29 gru Nordic walking w gumofilcach
Jeśli zobaczycie w swojej okolicy wyjątkowego faceta w czerwonej kurtce puchowej, w spodniach od dresu, w szarej czapce i efektownych gumofilcach na nogach, to może być on. Zawróćcie go do domu!
Warunek konieczny do prawidłowego rozpoznania: w dłoniach kijki do nordic walking. Jeśli typ, którego mijacie gdzieś w lasach nad morzem lub w górach, wygląda właśnie tak, to może być tylko on. Ten istny. Mój snowman, Jacek.
Onże oddala się z domu w niewiadomych kierunkach i z kijkami w rękach znika na długie godziny. A ponieważ chodzi bardzo szybko i wydłużonym krokiem, bo tak podobno trzeba, nie wykluczam, że w czasie jednej jednostki treningowej jest w stanie dotrzeć do Świnoujścia lub Zgorzelca. Jak potem wraca, nie wiem – wszelako na obiad stawia się regularnie.
Dostojny sport w gumofilcach
Mówiąc najkrócej, stało się. Jacek złapał bakcyla. Pod przymusem, dodam od razu, i za przykazaniem fizjoterapeuty, który zalecił mu dużo ruchu, a najlepiej nordic walking, bo to dyscyplina nieskomplikowana, a mająca wpływ na cały układ mięśniowy. I na krążenie.
Kijki pojawiły się w formie prezentu od dzieci. Strój wymyślił sobie sam. I tylko te buty… Z butami był największy problem. Grubaśne, górskie trepy na naszych nizinach były do szybkiego marszu za ciężkie. W półbutach zbyt zimno, w adidasach ślisko, w śniegowcach za gorąco. Przepatrzył więc cały ganek i krzyknął: – Mam!
Gumofilce. Takie za 25 złotych. Wysokie i szerokie na górze, żeby mogły wejść do środka nogawki. Z wkładką ocieplającą. Z podeszwą odpowiednio karbowaną. I z filcem, wiadomo.
– Kupmy buty do trekkingu – mówię-proszę. – Będą najlepsze. Nie przemokną, nie zmarzniesz. Nie wywrócisz się.
– Ty się nie znasz! – odkrzyknął z podwórka. – Podlaski mężczyzna z kijkami musi wyglądać jak podlaski mężczyzna, a nie jak warszawiak na urlopie. W walonkach jestem czystą lokalną wartością! Chodzącym memem.
Tupnął gumofilcami, podskoczył, żeby dobrze mu siadły na nodze, dopasował długość kijków i… zaczęło się.
Nordic walking: trudne początki
Stoję w oknie, dyskretnie oglądając pierwsze kroki kijkarza. Założył rękawice, wpiął się w uprząż (czy jak się tam nazywa fachowo ten uchwyt przy kijkach), podniósł lewą nogę i… lewy kijek. Podniósł prawą nogę i… prawy kijek. Coś nie tak, pomyślał chyba i powrócił do postawy zasadniczej. Lewa noga do przodu i… prawy kijek do tyłu. Źle! Prawa noga do przodu i… lewy kijek do tyłu! Też źle!
Jeszcze raz. Prawa do przodu i lewy kijek do przodu. Źle!
– W mordę! – słyszę krzyk zza okna. – Jak to się chodzi?
Przemaszerował kilka kroków trzymając kijki pod pachami. Dobrze! Odpiął kijki, postawił przy murze i zaczął szybki marsz jak żołnierz na defiladzie. Dobrze! Lewa! Lewa! Dobrze!
Stanął. Postanowił poćwiczyć na sucho i na stojąco. Zrobił dwa kroki i zastygł w bezruchu.
– Ahaaa! – słyszę jego odkrywanie Ameryki. – Czyli jak mam lewą nogę do przodu, to prawą rękę też mam do przodu!
Zrobił jeszcze dwie pozy w bezruchu, sprawdził, jaka jest kolejność chodzenia i ruszył. Rękami – lewa, prawa. Nogami – prawa, lewa…
– Aniaaa! – krzyczy do mnie. – Czy ja dobrze chodzę? Weź zobacz!
Biorę i patrzę. Faktycznie, dobrze chodzi. Odkrzykuję: – Dobrze chodzisz, kochanie! Do przodu.
Motywacja w nauce chodzenia jest najważniejsza. Wyraźnie zadowolony z siebie znów podszedł do kijków, pomęczył się chwilę z zapinaniem czegoś tam, wiecie czego, i stanął w pozycji wyprostowanej, gotowy do wymarszu.
Mam pchać??!
I znów widzę, jak kombinuje. Prawa noga do tyłu, lewa ręka do przodu… Nie! Do tyłu! Wróć! Dobrze było! I teraz lewa noga do przodu i prawa ręka do tyłu… Prawa noga do przodu i lewa ręka…
A kijki???
– Czy ja te kijki ciągnę, czy pcham? Jak to wygląda? – odwraca się do mnie z miną zatroskanego jamnika. – Myślisz, że mam je ciągnąć? I kiedy je wbijać, żeby się odpychać?
– Ćwicz! – podpowiadam. – Nie kombinuj! To musi być naturalne. Chyba.
– Ale wiesz, czytałem, że trzeba jeszcze puścić kijek i go złapać – rzucił bezradnie, a ja nie pamiętam, żebym kiedykolwiek widziała go w takiej konfuzji. – I w drugiej ręce to samo! Naprzemiennie. Puścić i łapać. Ja tego nie ogarnę… Kurde, Anusia, to jest za dużo na moją głowę! Iść, puszczać i łapać.
– Ćwicz! Po prostu ćwicz.
– A ty się na mnie nie patrz! Bo się denerwuję przez ciebie.
Wziął kijki i zniknął za furtką.
Nordic walking: nie myśl. Maszeruj
Minęła godzina. Otworzyły się drzwi. Najpierw weszła do domu wielka fala gorąca. Potem stanął on – zziajany, z oszronioną brodą i zagotowanym czołem. Ogromny, rozgrzany, mokry od potu Pan Z Kijami Do Nordic Walking W Rozpiętej Czerwonej Kurtce.
– Uaaaaa! – ryknął od progu. – Jestem Nordic WalkMan! Wszystko już wiem! Nie myśleć, Ania, nie wolno myśleć! Idziesz i ręce same się składają. I kijki same się składają! Po prostu trzeba iść! Maszerować! Ale! To jest!! Zaje!!! Biste!!!!
Nie było w nim ani krzty jamnika. Był Yeti:-) Wielki zziajany potwór z zimowej, podlaskiej dżungli, który przedarł się przez drogi i bezdroża, machając kijkami. Powiedzieć, że był szczęśliwy, to jakby nic nie mówić. Miał z tymi kijkami orgazm!
Od tego dnia, całkiem od niedawna, znika regularnie. Idę pokijować, mówi, a ja spokojnie czekam, gdy on kijuje. Czort jeden wie, dokąd potrafi zajść w tym swoim zapale, dlatego zaapelowałam na wstępie o sygnały. Ktokolwiek go widział, niech da znać. Albo oznaczy miejsce spotkania z Yeti w Google Maps.
Wraca – zrzuca z siebie ciuchy i dyszy:
– Nie myśleć, pamiętaj, nie myśleć! Iść, maszerować, odpychać się kijkami i nie myśleć! Jakie to jest cudowne…
Ma rację. Najlepsza rada na złe czasy: nie myśleć 😉
Ania
POLECAMY RÓWNIEŻ: Jak pokonać wypalenie zawodowe?
Danusia
Posted at 18:46h, 29 grudniaKocham Was?każdy wpis jest wyjątkowy i pouczający. Też będę chodzić z kijkami…pocwiczylam na sucho i udaje się. Kupuję kijki i w drogę. Instrukcja jak malowana. Ściskam serdecznie i noworocznie.
Danusia
Posted at 18:47h, 29 grudniaKocham Was?każdy wpis jest wyjątkowy i pouczający. Też będę chodzić z kijkami…pocwiczylam na sucho i udaje się. Kupuję kijki i w drogę. Instrukcja jak malowana. Ściskam serdecznie i noworocznie.
Jacek
Posted at 18:48h, 29 grudniaUściskujemy równie serdecznie. Bez kijków 🙂
Henryk
Posted at 20:33h, 29 grudniano.. no ..no… Panie Jacku…z tym nie myśleć …muszę pomyśleć …Gumofilce są ok…tylko śliskie.. parę razy leżałem na du..ie . Rozważam szlifierką kątową pogłębić nacięcia na podeszwie . A Pani Ania …z filmowała to… jak zawsze …pikolanio….
Ściskam mocno
Henryk