04 lut Jarmark Kiermusy. Barachołka i tandeta.
Jest takie ludowe przysłowie: bloger strzela, Pan Bóg kule nosi. Całkiem niedawno pisaliśmy, że nie biorą nas żadne choróbska, a tu masz: dwa dni w piekle kataru i zatok!
Żeby dopełnić formalności: katar przywlekliśmy z Warszawy. Wystarczył jeden dzień w korporacyjnej klimatyzacji i w warszawskim smogu, i już. Najpierw padła Ania, potem ja. Ona potrzebowała dwóch dni, żeby dojść do siebie (ma metodę, którą nazywa płukaniem mózgu – hardcore, ale skuteczny), ja umierałem od czwartku do niedzielnego poranka. Co postawiło mnie na nogi? Barachołka i tandeta,a konkretnie na przykład to:
Perspektywa wyjazdu na jarmark w Kiermusach była silniejsza od kataru, zatok i bólu głowy!
Jedziemy!
Jarmark Kiermusy to miejsce osobliwe, chyba największy cykliczny targ staroci w Polsce, rozłożony na Czarciej Polanie, a ściślej na kilku śródleśnych polanach i drogach pięć kilometrów za Tykocinem. Imponujący zwłaszcza latem, gdy zjeżdżają nań tłumy z centralnej i wschodniej Polski (widok samochodów z warszawską rejestracją to norma, choć oczywiście rządzi Białystok, Olsztyn i Lublin), a wcale nierzadko można tu spotkać turystów ze Skandynawii i Niemiec, zawsze zaś handlarzy z Białorusi.
Od grudnia do marca warto do Kiermus wyskakiwać, bo to jest ten czas, kiedy jarmark wypełniają głównie prawdziwi entuzjaści staroci i koneserzy piękna. Od wiosny do jesieni trwa tam festiwal chińszczyzny – jeżdżę tam od trzech lat i od trzech lat dostrzegam, że kiermuski jarmark traci swój klimat, powoli ustępując tandecie, podróbkom i plastikowi.
Ciągle na szczęście króluje (piszę to z radością) barachołka, czyli wielki zestaw urządzeń, sprzętów i mechanizmów używanych, zużytych, czasami bezwartościowych lub mających wyłącznie wartość sentymentalną. I to jest super.
Ale kiedy tylko ruszy wiosna, do Kiermus przyjadą dostawczaki z chińskimi gumiakami, pościelą z kory, majtkami, flanelami i szczekającymi pieskami (pieski szczekają od Zakopanego po Ustkę), pojawią się oscypki z Podlasia (niemożliwe? możliwe!), cudowne tarki, które starkują każdą marchew, wywalą się na stoły ceraty, buty, wędki, lornetki i cały ten chłam, który szuka handlowej szansy dla siebie na wszystkich targowiskach Polski. To nie jest całkiem złe, ale – kompletnie zaburza ideę kultowego pchlego targu. Jarmarku staroci.
Targi organizowane są w każdą pierwszą niedzielę miesiąca, a jeśli chcesz znaleźć coś naprawdę interesującego, zajrzyj do Kiermus wczesnym rankiem. Po pierwsze: łatwo znaleźć miejsce do zaparkowania, po drugie około 8-9 nie ma jeszcze dzikich tłumów, po trzecie wybór wtedy jest największy, a sprzedający mają jeszcze ochotę do rozmów i targowania.
Jarmark Kiermusy. Tu jest wszystko!
W Kiermusach kupiliśmy dotychczas wiele rzeczy do naszego domu i ogrodu. Są przydatne lub po prostu służą jako ozdoba. Stare beczki, masielnice, kopańki (służące kiedyś do przechowywania solonego mięsa lub np. zagniatania ciast). Oprócz tego metalowe misy, w których stoją kwiaty, kanki na mleko, które zawisły na płocie i „robią klimat”, naczynia. I wreszcie stare noże, kielichy i… medyczne nożyczki z wojskowego demobilu, których jakości nie dorówna nic współczesnego. Ania kupiła w Kiermusach spory zapas lnianych ścierek i worków, dłuta rzeźbiarskie, kilka zrobionych na szydełku obrusów. Ja z kolei kupiłem na jarmarku butelki i karafki do nalewek, żeliwne okucia, kilka płyt gramofonowych.
Zawsze przywozimy z Kiermus miód z pasieki Mistrza Alberta Oleńskiego z Moniek – którego nazwaliśmy Dziadkiem Miodem. To chyba najstarszy sprzedawca na jarmarku, któremu towarzyszy jego wnuczka Diana, przejmująca schedę po dziadku.
Kupujemy też w Kiermusach korycińskie sery, wileński kwas chlebowy, podpłomyki, chleb z Litwy, czasem wędliny.
Lubię tam wyjeżdżać, choć z miesiąca na miesiąc coraz mniej z Kiermus przywożę. Wczoraj kupiliśmy za 30 złotych wielkie, ogromne durszlaki, które od wiosny pełnić będą rolę donic w naszym kwiatowym oczku. Do tego (za 25 zł) dwie stare łopaty chlebowe – zawisną na drewutni i stodole – dziurawy metalowy dzbanek (też do kwiatów) oraz… sierp. Po co nam sierp? Jeszcze nie wiem, ale warto mieć 😉
Ania z durszlakiem 🙂
Koneweczka 😉
Kopańki
Strzelba, która trąbi 🙂
Gdzie jest więzienie dla żubrów?
Jarmark ulokowano w tzw. kompleksie wypoczynkowym, którego główną część stanowi Dworek Nad Łąkami i Karczma Rzym – czynna w niedziele targowe, nie wiedzieć czemu, dopiero od 12.00 – a także dworskie czworaki, muzeum, aleja dębów, spa i ostoja żubrów. Co w tym wszystkim robi kilka starych szop i stodół krytych eternitem, nie wiem; całość ma ambicję służyć jako ostoja tradycji szlacheckiej i być może eternit wzmacnia ten przekaz.
Najmniej przekonuje mnie ostoja, czytaj – więzienie dla żubrów, kóz, owiec i osłów, z którymi fotografują się turyści. Trudno mówić o ostoi, jeśli miesiąc w miesiąc, a i co weekend, otaczają zwierzęta tysiące gapiów ze smartfonami i podsypują żarcie… Smutne.
Jacek
Akasha
Posted at 11:12h, 07 lutegoZaciekawiła mnie ta metoda Ani na przeziębienie. Możecie zdradzić coś więcej?
Jacek
Posted at 11:55h, 07 lutegoMówisz o płukaniu mózgu? To metoda na katar, nie przeziębienie. Jedno leczą nos preparatami ze słoną morską wodą – i to jest mniej więcej coś podobnego 🙂