23 sie Wieś między high tech i high touch
COVID-19 i nowe technologie zrewolucjonizowały sposób interakcji pomiędzy ludźmi. Pamiętacie „ostatnie plotki” przy biurku na początku dnia pracy? Albo rozmowy o życiu przy firmowym ekspresie, w czasie przerwy na lunch?
Dzisiaj wystarczy kilka szybkich kliknięć i łączysz się z dowolną liczbą osób, siedzących w domowych fotelach w dowolnym miejscu świata. Włączasz tryb wideokonferencji i widzicie się niemal tak samo dobrze, jak wcześniej w realu. Pijecie kawę, każdy w swoim domu, rozmawiacie… To samo, ale jednak trochę inaczej, prawda? Pytanie: czy high touch, bezpośrednie „wysokie dotknięcie” jest nadal potrzebne w świecie zaawansowanych technologii? Może wystarczy nam obecność i bliskość na ekranach?
High touch, czyli?
Terminu „high touch” jako pierwszy użył w 1982 roku John Naisbitt w swojej książce „Megatrendy”. To była jego odpowiedź na „high tech” – zaawansowane technologie. To dzięki nim klienci nie potrzebują interakcji z drugim człowiekiem do wykonywania takich czynności, jak zamawianie produktów, wdrażanie nowych pomysłów czy zarządzanie. High touch odnosi się do osobistego zaangażowania i bezpośredniej obsługi. Jeśli przenieść to na sferę biznesu, wysoki dotyk dotyczy sytuacji, w których relacje między klientem i jego obsługą wymagają dużego zaufania. Podobnie jest w medycynie: bezpośredniego kontaktu z lekarzem nie zastąpi nic, nawet najlepsza przeglądarka…
COVID-19: meblujemy się na nowo
Koronawirus przemeblował nasze dotychczasowe ustawienia. Korporacje pracują w trybie pracy zdalnej albo hybrydowo: dwa dni w biurze, trzy dni w pracy. Poradnie i gabinety medyczne zbierają informacje od chorych w trybie telefonicznym, tak samo też udzielając zwolnień i wystawiając recepty. Nie dotkniesz dłoni bliskiej ci osoby w szpitalu – nie wpuszczają. I wysyłają do komunikacji najbardziej asertywnego lekarza.
Pustki panują w księgarniach i sklepach odzieżowych, a tłok w sprzedaży internetowej. Kurierzy nie zagadują już odbiorców paczek – zostawiają je i znikają. Kobiety w sklepach i bankach siedzą za plastikowymi szybami… Obie strony słyszą się coraz gorzej, bo nie czytają już z ruchu warg, szczelnie (na szczęście) zasłoniętych maseczkami.
High tech zdominował relacje między ludźmi. Prawda, czy fałsz? Patrzę na siebie i porównuję liczbę kontaktów telefonicznych z dziećmi z liczbą wiadomości przeczytanych i wysłanych Messengerem. Jakieś 1:20… A relacje bezpośrednie? Raz na kwartał, na pół roku… Kontakty z klientami? 1 do 100, na korzyść relacji w mailach i komunikatorach. High touch niemal nie istnieje, ta forma relacji staje się powoli ostatecznością.
Co nas czeka?
Jeśli pandemia zmusi nas do przedłużenia tej zmiany ustawień, za kilka lat będziemy patrzeć na siebie jak roboty, wysyłające w swoim kierunku skompresowaną wiązkę komunikacji a nie słowa, gesty i emocje. Emocje zresztą już zastąpiliśmy emotikonami: muszę wierzyć, że ponurak, który wkleja 🙂 do swojej korespondencji, naprawdę się do mnie uśmiecha. I że facet wklejający na Facebooku kciuk w górę pod postem, który jest pożegnaniem zmarłego przyjaciela, nie lajkuje w ten sposób jego śmierci, lecz popiera formę i jakość pożegnania.
Sztuczna Inteligencja i czatboty tylko pogłębią ten podział. Na proste pytania w wielu kontaktach z bankami, operatorami sieci komórkowych, firmami ubezpieczeniowymi czy energetycznymi, odpowiadają dziś algorytmy, a nie ludzie. Powiesz: Hej, Google! we własnym samochodzie i na życzenie usłyszysz serię dowcipów lub prognozę pogody. Siri poprawi ci humor dobrymi wiadomościami i znajdzie najlepszą w mieście chińską restaurację. Ona – nie żona i nie koledzy z pracy…
Wiejski high touch
Jak w tym wszystkim lokuje się życie na wsi? Jeszcze high touch czy już tylko high tech? Po namyśle powiedziałbym, że nasz „wysoki dotyk” zmienił partnera. Interakcje coraz częściej dotyczą przyrody, zwierząt, natury a nie bezpośrednio człowieka. I sądzę, że podobnie odczuwa to każdy, kto w świadomy sposób zostawił miasto i wyniósł się na wieś.
Nasz high touch to – sorry za nadmiar poetyckiego patosu – szum deszczu jednostajnie uderzający w wielkie liście winorośli i blaszany dach. Właśnie pada i słucham tej muzyki z najwyższą przyjemnością. Nasz „wysoki dotyk” to wielkie leśne mrowisko, które obserwuję podczas codziennych spacerów z psem, podglądając jak mrówki budują swoje imperium i fascynując się efektami ich pracy.
Nasze dotknięcia z najwyższej półki to ciemność bez świetlnego śmiecia, która pozwala w każdą bezchmurną noc patrzeć na Mleczną Drogę i odczuwać atawistyczną radość w podróżowaniu po Kosmosie. Na warszawskiej Woli gwiazd nie widywałem, a jeśli już, to tylko najsilniejsze (jak choćby Zenek Martyniuk w MediaMarkt).
Ten wiejski high touch ma także związek z ludźmi, z sąsiadami, klientami w małym sklepiku czy rolnikami, którzy męczą się podczas orki w trzydziestostopniowym ukropie. Zatrzymają się, pogadają, donikąd nie śpieszą. Są ciekawi naszego życia, tak jak my – ich życia. I nie mówią: zdzwonimy się, tylko – do zobaczenia.
Czy zatęsknimy do high touch?
Jest mała nadzieja, że narastający latem tego roku ruch z miasta na wieś, do ciszy i świętego spokoju, zapoczątkuje nową formę relacji. Może będziemy nadal mieli smartfony pod poduszką; w razie gdyby przyszło powiadomienie. Ale użyjemy ich rzadziej, szukając okazji do prostych rozmów, do spotkań na trawie i wspólnego szukania grzybów. Że high tech kiedyś nam się przeje, spowszednieje – i zatęsknimy do życia w pełnym kontakcie, bez pośredników, bez technologii, ogłuszającego nadmiaru informacji i informatycznej kakofonii.
Co napisawszy… sprawdziłem pocztę, mimo niedzieli, wszedłem na Twittera, Facebooka i na ulubiony portal informacyjny, żeby wiedzieć czy czegoś nie przeoczyłem… Przyzwyczajenie jest drugą naturą człowieka. Walczę z nim, ale ciągle z wielkim trudem. Choć na plus mogę sobie zapisać, że bardzo się staram.
Jacek
POLECAMY RÓWNIEŻ: Proszę nie rdzewiej. Męskie zdrowie po 40 oraz Minimalizm. Dalibyście radę?
Foto: Gerd Altmann z Pixabay
No Comments