16 sie Pudding – petarda! Gorąco polecam!
Tak jak zalewajka została naszą zupą domu, tak owocowy pudding z nasionami chia stał się od kilku tygodni naszym firmowym deserem albo wręcz pierwszym śniadaniem. I dobrze nam z tym.
Jedyne z tym deserem nieszczęście, że trzeba go zaplanować. W sensie – zacząć przygotowania w przededniu zapodania, albo choć kilka godzin wcześniej. Tym sposobem, gdy Jacek w piątek oglądał mecz Bayernu z Barceloną (i kibicował NIEMCOM), ja stałam przy garach. A wszystko po to, byśmy w sobotę rano mogli usiąść na tarasie i zjeść najlepszy pudding świata.
Dzisiaj też go zjemy, choć w zmienionej wersji. Pomysł na pudding z nasionami chia jest banalnie prosty i powiedziałabym – oklepany, bo w sieci można znaleźć sporo takich przepisów. Ale… przepisu na tak smaczny, jak u nas, to nie znalazłam. Skąd ten jego wyjątkowy smak? Przez zestaw składników.
Przede wszystkim – bazą są sezonowe owoce jagodowe. (Zimą mogą to być owoce mrożone; mamy już spory zapas na tę najbliższą.) Używaliśmy do puddingu czarnej i czerwonej porzeczki, malin, leśnych jagód, borówek, jagody kamczackiej. Można go zrobić z truskawkami lub drylowanymi wiśniami. Te owoce to baza. Na dwa/trzy desery potrzebowałam dwóch szklanek owoców i pół szklanki nasion chia.
Pudding z chia – jak go zrobić?
Przygotowanie jest proste, choć wymaga dwóch etapów. Wieczorem wrzucam opłukane owoce do większego naczynia, w którym je krótko blenduję. Dorzucam nasiona chia i dolewam 1/4 szklanki mleka kokosowego. W tej fazie trzeba też dodać miód – jest wskazany zwłaszcza wtedy, kiedy wykorzystujemy kwaśne owoce. Uwaga – po wsypaniu chia, nie blenduję. Mieszam jedynie wszystkie składniki. A potem wstawiam naczynie pod przykryciem do lodówki.
Przez noc nasiona napęcznieją i zagęszczą pudding. Rano wkładam pudding do szklanych pojemników. I dalej wszystko już zależy od fantazji kucharza. Moja podpowiada mi, by dołożyć do puddingu sporą warstwę jogurtu kokosowego (kupujemy kokosowe jogurty naturalne sprzedawane w Lidlu – są naprawdę rewelacyjne), do tego dochodzi jeszcze odrobina miodu i owoców. Dodaję jagody, ale też plasterki banana, kawałki brzoskwini lub jabłka.
Całość posypuję rozdrobnionymi w moździerzu kawałkami orzechów i migdałów, a ostatnio dodaję też… wytłoczki z ziaren lnu, pozostałość po produkcji oleju lnianego. (O olejach napiszę następnym razem – niespodzianka!)
I to już wszystko. Można tym deserem/śniadaniem zaskoczyć gości i domowników. Można wbić w podziw samą siebie – jestem lepsza niż Bayern!
EDIT JACKA: Potwierdzam!
Ale można też spojrzeć na to bardzo racjonalnie: dajemy sobie potężną bombę witaminowo-smakową. Tu nic nie tuczy, każdy składnik wspomaga organizm, a całość daje czadu i fajnego kopa od rana. Polecam Wam to nasze odkrycie i kombinuję dalej – ciekawe, co wyjdzie z mariażu nasion chia z gruszkami, śliwkami i jabłkami? Ktoś-coś? Próbowaliście?
Ania
POLECAMY RÓWNIEŻ: Nie ma dnia bez warzyw i owoców oraz Szczytowanie w spiżarni
No Comments