04 sty Co na nas działa?
W zasadzie nie chorujemy. Przydarzają nam się średnio raz do roku jednodniowe chwile pomroczności, kiedy skacze temperatura i coś paskudnego znienacka próbuje się do nas dobrać, ale generalnie – jest zdrowo. Zdrowo jest!! Dlaczego?
Przypisuję ten niezwykły stan kilku czynnikom. Trudno znaleźć specyficzny, wyjątkowy wpływ jednego z elementów i pomijać inne; myślę, że dobre zdrowie bierze się z mixu najróżniejszych przyczyn.
Powietrze i woda
Pierwszy powód – powietrze. Nie oszukujmy się: daleka wieś na Podlasiu nijak się ma do zapylonej atmosfery Krakowa, Katowic czy Warszawy. Tutaj oddycha się pełną piersią, bez maseczki na twarzy.
Powinnam przy tej okazji wspomnieć o wodzie, choć z wiejską wodą bywa różnie. Ta wodociągowa spełnia wszelkie normy, woda ze studni głębinowych i kopanych zawsze bywa narażona na zwiększoną obecność azotanów czy azotynów. Badamy wodę z naszego ujęcia, niby wszystko jest w porządku, ale z tyłu głowy mamy pierwsze po uruchomieniu studni wyniki badań z przekroczonymi normami – po obfitym w nawozy roku wszystko co dobre i złe spłynęło pod ziemię…
Od tamtego czasu bez specjalnej mitręgi zaopatrujemy się w wodę ze świętego źródła na Grabarce. Jest pyszna i ma, tak twierdzą, właściwości lecznicze. Może to ona tak dobrze działa?
Zdrowoodchudzeni
Po drugie – zdrowe jedzenie. Wspomagamy swoją florę bakteryjną jak tylko możemy. Sami zakwaszamy mleko (tybetański grzybek jest doskonały!), pijemy koktajle z owoców i warzyw, chleb własny i tylko na zakwasie, masło – jeśli już – od gospodarza, dużo kaszy jaglanej, odkwaszająca dynia, imbir, tona jabłek, sporo czosnku, żurawiny.
Co jeszcze? Miód zamiast cukru. Oleje: lniany i arganowy, z pestek dyni – na zimno, kokosowy i rzepakowy – na ciepło. Plus poranne szoty z kurkumy i pieprzu.
Bardzo mało mięsa, sporo ryb i owoców morza (niestety, Podlasie z nich nie słynie – przywozimy z Warszawy i mrozimy), do tego jarmuż, warzywka z siemiatyckiego ryneczku – tylko „od babci” z ekologicznego gospodarstwa – plus borówki, aronia, własnej roboty kiszona kapusta i ogórki, i wszelkiej maści inne źródła antyoksydantów i flawonoidów.
Oczywiście – grzeszymy, żeby nie było, że nie. Uwielbiamy lokalne, „niezdrowe”, choć przesmaczne ciasto – szarlotkę po amerykańsku, z dużą ilością jabłek i orzechów, na ciemnym cieście. Produkuje ją tylko jeden piekarz w okolicy, smakuje zjawiskowo. Kupujemy lokalną szynkę, a na ognisko wybitnie smaczną wiejską kiełbasę. Ale mięsa… niemal wcale, jakoś tak nam wyszło.
EDIT JACKA: Ania grzeszy pieczonym boczkiem, ale się nie przyzna!
Ojtam! Dwa razy w miesiącu. Ale to wyjątkowy boczek, każdy by się skusił: nie wiesz, co tracisz 🙂
Siła wzmacniaczy
Po trzecie – nasz wzmacniacz. Tu będę lekko tajemnicza, ponieważ nie chcemy jeszcze zdradzać składu specyfiku, który zamierzamy masowo 😉 produkować, a który od dwóch lat testujemy na sobie. Ze znakomitym skutkiem! Powiem o nim tylko, że jednym może smakować bardzo, a drudzy go odstawią (i zrobią błąd!). Bazą jest miód i czosnek, czyli skrzyżowanie dwóch przeciwstawnych smaków, plus różne dodatki. Ależ to działa! Na wszelkie chwile załamania, na pierwsze jesienne i wczesnowiosenne przeziębienia, na gardło, na żołądek… Extra! Poświęcimy wzmacniaczowi specjalny wpis, gdy tylko będziemy gotowi, by ogłosić go światu.
Siła ziół
Po czwarte – zioła. Tak naprawdę żyjemy na wielkiej, zielnej łące. Jest tu wszystko, od piołunu po dziewannę, od czerwonej koniczyny po rumianek, skrzypy, głóg, lipę, jałowiec, dziurawiec i tarninę. Wystarczy sięgnąć ręką.
Młode pędy sosny tuż przed zalaniem miodem i alkoholem
Zaczynamy od zbiorów pędów sosny, z których powstaje nalewka i syrop, zbieramy kwiaty i tworzymy syrop z mniszka lekarskiego, odkryliśmy tarninę, a w swoim czasie zauroczyliśmy się właściwościami piołunu.
Ciągle nie umiem w pełni ocenić wpływu ziół na nasze zdrowie, ale uważam go za bezcenny. W zasadzie zaprzestaliśmy parzenia czarnej herbaty – robimy własne ziołowe mieszanki. Prawie zawsze z dodatkiem imbiru i głogu, bo działa na mózg, a mózgi chcemy zachować. Lubimy eksperymenty mieszankowe; Jacek do wszystkiego dodaje miętę, czarny bez, czarną porzeczkę, dziką różę i hibiskus, ja wolę jednak bardziej monotematyczne zestawy. Często jest to herbata koperkowa, czasami rumianek z dodatkami, używam nagietka, aronii, owoców derenia, ziela czystka i tarniny.
Zwracam Waszą uwagę na goździki, które nam służą jako środek antybakteryjny – w sytuacjach gardłowego zagrożenia co godzinę bierzemy do ust po dwie sztuki; szybko przynoszą ulgę.
Jemy czosnek. W różnej postaci, bo to absolutnie fenomenalna przyprawa i ma świetne właściwości wzmacniające. Czosnek oraz papryczka peperoncini to zresztą stałe składniki bardzo wielu potraw. Papryczkę, zawierającą duże ilości kapsaicyny, znienawidziły wszelkie nowotwory, więc dodajemy po kilka ziarenek lub skrawków nawet do kaszy jaglanej z dynią, jabłkiem i żurawiną – powstaje niezwykły smakowo mix słodkości, kwasowości i ostrości.
O ziołach i ich wpływie na zdrowie człowieka powstało tak dużo książek, że nie sposób ich polecać. Ale wśród najnowszych wydawnictw warto sięgnąć po „Siłę ziół” Patrycji Machałek. To znakomite kompendium wiedzy o sposobach przygotowywania maceratów, naparów, soków, olejków, win i nalewek. Prawdziwy niezbędnik każdego początkującego zielarza – pełen przepisów, porad, sugestywnych opisów. Jak zrobić domowy odświeżacz ust? Jak stworzyć własną pastę do zębów? Jak przygotować toniki ziołowe dla różnych rodzajów cery? W jaki sposób pozbyć się problemów z trawieniem? A jak z bezsennością?
„Siła ziół” – bezcenne i proste rady
Na ponad dwustu stronach tej książki znajdziecie nie tylko opisy ziół i ich działania, ale przede wszystkim bezmiar świetnych, praktycznych rad. Co wiedzieliście na przykład o czerwonej koniczynie? Ciekawostka: ma bardzo wysoką zawartość flawonoidów, co sprawia, że ma „wielokierunkowe działanie antybakteryjne, przeciwutleniające oraz przeciwobrzękowe, garbniki natomiast czynią z niej znakomity lek wykrztuśny i osłonowy dla górnych dróg oddechowych”. I chwilę później – kilka porad jak ją wykorzystać, na co, jak zbierać i przetwarzać.
Jaką ma wadę książka Machałek? Tę oto, że trzeba zdobyć wszystkie opisywane przez nią składniki… 🙂 A jeśli daleko Wam do czystych pól z ziołami, to wcale nie jest takie proste. Ale jest i na to rada: gorąco polecamy podlaski „Ziołowy Zakątek” Mirosława Angielczyka, czyli magiczne miejsce w Korycinach, w którym na kilkunastu hektarach uprawia się zioła, a w nieodległej przetwórni suszy je i konfekcjonuje. Pod szyldem „Dary Natury” można je spotkać w wielu sklepach kraju – bezinteresownie polecamy, bo mamy blisko i wiemy, że to bardzo przednia marka!
Praca i wu-ef
Pracujemy, nie da się ukryć, na kilku etatach. Zarobkowo i przy domu, choć te sfery coraz bardziej się przenikają. Podobno praca konserwuje – coś w tym jest. Kiedy pracujesz, nie masz czasu na użalanie się nad sobą, nie rozpamiętujesz życia, wykonujesz zadania, musisz być na czas. Kiedy grzebiesz w ziemi – jest podobnie, choć inaczej. W takich chwilach wyłącza się myślenie, wiele czynności absorbuje Cię do tego stopnia, że nie potrafisz skupić się na niczym innym. Nie myślisz – grabisz, kopiesz, przesadzasz, podlewasz. Znika stres, bo oddalają się problemy.
Wu-ef, czyli wysiłek fizyczny to nieodłączna cecha wiejskiego życia. W zasadzie przez 9 miesięcy w roku niemal każdego dnia jest okazja, by pomachać łopatą, grabiami, wspinać się na drabiny, rąbać, nosić, podnosić, przestawiać, schylać się, przeciągać, podskakiwać. Fitness non stop. A ponieważ jest to praca na świeżym powietrzu, w ciągłym kontakcie z ziemią (i dobrymi bakteriami, o czym pisze w świetnej książce „Człowiek na bakterie” Margit Kossobudzka), wśród drzew i zwierząt, to i przyjemność staje się większa, i zdrowie w lepszej formie.
Unikamy stresów
Ostatni czynnik – do minimum ograniczamy stresy. W pracy, wiadomo, nerwy to codzienność, ale i tu widzimy duży potencjał. Do każdej sprawy można podejść spokojnie, każdą awanturę zakończyć uśmiechem, wszystkie nieporozumienia wyjaśnić. Podobnie jest w moich relacjach z Jackiem: nie kłócimy się, nie toczymy wojen, bo one nigdy nie mają sensu.
EDIT JACKA: Potwierdzam i czule odwzajemniam. I dodaję jeszcze jeden czynnik, dogo- i kototerapię, dzięki którym nie schodzi nam uśmiech z twarzy. Warto przygarnąć przybłędę, odwzajemni się wspaniałą miłością i doda zdrowia. Choćby przez spacery w śniegu przed północą: idealna pora na myślenie o przyszłości!
Na koniec mały bonus. Dwa proste przepisy na herbatki, które bardzo sprawdziły się w naszym domu:
Zimowa herbatka rozgrzewająca według Ani
Dwa-trzy cienkie plastry imbiru wkładam na dno dużego kubka. Do sitka ustawionego w kubku wrzucam czarny bez – kilka ziaren i szczyptę kwiatu. Do tego nieco owoców rokitnika i dzikiej róży. Zalewam to wrzątkiem, parzę pod przykryciem dziesięć minut, a gdy przestygnie – wyciągam sitko (imbir zostaje!) i… czasami dodaję łyżkę miodu oraz sok z cytryny. Proporcje można ustawiać indywidualnie, to kwestia smaku. Tak samo jak dodatek miodu lub cytryny.
Zimowa herbatka relaksująca według Jacka
Do sitka wsypuję miętę (bo ja do wszystkiego dodaję mięty), sporo melisy (ma świetny cytrynowy posmak) oraz jeden kwiatek hibiskusa. Wstawiam sitko do kubka, zalewam gorącą wodą, przykrywam i po kwadransie, gdy dobrze wystygnie, dodaję malutki (albo średni) kieliszek nalewki dereniowej. Uspokaja! Relaksuje! Działa!
Patrycja Machałek „Siła ziół” – wydawnictwo Społeczny Instytut Wydawniczy Znak, cena 39,90 zł
Ania
Monika
Posted at 18:24h, 15 styczniaAż zazdroszczę ?
Jacek
Posted at 20:00h, 15 styczniaNie zazdrość, działaj 😉 Bardzo fajne rzeczy dla zdrowia da się przygotować w każdych warunkach, także miejskich. Sprawdziliśmy to! Na sobie i najbliższych 🙂
Anna
Posted at 22:46h, 25 styczniaNatura jest prawdziwa i wyjątkowa i my jesteśmy jej cząstką….potrzebujemy czasu aby to odkryć.Cieszę się.że natknęłam się na ten blog….Pozdrawiam Anna….mieszczuch uciekający w wolnych chwilach na wieś do SWEGO CUDOWNEGO ŚWIATA…
Jacek
Posted at 00:15h, 26 stycznia🙂
Kasia
Posted at 19:24h, 20 lutegoPasieka Sadowskich produkuje miód z czosnkiem, także z cytryną,rokitnikiem,maliną, pomarańcza, czarnuszka itp
Akasha
Posted at 12:44h, 29 styczniaJak się cieszę że trafiłam na Wasz blog.
My też zrezygnowalismy z mięsa, ja nie jem nabiału, mój Jacek czasem się na niego kusi.Robimy nalewki: czarna porzeczka, z młodych szyszek sosny, wiśnia, pigwówka, żurawinówka. Zbieramy zioła, wciskamy soki, przecieramy pomidory, kisimy kapustę, pakujemy ogórki w słoiki, smażymy kwiaty dzikiej róży na marmoladę, jeździmy na rowerze, gapimy się na rozlewiska Bugu czując się jakbyśmy byli w żywym obrazie.
Zastanawiam się czy jest nas coraz więcej czy tylko podobne przyciąga podobne. 🙂
Akasha
Posted at 12:45h, 29 styczniaLubię Was czytać.
My też zrezygnowalismy z mięsa, ja nie jem nabiału, mój Jacek czasem się na niego kusi.Robimy nalewki: czarna porzeczka, z młodych szyszek sosny, wiśnia, pigwówka, żurawinówka. Zbieramy zioła, wciskamy soki, przecieramy pomidory, kisimy kapustę, pakujemy ogórki w słoiki, smażymy kwiaty dzikiej róży na marmoladę, jeździmy na rowerze, gapimy się na rozlewiska Bugu czując się jakbyśmy byli w żywym obrazie.
Zastanawiam się czy jest nas coraz więcej czy tylko podobne przyciąga podobne. 🙂
Akasha
Posted at 12:46h, 29 styczniaPrzepraszam coś mi się dublujà te posty
Jacek
Posted at 13:04h, 29 styczniaChyba to się nazywa przyciąganie dusz ? Albo pokrewieństwo