01 paź Zasada równowagi, czyli nie rób kwasów, kochanie
Mieliście kiedyś gastroskopię? Tę niewątpliwą przyjemność wchłaniania giętkiej rury zwanej endoskopem? Ja miałem: przeuroczy pan doktor szukał we mnie helikobacter pylori – i po kwadransie mojego umierania znalazł. Było to w 2001 roku, a od tamtego czasu pamiętam (na zawsze) jedno jego zdanie…
– Proszę słuchać swojego żołądka – powiedział do stojącego przed nim półprzytomnego pacjenta ze świeżo spenetrowanymi wnętrznościami. – Zabijemy tę bakterię, ale pan od tej pory będzie słuchał wszystkiego, co mówią panu żołądek i jelita. I będzie pan wiedział, co szkodzi, a co nie.
Jak to dawno temu…
To było osiemnaście lat temu, w czasach, gdy nie napisano jeszcze książek:
- Jelita wiedzą lepiej
- Food Pharmacy
- Jelita, mózg i spółka
- Zdrowe jelita
- Kupa szczęścia
- Na ratunek jelitom
- Wzmocnij jelita
- Szczęśliwe jelita
- Sekretne życie jelit
- Człowiek na bakterie
ani nawet
- Śmierć czai się w jelitach
i…
- O dialogu jelit z mózgiem
Pomyślałbym (i napisał), że przez prawie dwie dekady posunęliśmy się przeogromnie w stronę świadomego społeczeństwa, gdyby nie fakt, że przeczytanie choć jednej książki w roku deklaruje, według raportu Biblioteki Narodowej, zaledwie 37 procent Polaków. Można więc powiedzieć, że liczące po kilka tysięcy egzemplarzy nakłady książek o jelitach docierają do wyłącznie ekskluzywnie oczytanej elity. Szkoda. Zasadne byłoby napisanie jednej zbiorczej pozycji „Jelita i elita” i dedykowanie jej wszystkim, którzy cokolwiek czytają.
Moc mikroodżywiania
Wspomnienie gastroskopii przygnało mnie do klawiatury po lekturze ciekawej książki Marty Mieloszyk-Pawelec i Anny Augustyn-Protas pt. „Żyj 120 lat, czyli moc mikroodżywiania”. Jej fragmenty poświęcone jędrnej skórze, PMS-owi i menopauzie zgrabnie pominąłem – mam PMS poza sobą, no, może do spotkania z córkami 🙂 – ale na dłużej zatrzymały mnie wątki poświęcone zakwaszaniu organizmu.
Zakwaszanie miał na myśli kochany pan doktor Kasprzak, który zapuścił mi węża do żołądka i kazał go słuchać w przyszłości. Zdam więc krótką relację z długiej listy moich późniejszych grzechów: przestałem słuchać, gdy tylko przestała mnie męczyć zgaga, później znów słuchałem, później zapomniałem, że trzeba słuchać, a teraz słucham z przerwami…
Nie uczcie się ode mnie! Idźcie śladem Ani, która kontroluje swoją dietę i nie zakwasza 🙂 Ja na przykład uwielbiam i nie mogę powstrzymać się przed sięgnięciem po dojrzewające, twarde sery. A to samo zło. Owszem, odstawiliśmy chemiczne kurczaki, wieprzowinę i chemiczną wołowinę, ale co pewien czas grzeszymy szynką – no nic nie mogę poradzić, że mi smakuje. Słodycze? Hmm… Jak mam się oprzeć żurawinie w czekoladzie albo ciastu? Jakże mam pożegnać kawę złamaną cukrem? Jak nie napić się wina?
Słuchaj żołądka
Karmimy wewnętrznego wroga, nie słuchając jelit, żołądka, nie czytając co dla nas dobre, a co złe.
Organizm musi mieć siły na neutralizowanie nadmiaru kwasów, wykorzystuje do tego celu naturalne mechanizmy i stara się samodzielnie regulować poziom pH. Jeśli w naszych tkankach zgromadzi nadmiar kwasów, szybko musi sięgnąć do systemu rezerwowego, czyli pobierać minerały skąd się da. A daje się je wyciągnąć np. z kości, co staje się pierwszym krokiem do osteoporozy.
Taka utajona kwasica metaboliczna może przybierać różne postaci: widzimy je w słabej odporności, bólach mięśniowych, rozdrażnieniu nerwowym, nadciśnieniu tętniczym, podwyższonym poziomie cholesterolu, infekcjach górnych dróg oddechowych i alergiach, w wypadaniu włosów i łamliwości paznokci. To objawy, które mogą się brać z nierównowagi miedzy kwasami i zasadami w naszym organizmie.
Jak odzyskać równowagę?
Po pierwsze – odrzucając część pokarmów, które sprzyjają kwasicy. Czerwone mięso, sery, słodycze i wszelkie cukry proste. Napoje typu cola czy energetyki. Przetwory z mleka krowiego. Pszenica w formie białego pieczywa.
Do listy grzechów dochodzi brak wysiłku fizycznego. Codzienna porcja ruchu przyspiesza procesy przemiany materii w tkance mięśniowej, dzięki czemu spalanie kwasów tłuszczowych i innych związków o odczynie kwaśnym następuje dużo szybciej. Grzechem wobec własnego organizmu jest przemęczenie i stres, który powoduje wzrost poziomu adrenaliny i kortyzolu – hormonów wzmagających reakcje kwasotwórcze. Kolejny problem to brak snu i niedostatek mikroelementów, choćby w formie suplementów.
Zmiana stylu życia pomaga – u nas ruch fizyczny stał się niewymuszoną codziennością i nie ruszamy się w zasadzie tylko wtedy, gdy pada. A pada rzadko. Dbamy o różnorodność pokarmów, zwłaszcza warzyw i owoców. Każdy dzień zaczynamy od owocowo-warzywnego smoothie. Jabłka i banany jemy kilogramami. Marchew również. Zielona fasolka, winogrona. Dobra oliwa do smażenia i oleje do sałatek – tylko rzepakowy, z pestek winogron lub z orzechów, tłoczone na zimno.
Pomagają w zachowaniu równowagi kwasowo-zasadowej kozie serki i mleko, awokado, pasta z soczewicy, szklanka wody z imbirem i sokiem z cytryny, fasola Jaś, buraki (to jest dopiero gigantyczne warzywo! ma ogrom właściwości), seler naciowy, szczypior, zupa krem z dyni. Jeśli makaron i chleb, to razowy, z grubo mielonej mąki. Świetne są cukinie, brokuły, bakłażany, pietruszka.
Ania na swoim blogu zrobiła z kwasów i zasad obszerną ściągę – polecam, warto z niej skorzystać!
Imbir i cytryna
Czy grzeszymy? Ja grzeszę, Ania dużo mniej. Nie jem białego pieczywa. Wyjątkiem są jedna-dwie bułki w miesiącu, kiedy chcę wrócić do smaków dzieciństwa (bułka z masłem, serem i kefirem). Cukier, słodycze, plaster szynki, ser – pisałem… Niestety…
Ale szczerze mówiąc: czuję się, mimo tych sporadycznych grzechów, w lepszej formie niż wtedy, gdy nie słuchałem swojego żołądka i Ani. Żołądek niemal natychmiast mówi mi, że coś jest nie halo, gdy zjem poza domem dania przygotowane np. na niewłaściwym tłuszczu: po prostu to czuję. Ratunkiem jest napój z imbirem i cytryną (imbir, cytryna, grejpfrut – odkwaszają).
Kluczowe jest, powtórzmy, słowo „równowaga”, co oznacza, że powinniśmy umiejętnie dobierać produkty kwaso- i zasadotwórcze. Mięso, drób, wędliny, masło i tłuszcze zwierzęce, jajka, ryż, mąka, ziemniaki, kawa, alkohol, tytoń – nawet jeśli nie mają bezpośrednio kwaśnego odczynu, ulegając przemianom materii wytwarzają dużo kwasów. Na drugiej szali trzeba zatem położyć produkty zobojętniające działanie kwasów – jak wspomniane powyżej buraki, banany, jabłka, melony, rzeżuchę lub pomidory. Mięso w zestawie z gotowanymi i surowymi warzywami nie ma już tak kwasotwórczego charakteru, jak bez nich.
Tylko hipster da radę?
W jednym z artykułów poświęconych kwasicy przeczytałem, że w codziennym pożywieniu 80 procent potraw powinno oddziaływać zasadowo albo przynajmniej neutralnie. Co w ostatecznym bilansie dnia musi oznaczać zmniejszenie ilości pokarmów oddziałujących kwasowo. Tu, jak zawsze, kłania się rola wody, która uaktywnia nerki i pomaga wydalać kwasy. Wypity do południa litr niegazowanej wody o niskiej zawartości sodu powinien załatwić problem.
Tyle teoria. Pytanie realisty: kto przed południem zdoła wypić litr wody? Na mnie nie liczcie! Takie założenia świetnie wyglądają w teorii, ale w praktyce, w pracy, w porannych działaniach domowych, przejazdach, wydają mi się naukową fantastyką. Nawet hipster jadący rowerem na Plac Zbawiciela nie wytrąbi litra wody 😉
Jacek
POLECAMY RÓWNIEŻ: Weź nie pytaj rób kiszonki!
A TAKŻE TO: Sceny życia w upałach
Foto: Lubos Houska i b1-foto z Pixabay
Anonim
Posted at 19:48h, 01 październikaWidzę, że w „polecanych” są kiszonki, które podobno też odkwaszają.