07 cze Późny wieczór w Niebie: sałata z burzą
Napiszemy ten post we dwoje, naprzemiennie. Ania o swojej wieczornej fascynacji, Jacek o swojej. Zmieścimy się tu gdzieś pomiędzy widelcem a błyskiem w przestworzach.
JACEK: Zaczynamy pisać późnym wieczorem. Grzmi. Burza na skraju lasu to niesamowite zjawisko. Najpierw z daleka słychać wielki szum. Jakby jechało kilka pociągów towarowych z ruskim węglem, jeden za drugim, daleki huk i rumor. Potem wzmaga się wiatr, targa koronami drzew. Boisz się, bo wielkie sosny, dęby, świerki, topole i wierzby stoją kilkanaście metrów od ciebie, gdyby się zawaliły – giniesz. Wiatr dogina je i tłamsi.
Późny wieczór w Niebie
ANIA: Najpiękniejsze jest to, że wszystko, czego zwykle z dużym trudem doświadczałam w sklepach, mam tu na wyciągnięcie ręki. Świeże, pachnące, kuszące. Zmieniłam w tym roku zasady przydomowego ogródka – jest więcej zieleniny, sałat, szczypioru i czosnku, nieco mniej ogórków, pomidorów, bobu i fasoli. Postawiłam na to, co można zjeść na bieżąco, prosto z ogródka do garnka i na talerz, niż na warzywa, które da się zakonserwować.
JACEK: Dźwięki! Straszliwe dźwięki! Las jęczy pod naporem wiatru. Wszystko skrzypi, ociera się o siebie, łamie, pęka, zgrzyta. Siedzimy z Anią na tarasie i słuchamy wspaniałego spektaklu: już prawie noc, minęła godzina 22, a w lesie tańczą demony. Od zachodu błyska się, od wschodu ciemność coraz większa. Nie pada jeszcze, ale burza wisi w powietrzu.
ANIA: Nie męczy mnie praca w kuchni i ogrodzie, choć coraz częściej brakuje czasu na wszystko. Upał jest przeokrutny, od wczesnego rana do południa udaje się zwykle coś wypielić, posiać i przyciąć, potem czas na pracę przy komputerze, a późny wieczór to rytuał podlewania (Jackowa burza coś nie nadchodzi…) i planowania. No i kuchnia. Można pobawić się ogrodowymi zdobyczami: rukolą, roszponką, rzodkiewkami, kwiatami szczypioru, sałatą lodową, mizuną.
JACEK: Czekamy na burzę na tarasie, z sałatką Ani i butelką różowego wina prosto z winnicy Mikołaja Korola z Mielnika. Zalegała w ziemiance od dwóch lat – wówczas to odkryliśmy Pana Mikołaja (tego z programu „Rolnik szuka żony”) i jego dzieła – i dziś wychłodzona trafiła na stół. Wino pyszne, burza jakby mniej łaskawa: zatrzymała się na linii Bugu i stoi w miejscu.
Proste jedzenie
ANIA: Lubimy proste jedzenie. Na obiad młode ziemniaki maczane w zsiadłym mleku, które wzbogaciłam zieleniną. Ogrom własnego szczypioru, czosnku, starkowanych ogórków, z pieprzem, papryczką i solą. Koszt niewielki, smak boski, jedyny problem to szorowanie młodych ziemniaków – macie tak samo? Nie cierpię tego robić!
JACEK: Wiatr musi się wyszumieć, jak facet. Tarmosił drzewa, uciszył wszystkie ptaki w okolicy i… uciekł gdzieś. Cisza, która zwiastuje burzę, jest nieprawdopodobnie głęboka. Siedzimy w fotelach i dosłownie nie słychać nic. Jakbyśmy czekali na walnięcie pioruna, na grzmot, na zawalenie się ściany lasu nieopodal – a tu ciiii! Zero dźwięków. Nie pada, choć przed chwilą czarne chmury zawaliły nam niebo. Nie wieje, choć kilka minut temu las wariował od kakofonii dźwięków. Cisza. Monstrualna. Późny wieczór.
ANIA: W mieście takie chwile były jak kolejny przystanek na trasie tramwaju – szybko coś robisz i zapominasz. Na wsi stajesz się kompozytorem. Serio. Tworzysz swoje dzieła dokładnie według własnego widzimisię. Więcej mizuny czy kopru? Doprawić czochem, cebulą czy wystarczy szczypior, który jeśli jest z własnego poletka, szczypie w język jak żaden inny „miejski” szczypior. Chcesz dodać gotowane jajko? Jego kolor cię rozwala: białe jest białe, żółte to żółte, nie inaczej, żadnych kompromisów. Lubię taką kuchnię!
JACEK: Siedzę z nosem w smartfonie (niestety…) i mam na takie okazje dwie aplikacje: Radar Opadów i Lightningmaps.org. Pierwsza pokazuje w czasie niemal rzeczywistym, gdzie aktualnie pada deszcz. Bardzo przydatna! Druga odpowiada za wskazania burz i wyładowań atmosferycznych: gdzie błyska, jak się rozchodzi. Obie są znakomite. Ta ostatnia potwierdza ludową mądrość: burze zwykle zatrzymują się na linii Bugu. Widzimy dalekie błyski, słyszmy odgłosy grzmotów, ale nie doświadczamy deszczu. Burza na Bugu traci swój impet.
Kogo ruszają pioruny?
ANIA: Pięknie jest. Burzowo i smacznie. Sałata w świetle świec na tarasie wygląda obłędnie, a smakuje jeszcze lepiej. Przepis zostawiam na zdrowoodchudzonych, a wino, choć dobre, odstawiam – nie jestem fanką alkoholu – i spoglądam na naszego psa: oazę spokoju. Grzmi z oddali, ledwie skończyło dmuchać, a on… Miejskie psy w takich chwilach kulą ogon pod siebie, uciekają do łazienek, Rudi tymczasem jest jak pan własnego losu – śpi spokojnie, podnosi go jedynie ruch z naszej strony. Pioruny go nie ruszają.
JACEK: Niesamowita jest ta sałatka, niesamowite jest to miejsce i czas. Spadło raptem kilka kropel (liczyliśmy na prawdziwy deszcz…), nie ma ani wiatru, ani błysków, ani komarów, nie ma nic. Jesteśmy tylko my i pewnie słychać moje mlaskanie 🙂
ANIA: Wrzucamy ten post rano czy przed spaniem?
JACEK: Teraz! Zwróciłaś uwagę, że nigdy wcześniej nie pisaliśmy razem, wspólnie?
ANIA: Rozwijamy się. Doszliśmy razem!
JACEK: OMG! Doszliśmy razem!
ANIA: Wariat. Nie czytajcie go: wypił prawie całą butelkę Korola 🙂 Idziemy spać.
Ania i Jacek
POLECAMY TAKŻE: Kąpiele leśne – jak czerpać zdrowie z natury
Anonim
Posted at 09:53h, 07 czerwcaSuper się Was czyta! I razem i osobno! ? Jak powieść w odcinkach, albo słuchowisko w radiu, na które się czeka z zapartym tchem… Poproszę o więcej! Albo… powinniście swoje zapiski wydać na papierze! Jestem za! ?
Jacek
Posted at 10:35h, 07 czerwcaDziękujemy, a lica mamy spłonione z zawstydzenia ?
Anonim
Posted at 16:31h, 07 czerwcaA ja na to wszystko mam tylko 3 słowa. Kocham Was czytać ?
Jacek
Posted at 16:38h, 07 czerwca???