01 lip Moda Za Miastem: modeling z kosą i lnem
Czy robiliście kiedyś sesję fotograficzną facetowi, który dał się w życiu sfotografować dwa razy? Pierwszy raz po komunii, a drugi – do dowodu osobistego, bo chciał wyjechać do Czechosłowacji. Chyba już wiecie z czym musiałam się zmierzyć…
Oczywiście, że mi obiecał! Moda Za Miastem to miał być nasz wspólny cykl. Anuszka, będę do twojej dyspozycji, wyzbędę się kompleksów. Ukryję brzuch i siwe włosy, schowam twarz w ciemnych okularach, a usta pokryję szminką, żeby było piękniej. Tylko obiecaj, że to nie potrwa dłużej niż dwie minuty!
Tak mówił, choć oczywiście – speniał, gdy przyszedł czas wielkiej próby. A muszę? Potrzeba? A jak ja będę wyglądał? Ale bez twarzy, tylko nogi, prawda? I wygładzisz mnie w fotoszopie? I nie będę podobny do Severskiego?
Ludzieeee! Faceci krygują się bardziej od kobiet! Przecież widzę, że ma parcie na szkło, ale oficjalnie – no photo, no photo!
Tak jak tutaj. Protestujący nawet z daleka:
I ja z takim modelem muszę pracować! 😉 Ale na szczęście pierwsza sesja już za nami. Wzięłam obiektyw z długą lufą, więc część zdjęć powstała bez jego świadomości; to może lepiej: w życiu nie stanąłby przed aparatem i na hasło – rób miny! – robił miny.
Moda Za Miastem: król Len
Chciałam Wam pokazać modę męską na wsi, odwołującą się do międzywojennego dwudziestolecia (bo głębiej nie sięgam pamięcią), w której główną rolę odgrywał len, a nie bawełniane t-shirty z napisem Śmierć Frajerom.
Dlaczego len? Dlaczego to świetny materiał do wiejskich realiów? Miałam i mam masę lnianych ciuchów, ale dobrodziejstwo tego surowca odkryłam dopiero na wsi, w szczycie gorącego lata. Lniana bluzka, niby grubsza od bawełnianej, zachowuje się w upale i pełnym słońcu inaczej niż bawełna. Pocisz się, to jasne, ale masz raczej uczucie chłodu niż gorąca. Len wchłania wilgoć, świetnie oddycha, przepuszcza powietrze i szybko schnie. Trochę się gniecie, to fakt, ale ja lubię gnieciuchy.
Mikołaje rządzą
Model (jak go mam inaczej nazwać? może kryger – z uwagi na zachowanie?) ubrany został w lniane (własne, nie z wypożyczenia ze sklepu) jasne spodnie i lnianą koszulę. O koszuli za chwilę, bo teraz uwaga, proszę o trzymanie się krzeseł: wiecie co założył na nogi?
To, że kapcie, to jakoś bym przeżyła! Ale on ubrał długie skarpety w czarno-czerwone prążki z MIKOŁAJEM W CZERWONEJ CZAPIE!!! Prezent od córki. Śliczne, ale na Boże Narodzenie, na zimę!
EDIT JACKA: No co? Taki mam styl, jako wiejski szafiarz.
Boszszsz… Zdjęć skarpetom nie zrobiłam, zdjął je na wyraźną prośbę w moich oczach i do sesji przystąpił nago. To znaczy boso. Oczywiście: wszystko go gryzło od spodu. Wiadoma rzecz, facet. Był w wojsku, w domu robi za killera, wykopie każdy dół i umie fachowo zepsuć każde urządzenie, ale jak wychodzi bosą stopą na trawę – wszystko go gryzie i wszystko jest zagrożeniem. Od mrówek po barszcz Sosnowskiego, od komara po osty, trawę, mlecze i ropuchy – wszystko przecież może go ugryźć! I przegryźć mu tętnicę nożną! (Jest taka?)
Strój do kosy i kosiarki
Wrócę do koszuli. Bo teraz będzie na całkiem serio. Kupiliśmy ją za 80 złotych na odpuście pod Świętą Górą Grabarką. Przyjeżdżają tam siostry zakonne z Białorusi, przywożą moc towarów, w tym świece, olejki, nalewki. I trochę ciuchów. Te stylizowane na ludowość odpuszczam, bo pachną tandetą i mam wrażenie, że wzory tkane są przemysłowo. Ale sam materiał – niesamowity!
Cieniuteńki, ale mocny len. Piękne, dobrze wyczesane włókna. Prosty krój. Z reguły na stójce, bo tak się kiedyś szyło. Luźne, przewiewne, eleganckie. Kryger, gdy przymierzał, wyglądał w nich (moim zdaniem) dobrze – wybraliśmy tę jedną, z długim rękawem, przedłużoną.
– Taki strój pasuje do kosy – to opinia modela, całkiem słuszna zresztą, bo nasi pradziadkowie w niczym innym nie kosili. Nam się ta stylizacja przydała jeszcze z innego powodu: weszliśmy (bez jakichkolwiek zobowiązań) do programu testów Husqvarny i wkrótce dostaniemy od nich robot do koszenia trawy, na dwumiesięczną próbę. Zrobimy filmowe zestawienie – jak kosi się kosą, a jak robotem?
Stópki męskiej szafiarki
Kosiarz przystąpił najpierw do ostrzenia kosy, która nie pracowała od dwóch lat.
Miało mu to zająć godzinę (bo jest perfekcjonistą w ostrzeniu kos), ale skróciliśmy te męki do kwadransa. To i tak długo: w tym czasie powstało kilka ukrytych zdjęć, które model zobaczy dopiero po publikacji. (Na szczęście kosę zdążył już odwiesić, więc jeśli mu się efekt sesji nie spodoba – zginę raczej w torturach, a nie od jednego sztychu.)
Gdybyście mieli ciekawość, jak kosił, no to właśnie tak:
Sama sesja szafiarska zajęła nam pięć minut, z tego dwie zostały przeznaczone na pytania, typu: ale ucinasz twarz? ale nie wychodzę na idiotę? ale nie widać mnie? Rozluźnił się dopiero po wejściu na kamień i po mojej prośbie, że trzeba pokazać stópki szafiarki.
Umiecie tak pięknie pokazać stópki szafiarki? On potrafi! Ten ruch, ta płynność, ten wdzięk!
A kiedy na moją namiętną prośbę (wydęłam usteczka różane – to działa, widziałam w kinie) zdjął wreszcie kapcie, wtedy kamień wydał mu się zbyt gorący (jak to dobrze, że kamienie nie gryzą!) i na szczęście bardzo szybko z kamienia skakał. Dawaj, krzyczał, ja skaczę, ty mnie łap i z głowy! Miejmy to za sobą!
I mamy 🙂 Tak wygląda len skaczący z kamienia:
Potem, ku wielkiemu zaskoczeniu wszystkich domowników – pies był totalnie zdziwiony zachowaniem pana i lekko wystraszony machaniem kosą – zaczął uprawiać regularny modeling! Jak prawdziwa szafiarka! I jakby mu się nawet to spodobało! 🙂 🙂 🙂 Męska Moda Za Miastem w klasycznym wydaniu:
Koniec wieńczy dzieło. I kosę.
Na koniec przyszedł czas triumfu… 🙂
Lniany model wreszcie poczuł się jak prawa ręka Kościuszki – i nastąpił szybki przemarsz do stodoły. Z ulgą. W dwóch celach: żeby odwiesić narzędzie i założyć mikołaje na nogi. Bo przecież kapcie gryzą gołą stopę równie mocno jak trawa i gryzonie, prawda?
Sesja za nami. Odetchnęłam, a nawet odetchłam pełno piersio (tak mówi pewien minister). Len się sprawdził. Kosa też. Model żyje. Nie narzeka. O swoim stroju napisze zaraz sam:
JACEK: – Wyciągnąłem lniane ciuchy, w których nie chodziłem dobre pięć-siedem lat. Urzekające w lnie jest to, że spodnie nadal na mnie pasowały, co oznacza, że materiał ma jakąś tajemną zdolność dostosowania do zmiennej objętości mężczyzny 🙂 Zbyt szerokie są nogawki, ale przecież to nie rurki, zupełnie mi nie przeszkadzają, tak się kiedyś szyło lniaki.
Koszula lniana jest naprawdę ekstra i tę bym polecał nie tylko na wieś. (Ale w końcu to Moda Za Miastem…) Zdrowa, zwiewna, daje wentylację, nie gryzie… 🙂 Może ciut za długa, bo wygląda jak sukmana, ale chodziłem w dłuższych, więc to nie jest problem. I dobrze się w niej pracuje. Mam białe, szare, prążkowane lniane koszule i szczerz mówiąc, nie wiem, dlaczego zakładam je tak rzadko.
Nie wspomniałam o kapeluszu (choć jak znam modela, chętniej założyłby kominiarkę), a trzeba. To nie jest stylizacja, to jest must have w takiej temperaturze i w takim słońcu. Prosty, fajny, przywieziony przed rokiem z Montepulciano, z dobrej i wytrzymałej słomki. Pełno ich teraz na wszystkich jarmarkach i ryneczkach, ale warto szukać takich, które nie straszą sztucznymi włóknami i są maksymalnie przewiewne.
Podsumowanie
Zrobiliśmy na łące kawał solidnej roboty: łąkę trzeba kosić dwa razy w roku – za to kosiarzowi chwała. Co się nagadaliśmy i uśmialiśmy przy okazji, wszystko nasze. Bo w końcu o to chodzi. Szafiarza z Jacka nie zrobię, to wiedziałam dużo wcześniej, ale może zdejmę mu tego cholernego blokersa z głowy, który go wstrzymuje przed wejściem w obiektyw aparatu i kamery. Macie jakiś sposób na to? Upić? Odurzyć? Obiecać coś?
(Ale gdy mu nawet obiecam, to przecież powie, że już to dawno dostał… 😉 Nie ma jakichś lepszych metod?)
Ania
POLECAMY RÓWNIEŻ: Co dziś nosi strach na wróble?
Alicja
Posted at 18:26h, 02 lipcaSuper Model w super lnie w twarzowym, słomkowym kapelino!
Anuszka! superowa sesja zdjęciowa, żal jedynie, że Model jest bez tych”długich skarpet w czarno-czerwone prążki z MIKOŁAJEM W CZERWONEJ CZAPIE”… 😉