05 lis Wiatraki wracają do gry?
Energetyka wiatrowa rozwijała się dobrze do 2016 roku. Dziś wiatraki powoli wracają do łask, choć strata czasu wydaje się trudna do nadrobienia. Czy poprawa atmosfery wokół wiatraków oznacza jakąkolwiek nowość dla polskich przedsiębiorców? Na razie – raczej nie…
Branżę energetyki wiatrowej dobiła tzw. ustawa odległościowa z zasadą 10H, określająca między innymi lokalizacyjne parametry budowanej instalacji. Wiatraki nie mogą stać zbyt blisko siedzib ludzkich. Turbiny wiatrowe można budować w oddaleniu od najbliższych zabudowań większym niż 10-krotność całkowitej wysokości samych wiatraków. W praktyce oznacza to zahamowanie tworzenia nowych farm wiatrowych – szacuje się, że ograniczenia odległościowe dotknęły ponad 99 procent rozpoczętych już inwestycji wiatrowych!
Wiatraki trafiły do zamrażarki
Ustawa z 2016 roku zahamowała rozwój branży, wartość projektów, które zostały przez nią zatrzymane przekracza 500 milionów złotych. Co gorsza: niezrealizowane projekty mogłyby dać około 2 GW nowych mocy. Dziś w systemie energetycznym kraju moc instalacji wiatrowych to zaledwie 6,5 GW.
Jak zapowiadała latem tego roku minister Jadwiga Emilewicz, te warunki powinny ulec zmianie. To jedyne wyjście dla energetyki odnawialnej: lądowe instalacje wiatrowe są najtańsze, istnieje wiele rozpoczętych projektów i szkoda byłoby je zmarnować.
Na razie udało się poprawić atmosferę wokół odnawialnych źródeł energii, co już jest pewnym sukcesem po latach uznawania ich za niestabilne, drogie i niepotrzebne. Wiadomo – mamy węgiel i nie zawahamy się go użyć…
Na razie jednak największą aktywność na rynku energetyki wiatrowej przejawiają duzi, państwowi gracze. PGE Energia Odnawialna buduje dwie farmy wiatrowe o łącznej mocy 97 MW, kolejne aukcje „wiatrakowe” przed nami.
Wiatraki – co nas czeka?
W ciągu najbliższych trzech lat moc zainstalowana w farmach wiatrowych na lądzie powinna przekroczyć poziom 10 GW, co będzie oznaczało wzrost o około 30 procent. Tańsza energia oznaczać może aż 4,5 miliarda złotych oszczędności dla firm i gospodarstw domowych, a także niższą o 10 mln ton rocznie emisję CO2.
Rozwój branży wiatrowej miałby duży wpływ na dochody podatkowe państwa, które w najbliższych 25 latach mogłyby wzrosnąć o 4,1 mld złotych. Z tej kwoty 3,6 mld złotych trafiłoby do samorządów z tytułu podatku od nieruchomości. Przy budowie wiatraków tymczasowe zatrudnienie znajdzie ponad 20 tysięcy osób, a ich obsługa oznaczać będzie konieczność stworzenia prawie 2 tysięcy stanowisk pracy. Wzrosną także dochody dzierżawców gruntów, którzy mogą zarobić (łącznie) około 150 milionów złotych.
Czy projektowane zmiany zapowiadają prawdziwy boom w energetyce wiatrowej? Dla dużych, państwowych firm energetycznych – z pewnością tak. Nie słychać jednak nic, by miała zmienić się sytuacja przedsiębiorców, którzy gotowi byli zainwestować w wiatraki własne środki finansowe. Trudno też marzyć o wiatraku małej mocy na własnym polu. Nie ma też chyba większych szans na tworzenie – tak popularnych w Niemczech i Skandynawii – spółdzielni energetycznych, które żyją z małych farm wiatrowych zaopatrujących w energię elektryczną lokalne firmy i gospodarstwa.
Wiatr zmian w energetyce wiatrowej musi jeszcze długo powiać… Szkoda, że trzeba tak długo na to czekać – wiatr to najtańsze ze źródeł energetycznych, tańszy prąc zwiększa konkurencyjność przedsiębiorstw, pozwala pozostawić więcej pieniędzy w portfelach Polaków.
Jacek
No Comments