Mamy przerąbane. I super
11502
post-template-default,single,single-post,postid-11502,single-format-standard,theme-bridge,bridge-core-3.0.7,qi-blocks-1.3.3,qodef-gutenberg--no-touch,woocommerce-no-js,qodef-qi--no-touch,qi-addons-for-elementor-1.8.1,qode-page-transition-enabled,ajax_fade,page_not_loaded,,qode-title-hidden,qode_grid_1300,qode-content-sidebar-responsive,columns-4,qode-child-theme-ver-1.0.0,qode-theme-ver-29.4,qode-theme-bridge,disabled_footer_bottom,qode_header_in_grid,wpb-js-composer js-comp-ver-6.10.0,vc_responsive,elementor-default,elementor-kit-8015
Drewno

Mamy przerąbane. I super!

W sensie dosłownym:  mamy przerąbane. W ostatnich siedmiu latach to było chyba najdłuższe rąbanie drewna, choć przyznam, że najbardziej satysfakcjonujące. Jeszcze nigdy nie miałem tak wielkiej, psychicznej frajdy z rąbania.

Pierwszy raz na serio rąbałem w 2017 roku. Kupiliśmy wtedy z Anią 24 kubiki drewna, które padły pod ciosami siekiery po 10 dniach. Gdzie były wtedy moje mięśnie, gdzie był kręgosłup? Nie mam pojęcia. W każdym razie były mieszczuch mocno przyłożył się do siekiery, drewutnia zapełniła się w kilka dni i nadmiar drewna trzeba było poukładać w dwóch imponujących stosach, a nadmiar nadmiaru – w rzędzie pod płotem. Tyle tego było.

Przerąbane na zapas

Później były lata głupie. Drewno opałowe trzeba bowiem uzupełniać na bieżąco, małymi porcjami. Zużywasz cztery metry przez jeden sezon? Dokup na wiosnę cztery, porąb i ustaw do suszenia. A ja, głupi, cieszyłem się, że ciągle mam tak dużo drewna! Aż przyszła jedna cięższa zima, po niej druga, która wlokła się tak, że jeszcze w maju podkładaliśmy do pieca, i nagle okazało się, że w drewutni – pustki!

No, prawie. Ale drewna było na tyle mało, że jak zacząłem przeliczać czas niezbędny do wysuszenia kolejnej partii, to prędziutko pojechałem do zaprzyjaźnionego tartaku i kupiłem gotowe, porąbane i lekko już podsuszone polana.

To była nauczka numer jeden: miej zapas. Bez zapasu też jakoś dasz radę, ale będzie to kosztowało więcej nerwów i pieniędzy.

Od dwóch lat dokupuję więc drewno późną zimą, odbieram pocięte kloce wczesną wiosną i wiosną rąbię je na grube szczapy. Rok temu, wstyd się przyznać, rąbałem z bólem i niechęcią. Z bólem, bo to było apogeum mojej rwy kulszowej. A z niechęcią, ponieważ ból wywoływał potrzebę jak najszybszego odepchnięcia od siebie tej pracy. Byle jak, byle szybko.

Ta wiosna to już sezon celebracji w rąbaniu drewna. Jakież to jest przyjemne uczucie, chłopaki! Jak świetnie jest złachać się do siódmych potów przy użyciu siekiery! Kiedy padł ostatni pieniek brzeziny, rozglądałem się z uczuciem niedosytu po siedlisku, szukając – co by tu jeszcze porąbać?!

Adrenalina, endorfiny, testosteron, nie wiem co tam się jeszcze wydziela w organizmie szczęśliwego faceta, ale mnie się wydzielało wszystko! Pukałem w te drewienka, one sobie pękały (albo nie), a ja byłem w siódmym niebie. Za miastem.

Przerąbane powoooli

Nauczka numer dwa: nie rąb zbyt szybko. Racz się tym, celebruj, rozmawiaj z polanami, rzucaj sobie wyzwania – z tym się rozprawię za pierwszym razem, a to wezmę na dwa, nie, na trzy strzały! Czasami bywa, że pięć uderzeń to zbyt mało, ale liczy się challenge. To jest jak maraton dla sportowca: musisz go skończyć, a do tego chcesz uzyskać najlepszy czas.

Powolne rąbanie sprzyja medytacjom… Tak powinienem napisać, żeby to zabrzmiało maksymalnie lifestyle’owo, ale to g…zik prawda! Powolne rąbanie sprzyja wyłączeniu myślenia! Liczą się tylko: pieniek, ty i siekiera. Nie myślisz. Pukasz. Metodycznie. Tańcujesz wokół pieńków, ciosasz je na cztery, sześć, osiem szczap, w zależności od wielkości. I patrzysz z dumą na rosnącą obok stertę.

Nauczka trzecia: rąb pieńki prosto na gruncie. Zawsze mi się zdawało, że dobra robota drwala polega na tym, że kawałek drewna do porąbania stawia się na dębowym pieńku, na wysokości kolan, i łup. Się wali. Tak piali w mądrych książkach i internecie.

Ale efekt jest obezwładniający dla kręgosłupa: rozpołowiony (lub nie) klocek drewna zwykle spada z pieńka, trzeba go podnieść i łupnąć ponownie. Po czym… drewno znów spada i znów trzeba je postawić, czyli podnieść z ziemi, ustawić na pniaku…

Niektórzy wykorzystują do pomocy starą oponę, stawiając w niej rąbany klocek drewna – spróbowałem i ja, ale szczapy i tak wyskakiwały poza jej obrys.

Przerąbane z głową

Ilość operacji w takiej metodzie łupania sprawia, że więcej czasu poświęcasz ustawianiu kloców drewna na pieńku niż efektywnemu rąbaniu. Mnie z pomocą przyszło… podglądanie nieznajomego sąsiada. W odległym dość lesie sąsiad ów ściął kilka pni grabiny, piłą rozkawałkował je na klocki i postawił ściśle obok siebie. Po czym… poszedł do domu.

Ki czort? Wrócił następnego dnia z siekierką. My z Rudim na spacerze, dyskretnie lukamy: gdzie on ma ten pieniek, na którym będzie ustawiał klocki? Nie miał. Podchodził z różnych stron do grupy drewnianych klocków i rąbał je bezpośrednio na ziemi. Oparte jeden o drugi – nie wywracały się! On łupał, one stały. Albo: większość stała.

Sprawdziłem: to działa! Szczapy nie rozbiegają się po całym podwórku. Jedyny problem – trzeba chodzić wokół pniaków, czyli potrzebna jest wolna przestrzeń dookoła. U mnie dało to nadspodziewanie dobre rezultaty: do minimum ograniczyłem schylanie się, by ustawiać do pionu wywracające się kawałki drewna.

Nauczka czwarta przy okazji – klocek drewna rozłupać jest dużo łatwiej, gdy  wydłuży się lot siekiery. Siła razy ramię… I wcale nie trzeba grzmocić na maksa, przy dobrej siekierze rozłupującej drewno pęka dość łatwo. Zwłaszcza, gdy wykorzystuje się widoczne w przekroju, naturalne jego pęknięcia.

Przerąbane i wysuszone

Drewno na opał musi dobrze wyschnąć. Kiedyś mówiło się, że trzeba je porąbać przed Wielkanocą, żeby zdążyło wyschnąć do Bożego Narodzenia. Rąbano więc drewno zimą, na przełomie roku, gdy wilgotność powietrza jest najniższa.

Co po rąbaniu? Moje drewno tańcuje. Serio: przemieszcza się po siedlisku. Może jest w tym jakaś przesada, ale robię tak:

    1. Świeżo porąbany stos drewna schnie przez kilka dni na powietrzu. Niczym nie przykryty, bez układania, nawet w deszczu. Góra drewna ulokowana jest w przewiewnym miejscu, na słońcu. Powoli odparowuje, zamykają się pory. Szczapy oddychają.
    2. Zwalniam miejsce z drewnem z wcześniejszego „urobku”, czyli tym, które zostało porąbane przed rokiem. To miejsce znajduje się pod okapem przy ścianie stodoły, od wschodniej strony, jest mocno nasłonecznione. Roczne drewno przewożę taczką do drewutni – zimą to właśnie stamtąd trafiać będzie do pieca.
    3. Stos świeżego drewna przenoszę powoli pod okap stodoły. Ważne, by nie układać polan bezpośrednio na gruncie. Ja położyłem kilka krótkich legarów, na nich deski, od gruntu oddziela je więc kilka centymetrów przerwy powietrznej. Powietrze krąży swobodnie, bo polana nie dotykają też ściany stodoły.
    4. Ten cykl powtarzam co roku. Świeży stos podsycha na wolnym powietrzu, roczne drewno – do drewutni, wilgotne szczapy – jadą pod okap.

Słońce i wiatr pod stodołą robią swoje. Próbowałem zrobić to samo od zachodniej strony, ale nie polecam – większość opadów przychodzi właśnie z zachodu i mimo, że polana ułożone są pod okapem, zachodni wiatr pcha wodę prosto na nie. Może schną szybciej, ale moczone są częściej.

Przerąbane i… dopiero za rok?

Drewutnia to kilkumiesięczny azyl dla porąbanego drewna. Dach z blachy nagrzewa się, obfite szpary w ścianach pozwalają hulać wiatrom od zachodu i wschodu, otwarte latem drzwi ułatwiają ostateczne wysuszenie drewna.

Tylko dąb w takich warunkach musiał schnąć przez prawie cztery lata, ale to dla dębu naturalne. Zresztą – nie kupuję już dębiny. Za radą Pana Jana z tartaku, który do dębu ma nabożność jakąś… Za dobre drewno, żeby nim palić! Zgoda!

Brzoza ścięta wczesną wiosną przed rokiem trafi do pieca zimą tego roku. Odkąd kupiłem wilgotnościomierz wiem, że to optymalny czas schnięcia. Można palić nią wcześniej, ale starzy drwale powiadają, że co dwa lata, to dwa lata. Grabina i jesion schną dość szybko, ale też powinny schnąć 20-30 miesięcy.

W tym roku dokupiłem kilka kloców osiki – ten gatunek drewna świetnie „przepala do białości” piece i kominy, usuwając z nich sadzę. Niestety, już porąbany, leży i czeka na swoje miejsce.

Kolejna taka przyjemność za rok…

Jacek

POLECAMY RÓWNIEŻ: Traktat o suszeniu drewna

2 komentarze
  • Asia z mTower
    Posted at 12:03h, 19 czerwca Odpowiedz

    Witam dziękuje bardzo za ciekawy artykuł, sama mieszkam na wsi i wiem jaki problem jest z opałem.

    • Jacek
      Posted at 21:41h, 20 czerwca Odpowiedz

      Problem w to sumie nie jest, drewno można kupić i… porąbać. A ja bardzo to lubię, serio, choć kręgosłup często mówi – passss… 🙂 Ale to fajna zabawa i ćwiczenie kardio. Pozdrawiam serdecznie!

Post A Comment