Polskie globalne ocipienie. Rzecz o zacofaniu
3341
post-template-default,single,single-post,postid-3341,single-format-standard,theme-bridge,bridge-core-3.0.7,qi-blocks-1.3.3,qodef-gutenberg--no-touch,woocommerce-no-js,qodef-qi--no-touch,qi-addons-for-elementor-1.8.0,qode-page-transition-enabled,ajax_fade,page_not_loaded,,qode-title-hidden,qode_grid_1300,qode-content-sidebar-responsive,columns-4,qode-child-theme-ver-1.0.0,qode-theme-ver-29.4,qode-theme-bridge,disabled_footer_bottom,qode_header_in_grid,wpb-js-composer js-comp-ver-6.10.0,vc_responsive,elementor-default,elementor-kit-8015
Eko-polityka

Polskie globalne ocipienie. Rzecz o zacofaniu.

Myślałem, żeby napisać wściekły tekst, ale mi przeszło. Od kilku dni moczą nas przelotne deszcze, choć przedtem mieliśmy taką suszę, że zgrzytało w zębach. Kiedy wszyscy wokół trąbią o globalnym ociepleniu, w Polsce zapanowało globalne ocipienie: idą wybory, teraz każdy polityk jest ekomaniakiem.

Uprzedzam, to nie będzie tekst o polityce przed wyborami. Raczej – o jakości polityki. Jestem świadomym wyborcą, przeczytałem ofertę kierowaną do mnie przez wszystkie liczące się koalicje i w tym – przeczytałem program partii, która po 13 października znów zapewne będzie rządziła naszym krajem. I byłem nawet mile zaskoczony. O ekologii jest sporo, jest wiele sensownych postulatów, wiele twardych zapowiedzi. Jak ta – że dokonamy termomodernizacji 4 milionów domów jednorodzinnych. Super! Świetna idea.

Globalne ocipienie, czyli plany, plany, plany

Tylko… Tak sobie myślę… Dlaczego znów mamy ten pomysł po stronie „W PLANACH”, a nie w rubryce „WYKONANO”?! Dlaczego wymyślamy koło na okoliczność kolejnych wyborów – tak samo jak wymyśliliśmy na użytek propagandy milion elektrycznych samochodów – zamiast zacząć wdrażać to, co inni wdrożyli dwie-trzy dekady przed nami?

Niemieckie miasteczka w Dolnej Saksonii, które poznawałem na początku lat 90., przechodziły wówczas tę „naszą planowaną” termomodernizacyjną metamorfozę i zmieniały nie tylko grubość otuliny murów, ale i stan konstrukcji, jakość mieszkań i kolory elewacji. Są śliczne, bo ktoś wpadł na twórczy pomysł, by dać ludziom prawo do odpisów podatkowych i prawo do dotacji przy okazji ocieplania własnych domów i kamienic. Ocieplasz – dbasz o zużycie energii, dbasz o środowisko, masz ulgi. Ocieplasz – ale odnawiasz swoją kamienicę zgodnie z zestawem kolorystycznym, który obowiązuje w twojej okolicy.

Tysiące Niemców skorzystały z tej okazji, napędzając rynek usług budowlanych i koniunkturę gospodarczą. Zmniejszyli zużycie energii elektrycznej – jednocześnie inwestując w energetykę odnawialną. Osiągnęli kilka celów jednocześnie, w ciągu dwóch dekad całkowicie zmieniając swoją politykę środowiskową. Mają ponad 1000 wiejskich spółdzielni produkujących prąd z paneli fotowoltaicznych i wiatraków, które zasilają domy, lokalne ulice i urzędy publiczne. Mają setki tysięcy paneli na dachach, na poboczach autostrad, na nieużytkach rolnych.

Potęga krótkowzroczności

My cztery lata temu zatrzymaliśmy rozwój energetyki wiatrowej i słonecznej, a jej tegoroczne odblokowanie – dajemy 5000 złotych za budowę paneli na dachu – odtrąbiono jako własny sukces. Sukces??? Najpierw zniszczono inicjatywy ludzi inwestujących w fotowoltaikę (choćby takich jak my), a potem naprawianie własnych błędów uznaje się za sukces…

Ale nie to jest najgorsze. Najbardziej mnie irytuje i smuci krótkowzroczność. Stoimy na węglu i będziemy stać, k…a mać, jeszcze przez dekady. Od biedy mogę zrozumieć tę strategię. Ale podobno mieliśmy stać na swoim węglu, a tymczasem stoimy na importowanym z Rosji i innego Mozambiku! Wokół Pekinu zamknięto elektrownie zasilane węglem – my chcemy stawiać nowe bloki energetyczne, bo lobby elektryków musi na coś przeznaczyć miliardy, które zdziera z nas co miesiąc.

Każda partia nawiązuje teraz do ekologii, choć każda przyczyniła się do dziadostwa, z którym mamy dziś do czynienia. Ludowcy są zieloni, bo zieloną energię chcą wspierać po wyborach pełną piersią, ale poprzednią ustawę o odnawialnych źródłach energii procedowali w Sejmie razem z PO przez pięć lat. Pięć lat! Teraz wszyscy chcą budować zbiorniki retencyjne, sadzić lasy, stawiać wiatraki na Bałtyku, ale latami mieli to wszystko w dupie.

Minister środowiska był i jest powsinogą w każdym polskim rządzie – liczą się tylko faceci, którzy lekką ręką wydają kilkadziesiąt miliardów złotych na najnowsze samoloty bojowe F-35, nijak przydatne w polskich realiach, albo ci, którzy kupują podsłuchy, radary i inne zabawki dla dużych chłopców.

To też jest nasze globalne ocipienie: chcemy nadążać za światem w obszarach, w których ścigać się nie musimy, zaniedbując to co istotne: służbę zdrowia, środowisko, edukację.

Zeropolityczni, zorientowani na przeszłość

Nie mamy polityków wybiegających w przyszłość o jedną, dwie dekady. Co ja mówię! Żeby choć o jedną kadencję! Zawsze jesteśmy zacofani, zawsze gonimy świat – dobrzy wyłącznie w planach i spotach wyborczych.

 

Jesteśmy zorientowani na przeszłość, nie przyszłość. Wiecznie adorujemy historię, a nie postęp i nowoczesność.

Stąd te upiorne bitwy na teczki, stąd kolejne muzea przegranych powstań, pomniki marnych polityków, kiczowate seriale i filmy, które mają przywoływać wrażenie dawnej świetności. Stąd te wyklęte pieśni i ich festiwale, martyrologia, egzaltacja legionami, Polak-papieżem, Orzeł Biały i Polska – paw narodów.

Duńczyk, Szwed, Norweg, Niemiec – narody pragmatyczne – myślą o przyszłych pokoleniach. Myślą o swoich dzieciach. My o trupach i polach bitewnych.

W Skandynawii prześcigają się w rozwiązaniach, które czynią ich miasta samowystarczalnymi w sferze energetycznej, ograniczają i wykorzystują ścieki do ogrzewania domów, odzyskują energię z własnych mieszkań, ocieplają je, napędzają swój świat zieloną energią, dofinansowują zakup samochodów elektrycznych, wycofują diesle, promują jazdę rowerami (we Freiburgu każdy, kto odstawi samochód i jeździ do pracy rowerem, dostaje od miasta 100 euro), budują ekologiczne i energooszczędne osiedla, wykorzystują deszczówkę i śnieg. Ekologię mają w szkołach, uczą jej i praktykują. Maja magazyny energii i energię wodną. Pobierają kaucję za puszki i zbierają plastik.

My – jeśli już – mamy to wszystko w planach i zapowiedziach wyborczych. Ciągle czekamy: bo może to globalne ocieplenie to jednak wymysł kretynów-lewaków? Może to jakiś Soros płaci za taką propagandę? Może to robota Ruskich?

Każdy może dać przykład. A polityk?

Zacząłem od suszy w Bociance. Fakt. Co roku jest gorzej. Co roku jest inaczej, wszystko się zmienia na naszych oczach. Jeśli już pada deszcz, to szalony, jeśli wieje – to tak, że powala drzewa. Nie ma wyraźniej granicy między porami roku – zimy płynnie przechodzą w lato, jesień zaczyna się w sierpniu, śniegu jest coraz mniej, deszcz nie pada tygodniami. To są zmiany klimatu, które obserwuję jako klimatyczny laik, mając za oknem las i pola.

Nie widzę jednak żadnego realnego ruchu, który by zapobiegał tym przemianom. Brakuje wody, ale pieniądze chcemy wydawać na samoloty, nie zbiorniki retencyjne. Brakuje energii, którą w szczycie musimy drogo kupować od Niemców, ale mordujemy własną energetykę wiatrową i wodną. Nie ma działań, które pozwalają oszczędzać wodę, paliwa, zmieniać proporcje w polskiej motoryzacji. Nikt nie promuje ekologicznych zachowań i postaw – jeśli coś się w tej sferze dzieje, to wyłącznie dzięki oddolnym inicjatywom.

Na prawicy wszyscy chórem wyśmiewają kilkunastoletnią  Gretę Thunberg, szwedzką aktywistkę. Były minister środowiska, profesor, sugeruje, by organy ścigania zajmowały się dziećmi, które wszczynają w Polsce strajk klimatyczny. Pieje peany pod adresem CO2, kopania węgla i wycinki drzew. Jego polityczni akolici, leśnicy, zapowiadają – po wyborach, jasne – 500 milionów drzew rocznie. W planach.

W planach, bo papier – wykonany z tego, co wyrżnięto w Puszczy Białowieskiej –  przyjmie dziś wszystko. Wszyscy mogą piać o ekologii i wszyscy pieją. Nikt nie robi nic realnego, w globalnej, polskiej skali. Panuje polskie globalne ocipienie. Programy ociekają lukrem dbałości o środowisko. Cudne, chwalebne plany.

Ale na koncie wszystkich partii politycznych mamy po stronie wykonania wielkie ZERO.

Dinozaury polskie

Piszę o tym wszystkim bez złośliwości, zauważając fakty, które lokują nas po stronie cywilizacyjnych dinozaurów. Taką mamy politykę: skostniałą, bezmyślną, krótkowzroczną, obliczoną na bieżący efekt, pajacowatą.

Mogę być dumny, że my z Anuszką mamy pompę ciepła, ekologiczną oczyszczalnię ścieków, panele fotowoltaiczne i odzysk ciepła z domu, że zbieramy deszczówkę, sadzimy drzewa i przetwarzamy na kompost oraz segregujemy odpady. Pod tym względem nie mam sobie nic do zarzucenia. I chciałbym, żeby podobne zdanie mogli napisać politycy wszystkich partii.

Nie napiszą.

Jacek

POLECAMY RÓWNIEŻ: Pochwała prostoty. Jesteśmy samowystarczalni.

Foto. Jonny Lindner z Pixabay 

5 komentarzy
  • Whyski
    Posted at 07:34h, 01 października Odpowiedz

    Bardzo dobry tekst. Szapoba

    • Jacek
      Posted at 07:52h, 01 października Odpowiedz

      Dzięki ?

  • Mariusz
    Posted at 23:15h, 06 października Odpowiedz

    Gratulacje I trzymam kciuki zeby nikt Wam tego nie zepsol

  • Kania
    Posted at 14:44h, 07 października Odpowiedz

    W samo sedno. Mam takie samo zdanie. W moim ogrodzie co roku przybywa drzew, do tego zasiewam kwiaty dla motyli i ptaków. Niestety u wiekszosci sąsiadów panuje moda na kostkę, beton i drzewka wielkości miotły. Do tego stawiają po 6 domków na działce, mimo że jest to obszar chronionego krajobrazu. Oświetlają domy nawet jak w nich nie mieszkają… Roundupy stosuje się nagminnie, opryski w słońcu to norma… Często zbieram po lesie śmieci. I nie wiem jak w tym świecie już żyć …

    • Jacek
      Posted at 14:49h, 07 października Odpowiedz

      Liczyliśmy ostatnio, ile drzew posadziliśmy… I po setce przestaliśmy liczyć. Nie tylko w naszym siedlisku, ale w całej okolicy. Serio – trudno znaleźć czasem coś równie optymistycznego, jak dąbek posadzony cztery lata temu, który z rachitycznej sadzonki rośnie na fajnego chłopa i trzyma się mocno.

      Trudno nam zrozumieć tę powszechną chęć sadzenia tui i innych drzewek „miejskich” na wsi – ciekawe spostrzeżenie przywieźliśmy z Litwy, gdzie w wielu polskich wsiach ciągle sadzi się przed domami, także nowo postawionymi, drzewa owocowe. Nie tuje i nie sumaki 🙂 I ślicznie to wygląda, i jest pożyteczne, i nastrojowe jakieś…

Post A Comment