlewa się powstały w ten sposób syrop i rozcieńcza go alkoholem. Ta metoda pozwala zachować część syropu w stadium bez alkoholu, czyli w wersji dziecięcej.
- Druga szkoła bardziej celebruje ten proces. 1 kg pędów zasypujemy 1 kg cukru, warstwami układając pędy i przesypując je cukrem. Każdą warstwę dociskamy. Całość zalewamy następnie setką spirytusu 98-procentowego (do całej nalewki potrzebujemy 1 litr alkoholu). Ta odrobina spirytusu zapobiega procesowi fermentacji. Zamykamy słój szczelnie i odstawiamy go na dwie-trzy doby. Kiedy w słoju pojawi się spora ilość syropu, dolewamy pozostałą część spirytusu i odstawiamy na trzy miesiące. Po tym czasie filtrujemy, zlewamy, wyciskamy resztę soku z pędów i odstawiamy na kolejne trzy miesiące.
- Trzecia szkoła to przeciwieństwo dwóch poprzednich. Najpierw zalewamy pędy sosny alkoholem (wódką lub spirytusem), dbając, by wszystkie pędy w słoju zostały nim przykryte, a po dwóch tygodniach zlewamy ten wyciąg, a pozostałe w słoju pędy zasypujemy cukrem. Kiedy cukier się rozpuści, zlewamy powstały syrop i mieszamy z sobą oba nastawy.
Nalewunia – alternatywy
Są jeszcze warianty alternatywne. Cukier można zastąpić miodem – jeśli będzie to miód spadziowy, to nalewka lekko zmieni swój smak, inne miody nie wpłyną tak mocno na tonację. Można też pobawić się w kupażowanie i zmieszać nalewkę na pędach sosny na przykład z nalewką z owoców czarnego bzu, malinową lub aroniową. Wzmacniamy w ten sposób właściwości naszego leku. Przypominam bowiem, że produkujemy dla siebie lekarstwo na obolałe gardło, a nie słodki napitek 🙂
Próbowałem wszystkich trzech szkół, dają te same efekty smakowe, odżywcze, lecznicze i wizualne. Nalewunia sosnowa ma piękny, złoty kolor, smakuje wybornie. W tym roku wybrałem wariant pierwszy – pięciolitrowy słój zasypałem dwoma kilogramami cukru trzcinowego. Po dwóch tygodniach dodam do niego miód i powstanie znakomity syrop na kaszel i profilaktycznie – na wszelkie dolegliwości gardłowe. Pyszny, słodki, smaczny. Będzie smakował nawet facetowi, który zasłynął najdłuższymi gilami świata! (Leo, to reklama, nie żart!)
Nie popełnij mojego błędu!
Ważna uwaga! Przygotowując nalewunię nie popełnij mojego błędu sprzed roku… Pędów sosny nie przetrzymujemy zbyt długo w stanie zasypania cukrem bądź zalania miodem. Dlaczego? Uwalnia się spora ilość terpentyny, pędy zaczynają fermentować. Sam syrop nie traci właściwości, ale zmienia smak, zaczyna przypominać greckie wino Retsina, a nie każdemu odpowiada daleki posmak asfaltu w ustach. Fermentacji, jak pisałem powyżej, zapobiec może dodanie alkoholu, ale wtedy z założenia, już na starcie, nie będziecie mieli syropu dla dziecka lecz zaczyn nalewki
Ja tak niestety zrobiłem: trzymałem pędy w cukrze, zapominalski,grubo ponad miesiąc i w efekcie otrzymałem syrop wprawdzie słodki, ale z charakterystycznym posmakiem. Nie jest to mistrzostwo świata, przyznaję. Nie podaję go więc ani gościom, ani domownikom. Piję sam, za karę 😉
Jak zrobić syrop dla dziecka?
- Zbieraj krótkie, bardzo młode pędy. Niektórzy zielarze-gemmoterapeuci uważają wręcz, że należy zbierać pączki sosnowe w połowie kwietnia lub nawet wcześniej, kiedy są naprawdę maleńkie. Ale myślę, że wystarczy, jeśli zrywamy pędy nie dłuższe niż 10 cm.
- Oczyść pędy z brązowej łuski. Zakładam, że potrzebujesz na zapas dla jednej osoby około 1 kg pędów.
- Przełóż do słoja pierwszą warstwę pędów, zasyp ją cukrem brązowym (trzcinowym) lub ksylitolem. Możesz też zalać miodem. Potem włóż kolejną warstwę i znów zasyp.
- Każdą warstwę należy solidnie ugnieść.
- Zakręć słój, odstaw w słoneczne miejsce na około 4 tygodnie
- Sprawdzaj stan syropu. Jeśli cukier całkowicie się rozpuści, a sam lek ma kolor miodowo-złocisty, możesz przecedzić go i wlać do ciemnych (!) butelek, szczelnie je zamknąć i odstawić do chłodnego, ciemnego pomieszczenia.
Powstały w ten sposób syrop z małego słoja poczeka na gardło Leonarda z nadzieją, że nigdy nie będzie mu potrzebny 🙂 Ale warto profilaktycznie podawać dziecku po 1 łyżeczce maksymalnie 2-3 razy w ciągu dnia. Jest smaczny, nie trzeba przekonywać do smakowania…
Co zrobić z samymi pędami? Szkoda ich wyrzucić: zmacerowane cukrem pędy zalewam zwykle spirytusem nalewkowym lub wódką, potrząsam, odstawiam na kilka dni i zlewam do słoja, odcedzając przez filtr do kawy. Powstaje smaczna nalewunia, która czeka na swój czas jesienią. A kiedy przychodzą pierwsze przymrozki, sprawdzam jej jakość i przydatność: mały kieliszek dziennie potrafi zdziałać cuda…
Jakie właściwości mają pędy sosny?
Powinienem od tego zacząć, prawda? Młode pędy sosny zawierają mnóstwo olejków eterycznych, tzw. monoterpenów – pinen, limonen, feladren i octan berylu, który nadaje pędom charakterystyczny zapach. Olejek sosnowy od stuleci stosowany był w ludowej medycynie do leczenia schorzeń dróg oddechowych. Pomaga też usuwać złogi z nerek, używa się go do rozgrzewających maści.
Pędy zawierają także sole mineralne, węglowodany, flawonoidy – przeciwutleniacze, które pomagają nam usuwać z organizmu wolne rodniki. Dzięki temu opóźniamy procesy starzenia, wzmacniamy system naczyń krwionośnych. Witamina Ca i garbniki, z ich właściwościami przeciwzapalnymi i przeciwkrwotocznymi, to kolejne cenne składniki pędów. Naukowcy badają jednocześnie wpływ kwasów żywicznych zawartych w pędach na leczenie epilepsji oraz wzmocnienie kości.
Syrop z pędów sosny – na miodzie lub cukrze – ma właściwości wykrztuśne, wzmacnia organizm, działa antybakteryjnie, poprawia odporność organizmu. Można go zażywać przez cały rok, osłonowo. Nasze babki stosowały go przy pierwszych oznakach przeziębienia, na kaszel i chrypę, zapalenie gardła i oskrzeli, na katar i ogólne osłabienie. Syrop skraca czas rekonwalescencji po chorobach górnych dróg oddechowych. Przeciwwskazaniem do jego stosowania są astma i krztusiec.
Dla dzieci jest lepszy od równie zdrowego syropu z czosnku, ponieważ ma słodki smak i klarowność. Mamom lub przyszłym mamom będzie smakował równie dobrze! Polecam!
Jacek
POLECAMY RÓWNIEŻ: Jak zrobić pokrzywowy krem miodowy? Teraz jest ten czas!
Gosia K.
Posted at 20:26h, 06 majaMam pytanie ad syropu dla dzieci. Czy proporcje to również 1 kg pędów na 1 kg cukru? Pisze Pan że 4 tygodnie maja leżeć zasypane, a wcześniej w poradach ad nalewki jest wskazówka zeby zbyt długo nie leżały w tych cukrach bo będzie posmak terpentyny, czy syrop dla dzieci nie będzie miał takiego posmaku w takim razie? Pozdrawiam ciepło z naszego nieba i czekam na info zwrotne 🙂
Jacek
Posted at 21:45h, 06 majaNie panujmy sobie 🙂
Proporcje są własnie takie, choć jeśli mam być zupełnie szczery, robiąc ten syrop od czterech lat, staram się nie być aptekarzem. Mniej więcej, to jest dobre określenie. Kiedy robię syrop, staram się dobrze zasypać cukrem każdą warstwę pędów, potem ją dobrze ubijam i na to kładę kolejną, i zasypuję. Im więcej cukru lub miodu, tym więcej syropu, ale też nieco mniejsze stężenie dobroczynnych substancji pochodzących z pędów. O tyle więc te proporcje mają sens.
Żeby być konkretnym – sypię około kilograma. I tego się trzymajmy 🙂 Co do posmaku – zobaczysz po dwóch tygodniach, że syrop będzie już całkiem dobry, cukier się rozpuści, smak pędów będzie dobrze wyczuwalny. Do 4 tygodni można potrzymać, więcej nie rekomenduję – mnie się zdarzyło prawie dwa miesiące, a to za dużo.
Reasumując: kontroluj to. Ja tak robię z wszystkimi nalewkami i syropami, zwłaszcza tym z czarnego bzu. (Tylko raz zapomniałem…) Po dwóch tygodniach macerowania warto sprawdzać smak syropu – jeśli się nie zmienia, możesz nie przerywać procesu, jeśli wyczujesz negatywne zmiany, po prostu zlej cały nastaw, przefiltruj i odstaw w ciemnej butelce. To jest naprawdę super lekarstwo i ma świetny smak!
Gosia K.
Posted at 15:35h, 16 majaPłakać mi się chce, zrobiliśmy wszystko tak jak w przepisie na syrop i po tygodniu patrzę a tam nam w słoiku od góry wszystko zapleśniało ? nie rozumiem, co zrobiliśmy źle?? Tyle godzin obierania i dumy że to już i będzie , że pierwszy raz się zabraliśmy choć od paru lat był planowany … a tu taki dramat …
Jacek
Posted at 16:31h, 16 majaNie wiem, zupełnie nie wiem co Ci odpowiedzieć… Robiliśmy, jak rozumiem, w tym samym czasie niemalże. Dziś zajrzałem do swoich słojów – wszystko jest dobrze. Sprawdziłem przepis – dokładnie to opisałem, co robię zwykle od pięciu lat… Może płukałaś wodą pędy i stąd problem? Przyznaję, że nie opłukuję pędów, wystarczy mi, że je dobrze czyszczę i że jest to koszmarna robota. Może na jednym z nich była już jakaś pleśń? Też nie przypuszczam, bo to młode pędy, pleśń nie zdążyłaby się jeszcze rozwinąć. Być może zalążki pleśni były w niewyparzonym słoju – i stąd problem? Albo za mało cukru? Nie wiem, wybacz… 🙁
Przeczytałem gdzieś, że taka niewielka pleśń to nie problem, że jest naturalna i może brać się z niemieszania w słoju. I dalej – że wystarczy ją zebrać i zasypać cukrem. Ale szczerze mówiąc – nie polecałbym Ci tego. Pleśń, to pleśń. Syrop ma służyć leczeniu, więc powinien być czysty.
Może trzeba spróbować jeszcze raz?
Gosia
Posted at 07:07h, 12 majaWitam. Mam pytanie do nalewki wariant 2. Po trzech dobach zalewam spirytusem i nalewka ma stać 3 miesiące- i pytanie w jakim miejscu? Czy w ciepłym i do słońca, czy w ciemnym i chłodnym. Proszę o odpowiedz. Pozdrawiam.
Jacek
Posted at 09:40h, 12 majaKiedy nastawiam nalewkę z pędów, co zrobię w ten weekend :-), najpierw przez kilka dni – to zależy od siły słońca – trzymam pędy zasypane cukrem lub zalane miodem na parapecie okna. Kiedy cukier się rozpuści, przenoszę ją we wnętrzu domu w zacienione miejsce. Gdy stworzy się syrop, zlewam go – i mam lekarstwo na zimę dla wnuka 😉
A następnie zalewam pozostałość spirytusem nalewkowym na trzy miesiące. I trzymam w zacienionym miejscu, niech się dobrze maceruje. Dopiero na koniec, gdy oddzielam pędy od nalewki, doprawiam ją miodem (ale często tego nie trzeba robić, bo syrop jest wystarczająco słodki) i lekko rozcieńczam przegotowaną wodą, żeby % alkoholu nie był zbyt wysoki.
Podsumowując moje doświadczenia – zasada jest taka: pędy na syrop/lekarstwo – trzymamy w ciepłym miejscu, na słońcu, a potem zlewamy i przechowujemy np. w lodówce (to syrop dla dzieci). Po dodaniu alkoholu nalewkę trzymamy w cieniu, niekoniecznie musi to być miejsce chłodne typu lodówka czy ziemianka. U nas stoi w temperaturze pokojowej, w schodku pod schodami, i ma się świetnie. Przedtem trzymaliśmy w ziemiance, ale różnicy żadnej nie było.
Pozdrawiam!
Zuza
Posted at 21:49h, 28 majaJeżeli wybrałam 3 opcje tzn zalanie pędów wódką to przed dodaniem cukru ma stać w ciemnym czy nasłonecznionym miejscu ?
Pozdrawiam
Jacek
Posted at 23:35h, 28 majaJa zawsze stawiam w ciemnym miejscu. Ale gdybym miał np. tylko zasypać cukrem, a dopiero później zalać alkoholem, to oczywiście na słońcu, żeby pomogło cukrowi się rozpuścić. I generalnie staram się te najbardziej zdrowotnościowe nalewki trzymać w ciemnych butelkach.