12 maj Orzeszkowo 14. Smakuję tę książkę.
Dawno nie czytałem tak dobrego reportażu z Polski. Smakuję „Orzeszkowo 14” i mocno doceniam: wiem, ile trzeba wysiłku i pasji, by skonstruować tak dobrze udokumentowaną opowieść i tak pięknym językiem ją napisać.
Ta książka trafiła mnie w czuły punkt. W swoim pierwszym zawodowym wcieleniu byłem zauroczony podobnymi tematami i gdyby nie dzieło przypadku, mógłbym nigdy z nich nie wychodzić. Wiele, wiele lat temu złaziłem w swoich reporterskich włóczęgach zachodnią część Krajny – region Ziemi Złotowskiej, przed wojną stanowiący część niemieckiej Rzeszy. Fascynowała mnie historia ludzi, którzy zamieszkiwali tę okolicę. Byli Polakami od pokoleń, a gdy geopolityka pozostawiła ich po pruskiej stronie, wielu z nich tworzyło i intensywnie działało w strukturach V Dzielnicy Związku Polaków w Niemczech.
Pandemonium polskie
Jako obywatele Rzeszy szli na wojnę. Musieli: za uchylanie się od obowiązku wojskowego groziła im śmierć. Byli Polakami, szli wojować w niemieckim mundurze.
Niezwykłość ich opowieści wynikała z kulturowego, społecznego, politycznego i historycznego przemieszania, w którego centrum się znaleźli. Z frontu pisali do domów trochę po niemiecku, trochę po polsku. Na przepustki wracali do miejsc, w których przechadzały się polskie dziewczyny. Flirtowali z nimi po polsku. I wracali do okopów, wbijając się w mundur i salutując oficerom ostrym wyrzutem prawej ręki. Strzelali do takich samych młodych ludzi jak oni sami – do Rosjan, do Francuzów, do Anglików. I do Polaków pewnie też, choć większość zarzekała się, że nigdy, że w ogóle.
Polak z Wehrmachtu, Polak z SS – znalazłem i takich – zamykali oczy z bólu i wstydu, gdy wspominali swoją przeszłość. Nie sposób było ich potępiać, nie znając kontekstu przedwojennych powikłań, miszmaszu kultur i języka. Los ich potarmosił, historia połamała ich życiorysy. Dostali w kość przed wojną, przeorało ich życie na froncie, oberwali mocno po wojnie, wielokrotnie słysząc od nowoprzybyłych rodaków – ty gestapowcu, ty świnio, ty faszysto.
Ta wielokulturowość była mi bliska, rozumiałem ją i chłonąłem. Stopień skomplikowania zwykłych ludzkich losów wydawał mi się wówczas największym bogactwem reporterskiego materiału. I wydawało mi się, że bardziej zawiłych komplikacji życie stworzyć już nie może.
Orzeszkowo 14
Geopolityczne pandemonium nie ma jednak swej ojczyzny. Jego centrum równie dobrze mogłaby być przedwojenna Krajna, jak i Podlasie, Polesie, Huculszczyzna, czy szerzej – Kresy Wschodnie. O miejscu, które samo w sobie jest poplątaniem pisze Anna Romaniuk w książce, którą od kilku dni z wielką radością celebruję.
To „Orzeszkowo 14. Historie z Podlasia”. Jej autorka, rocznik 1980, jest historyczką literatury, krytyczką literacką, szefową Zakładu Rękopisów Biblioteki Narodowe. Orzeszkowo to miejsce, w którym zaczyna się Puszcza Białowieska, a pamiętający ubiegłe stulecie dom pod numerem 14 stał się jej domem.
Bardziej i bardziej
Pisze o nim z takim ciepłem, tak wspaniale opowiada kolejność pór roku w Orzeszkowie, że nie mogę się powstrzymać przed cytatem:
Pory roku mają w Orzeszkowie takie same nazwy jak w innych częściach Polski. Ale tutaj są bardziej wiosenne, bardziej letnie, bardziej jesienne, bardziej zimowe. Bardziej intensywne w swoich cechach. Wiosną drzewa naprawdę kwitną i pachną, a żaby wieczorem grają swój koncert tak głośno, że ciemność tętni ich rechotem. (…)
Czas płynie tu inaczej. Wiosna i lato przychodzą spóźnione, jakby przyroda dopasowała rytm wegetacji do prawosławnego kalendarza liturgicznego – wszystko jest dwa tygodnie później niż na „katolickim” Mazowszu. (…)
Zima przynosi z sobą ciszę. Cicho w lesie, pusto na drogach, ludzie w domach. Tylko białe dymy snują się nad kominami, unosząc się wysoko i prosto albo układając miękko po zaśnieżonych dachach, gdy wieje wiatr.
Ta niewielka (ledwie 150 stron) książka to wspaniały spacer po historii pełnej zawirowań, w których swoją rolę odgrywają krwawe powojenne akcje Romualda Rajsa „Burego” na równi z uruchomieniem linii kolejowej, która otwierała Orzeszkowo na świat. To jednocześnie wyraz wielkiej fascynacji ludźmi, ich wierzeniami i tradycją, piękne otwarcie na lokalność, na własną „małą ojczyznę”.
„Orzeszkowo 14” to historia przenikania się kultur i języków, zwyczajów i wierzeń. Skomplikowane losy okolicznych wiosek są charakterystyczne dla całego Podlasia, z jego odrębnością, charakterem. Wiele tu odniesień do starych ksiąg, wspaniałych cytatów, dobrze udokumentowanych opisów. Ale w pierwszej kolejności urzeka mnie zabawa słowem, literacka warstwa reportażu i notatek, które prezentuje nam autorka.
Miejsce na chwilę, czyli na zawsze
Pisanie o miejscach, w których zatrzymaliśmy się na chwilę, czyli na zawsze, jest najtrudniejsze. Przecież wszystko na początku wydaje się niezwykłe, fascynujące, a z czasem powszednieje, przestaje budzić entuzjazm. Anna Romaniuk zdaje się zaprzeczać tej tezie. Jej reporterska, wypełniona faktami i spostrzeżeniami opowieść nie traci walorów, gdy autorka obraca się w klimatach rodzinnych, prywatnych, gdy przenosi nas w świat własnych, osobistych emocji i oczarowań.
Lubię jej klimat. Płynący, napakowany konkretem wspaniałym opakowaniu. Smakuję jej Orzeszkowo i rozumiem fascynację… Zaszyć się w ciszy, w głuszy, spojrzeć na las, na własny dom, otoczyć się jego historią, zrozumieć ją i dać się ponieść emocjom, które wywołuje… Coś wspaniałego.
Po podlasku: dziękuję dla Pani, Pani Anno. I wszystkim gorąco polecam.
Jacek
Anna Romaniuk „Orzeszkowo 14. Historie z Podlasia”, Wydawnictwo Czarne, cena 29,90 zł
TO TEŻ NADAJE SIĘ DO CZYTANIA:
No Comments