Buszujący w fasoli, czyli list otwarty do Nieobecnej
3141
post-template-default,single,single-post,postid-3141,single-format-standard,theme-bridge,bridge-core-3.0.7,qi-blocks-1.2.5,qodef-gutenberg--no-touch,woocommerce-no-js,qodef-qi--no-touch,qi-addons-for-elementor-1.6.6,qode-page-transition-enabled,ajax_fade,page_not_loaded,,qode-title-hidden,qode_grid_1300,qode-content-sidebar-responsive,columns-4,qode-child-theme-ver-1.0.0,qode-theme-ver-29.4,qode-theme-bridge,disabled_footer_bottom,qode_header_in_grid,wpb-js-composer js-comp-ver-6.10.0,vc_responsive,elementor-default,elementor-kit-8015

Buszujący w fasoli. List otwarty do Nieobecnej

Miała być spontaniczna, poetycka relacja, a będzie raport z pola walki o przetrwanie. Muszę go napisać – w formie Listu Do Kobiety, Która Wyjechała i Zostawiła Mnie z Tysiącem Drobnych Zadań.

Droga Aniu, a nawet Najbardziej.

Nie mam z Tobą bezpośredniego kontaktu, gdyż jak wiesz zasięg w Niebie (dziękujemy ci, T-Mobile) jest zerowy, więc mogę tylko pisać satelitarnie. Na początku mojego listu serdecznie Cię pozdrawiam i o zdrowie pytam, choć mam wrażenie, że jesteś zdrowa – z Twoich zdjęć na Facebooku wynika, że nie zostałaś pobita podczas manifestacji w Szczecinie i że nawet trzymałaś się za ręce z jakąś ideologią. Ja niestety nikogo za rękę potrzymać nie mogę, gdyż jestem tu uschnięty i samotny jak pies oraz potrzebny nikomu jak nieczynny telefon T-Mobile.

Buszujący w post-itach

Zostawiłaś mnie z żółtymi karteczkami i ja to bardzo szanuję. Nie wynaleziono nic mądrzejszego niż post-ity, które pozwalają porządkować życie. Każdą wnikliwie przeczytałem i wypełniłem treścią:

  1. Żarówki w lampach ogrodowych wymienione. Wczorajszej nocy o godzinie 1:30 siedziałem na schodach werandy i widziałem, jak bardzo zmienił się nocny krajobraz, gdy pojawiły się światła. Miałaś rację: ogród wygląda teraz jak zajezdnia autobusowa, ale przynajmniej widać skradające się potwory.
  2. Żarówka w piwnicy też wymieniona. Znów miałaś rację – światło z otwartych drzwi to jednak za mało.
  3. Kwiaty na werandzie, w domu i na tarasach podlane. Co to znaczy: „wsadź palec i sprawdź czy nie mają za mokro?” Do jakiej głębokości wsadzać? Po wierzchu czy do korzeni? Sprawdzać przed podlaniem czy po? Na wszelki wypadek sprawdziłem po podlaniu – miały mokro aż do samych kamyczków na dnie. Czyli dobrze?
  4. Ogród też podlewam. Kiedy wychodzę ze szlauchem po godzinie 16, to już o 22 mam wszystko z głowy i tak jak chciałaś – spędzam wieczory na świeżym powietrzu. Przyznaję uczciwie: obowiązki podzielone na dwie równe połowy wydają mi się mniej czasochłonne.
  5. Odgrzałem pierogi. Nie wiem tylko czy dobrze odgrzałem, bo po pół godzinie gotowania uzyskałem oddzielnie jagodową zupę i jakąś taką mączystą maź. Jesteś pewna, że pierogi były z jagodami? A nie puste? Robiłem tak, jak kazałaś: na lekko osoloną – wrzucamy – gotujemy – odcedzamy. Może sam proces gotowania był za krótki i to się nie zdążyło zbiec w jedną całość? Nie wiem, w każdym razie zjadłem oddzielnie bryłę mąki i oddzielnie wchłonąłem całą pozostałą, granatową zawartość. Pyszne! Żołądek sam to sobie wewnętrznie skomponował w wielkiego pieroga.
  6. Na wszelki wypadek na kolejny obiad zjadłem chleb z serem. Im prostsze zadania sobie stawiamy, tym bardziej murowany jest sukces.
  7. Pranie – pamiętam, zdejmę ze słońca przed Twoim przyjazdem. Chcę, żeby było porządnie suche.

Buszujący w fasoli

Nie powinienem Ci tego pisać, ponieważ nie chcę Cię martwić, ale wydaje mi się, że coś nam zjadło ogórki. Mówiłaś przed wyjazdem, że będzie ich dużo i że mam zrywać każdego dnia. Ale kochana, w tym gąszczu to ja tam nic nie widzę!

Tak samo z fasolką. Czy Ty strączki zrywasz przy pomocy jakiejś kosiarki, czy tak po prostu ręką? Bo jak ręką, to tam nic nie ma. No, słowo! Ani ogórków nie ma, ani strączków. Nurkuję, jak kazałaś, głęboko, zgodnie z instrukcją ze zdjęcia albo jeszcze głębiej.

Wchodzę prawie cały w te zarośla, ale one wszystkie się chowają lub udają, że nie są strączkami.

Wołam: Strączki, strączki do domu! One: Boimy się! A ja: Czego? A one: Wilka złego!

I nie wychodzą, nie pokazują się. A jak już je znajdę i wydaje mi się, że wybrałem wszystkie, to po chwili wyskakują kolejne. I tak przez godzinę. Jak nurkuję – nie ma. Wynurzę się – wyskakują. Sięgam – znikają. Chowam dłoń – wyłażą prosto w oczy.

I gdzie ich szukać?

Bardziej na dole w gruncie, czy bardziej na górze w zielonym? I jakie zrywać? Te żółte, te zielone, te czarne, te mamucie, czy wszystkie? I od ilu centymetrów liczy się strączek??? Na wszelki wypadek zrywam wszystkie, które dadzą się złapać. Oto dowód. Dwa dni polowania.

Dynie rosną pięknie, nie poznasz ich po powrocie. Zajęły już pół trawnika. Jedna ma dobry metr w obwodzie, inne są mniejsze, a piją tyle wody, że nie nadążam. Czy jest jakiś moment, w którym one powiedzą – daj spokój, stary, my już więcej nie damy rady!?

Jest dobrze, a nawet wręcz przeciwnie

Miałem i mam kłopot z groszkiem pachnącym. Nie mówiłaś, że on się odradza tak szybko jak gender! Rano ścinam kwiatek po kwiatku, wkładam do wazonu, a wieczorem na tych samych krzaczkach jest znów taka sama ilość kwiatów. Czy one mają zdolność reinkarnacji? I czy my nie mamy więcej wazoników? Bo zacząłem już wkładać bukieciki do szklanek – one szybciej rosną niż więdną!

Generalnie: jest porządek. Odkurzę przed Twoim powrotem, bo nie opłaca się odkurzać dla jednej osoby. Pozbieram to, co uschło; nie martw się, wszystko nam odrośnie. Zrobiłem zakupy: ser, wino i chleb mam, więc nie zginę z głodu. Obejrzałem siedem wojennych filmów, dwa kryminały i jedną transmisję z koncertu disco polo w telewizji. Zacząłem czytać książkę o Trynkiewiczu. Śpię długo, tak jak obiecywałem, może tylko zbyt często w fotelu.

Psy mają się dobrze, choć Rudiemu skończyła się karma, a nie wiem, jaką kupujemy. Ale też się nie martw, jemy z jednej michy (ser, chleb, herbata), jemu tylko białe wino coś nie podchodzi, a nie chcę go do czerwonego przyzwyczajać. To niezdrowo dla psa. Więc się nie martw: dbam o zwierzynę. Kot ma się dobrze, od trzech dni nie przychodzi, ale musi gdzieś tu być w okolicy, bo żarcie z jego miski znika. Nie, to nie pies mu podkrada – stawiam kocią miskę na szafce. Wiedziałaś, że kotom smakuje żytni chleb na zakwasie?! Szok, nie?

Czyli dajemy sobie radę. Ale nam smutno i oczy coraz mocniej patrzą wilkiem, i dzień jakiś się krótki zrobił – od tego podlewania? – i noce jakieś zimne od nieobecności.

Jakbyś pytała, to ja bym odpowiedział. Że już wróć. Bo niby wszystko jest jakoś tak, ale tak jakoś bardziej do dupy.

Twój Jacek

POLECAMY RÓWNIEŻ: Nie ma zmiłuj, Panie Dziadku!

7 komentarzy
  • Lidka
    Posted at 20:39h, 30 lipca Odpowiedz

    No i jestem ugotowana!, kolejny raz, kompletnie i dokładnie, tak jak Twoje pierogi z jagodami…leżę, rżę i nie daje rady wytłumaczyć mężowi dlaczego…. na wszelki wypadek podsunęłam mu Twój list do Ani – a niechaj chlopak mnie zrozumie….I łyknie deko inspiracji… Ciepło i radośnie pozdrawiam ?

    • Jacek
      Posted at 20:53h, 30 lipca Odpowiedz

      Odpozdrawiam z niejakim smutkiem: świeżo po podlewaniu 🙂

  • Asia
    Posted at 21:51h, 30 lipca Odpowiedz

    Dawno się tak nie uśmiałam do łez. Jacku jesteś mistrzem w rozmieszaniu. Pozdrawiam i czekamy na piwrót Ani co:))

    • Jacek
      Posted at 22:05h, 30 lipca Odpowiedz

      Dziękuję spuściwszy zawstydzone oczęta. Nie mogę za dużo pisać, bo odcinam końcówki fasolkom. Nie wiem, które trzeba, więc na wszelki wypadek – po obu stronach.

      Instrukcji nie zostawiła. ?

  • Anonim
    Posted at 06:11h, 31 lipca Odpowiedz

    Cudowny list ?

  • Asia
    Posted at 20:48h, 31 lipca Odpowiedz

    Szkoda, że nie zostawiła instrukcji ha ha, ale napewno sobie poradzisz. Tylko nie obcinaj za dużo, żeby coś zistało do pochrupania.

  • Anonim
    Posted at 15:46h, 02 lutego Odpowiedz

    Wspaniały list! Zostaję tu poczytać inne 🙂

Post A Comment