Superblog o ucieczce na wieś
1100
post-template-default,single,single-post,postid-1100,single-format-standard,theme-bridge,bridge-core-3.0.7,qi-blocks-1.3.3,qodef-gutenberg--no-touch,woocommerce-no-js,qodef-qi--no-touch,qi-addons-for-elementor-1.8.1,qode-page-transition-enabled,ajax_fade,page_not_loaded,,qode-title-hidden,qode_grid_1300,qode-content-sidebar-responsive,columns-4,qode-child-theme-ver-1.0.0,qode-theme-ver-29.4,qode-theme-bridge,disabled_footer_bottom,qode_header_in_grid,wpb-js-composer js-comp-ver-6.10.0,vc_responsive,elementor-default,elementor-kit-8015

Nie poddawaj się zimowej depresji

Zimowa depresja. Gwałcicielka nastrojów. Zabójczyni dobrego humoru. Złodziejka uśmiechów i witaminy D. Smętna, neurasteniczna pokraka obsiadająca wszystkie żywe organizmy od robotniczych dzielnic Śląska przez biurowce Warszawy aż po śpiące mazurskie wsie. Czy da się ją przegonić czymś więcej niż kieliszkiem porto? Da się! Wynurz się z domu!

Jednostka chorobowa pod nazwą: choojnia do sześcianu. Jest coś takiego, prawda? Dopada podczas listopadowych wizyt na grobach zmarłych i trzyma aż do pierwszych dni z ciepłym słońcem i pierwszych tulipanów na skrzyżowaniu Foksal i Nowego Światu. Potem jest już dużo lepiej, ale…

Czy naprawdę trzeba czekać do POTEM?

Nie! Nie poddawaj się zimowej depresji!

Mówię od razu, że jestem taki mądry dopiero od roku, przedtem – jak wszystkim – wydawało mi się, że nie ma innej rady. Że szaroburą jesień i smętną zimę trzeba przetrwać. Z pewnością: brać witaminy. Czołgać się od poranku do zmierzchu, wyglądać w stronę okna, szukać słońca nawet w zwykłej farelce, byleby coś grzało i świeciło.

Olśnienie przyszło całkiem niedawno, ściślej – chyba wtedy, rok temu, kiedy przybłąkał się do nas rudy pies. Zabiedzony, bity, wychudły, zrezygnowany. Uznał, że jeśli gdzieś może dokonać żywota, to niech to będzie tu, na naszym tarasie. Niczego nie chciał, nie walczył, nie prosił. Po prostu zaległ i patrzył z ledwie tlącą się nadzieją w jakiś martwy punkt.

On znalazł tu nowe życie, a my sens

Wynurz się, człowieku – zagaduję do siebie, kiedy jest szaro, pisanie tekstów nie idzie, a myślenia strategicznego nie uratują nawet dwie butelki porto, a co dopiero kieliszek.

Idę z psem – mówię wtedy do Ani. I idę. Albo idziemy, bo Ania podlega podobnym nastrojom.

Wynurz się w niepogodę. W mżawkę, w zadymkę. Zima daleka jest od jednobarwności. Patrzysz w stronę wielkiej białej przestrzeni przed sobą i widzisz kilka odcieni bieli, zależnych od natężenia słońca, skrzących się lub matowych, śnieżnobiałych lub błękitnych, szarych lub zażółconych. Inne kolory zimą ma las, jeszcze inne drzewa w starym ogrodzie i chwasty na łące.

Jeśli nie masz lasu i polany tuż za drzwiami – ubierz się ciepło i wynurz na świat swoim autem. Dlatego jedź byle gdzie, byle z dala od murów, czeluści klatek schodowych i wind, jaskrawości biurowych świetlówek i rzężących szefów. Machnij się pięćdziesiąt kilometrów za swoje miasto, w kompletnie nieznaną dzicz, zaparkuj, wyjdź (nie mówię: wyrzuć kluczyki, bo to ekstremizm, ale schowaj je głęboko) i idź.

Nie szukaj celu. Cel jest prosto pod stopami. I na wprost oczu.

Masz smartfon – wyciągnij go i zrób piękne zdjęcie zimowym szkieletom polnych ostów, baldachom dzikiej marchwi, wyblakłej trawie czy dumnie błyszczącym wilczym jagodom. Albo nie, nie rób zdjęć: spaceruj, oddychaj, przyglądaj się roślinom, śladom na śniegu. A może nie? Może po prostu zamknij oczy, chłoń przestrzeń innymi zmysłami, obwąchajcie się z sobą nawzajem, poczujcie. Otwórz oczy i mocno poruszaj biodrami dookoła swojej osi. Inne rozwiązanie? Zrób to samo seksualnie, zmysłowymi ruchami, tak jak lubisz najbardziej. Nikt Cię nie widzi. Możesz. Przecież wszystko możesz! 

Może też… robić nic. To proste. Gap się. Medytuj, módl, rozmawiaj z sobą, ze zmarłymi. Ja od dziecka rozmawiam z ojcem: patrzy na mnie z góry i czasem macha mi łapą – Cześć, Jacek – Cześć, Tato. To fajny kumpel.

Zimą, jeśli nie znajdujesz siły do życia w sobie i jeśli nie dostajesz jej od innych, trzeba szukać energii w naturze. Najlepsze są włóczęgi w złą pogodę, najlepsze są długie marsze przed siebie, kiedy czujesz, że pot zmoczył Ci koszulę i kiedy zaczynasz myśleć: ależ bym się napił piwa! Ależ bym się napiła herbaty!

To doskonały objaw: zimowe zmęczenie na dworze. Samozłachanie się. Mordęga wymalowana na twarzy. Spójrz na siebie po takim wysiłku – okropnie wyglądasz: mokre, zgniecione włosy, mejkap spłynął z potem, śniegiem i deszczem, policzki czerwone, nos czerwony… Ale gęba Ci się śmieje: zajebiście było, mówisz. Dokładnie tak, jak wtedy, gdy rąbiesz drewno.

I tak ma być. Tak jest dobrze. 

Pies nie pojawił się w tej historii przypadkiem – pies zmusił nas do ciągłego, regularnego  wynurzania w przestworza. Dziwne, prawda? Wiejski pies przywiązany na co dzień grubym łańcuchem do budy, jak to na Podlasiu 😉

Żart.

Rudi ma wolność i wolną łapę we wszystkim. I trochę to on nauczył nas swojej wolności. Kiedy chce wyjść na spacer – idziemy razem z nim. Jak teraz: przerwałem pisanie na godzinę, poszliśmy wałęsać się po lasach i polu, ja robiłem zdjęcia, on kupę. Ja szedłem po tropach dzika, on biegał, żeby rozprostować kości. Potem było na odwrót. Wróciłem, wróciła radość tworzenia.

Wniosek?

Nie poddawaj się zimowej depresji! Przede wszystkim wynurz się, warto. Rób to jak najczęściej, także nocą. (Nocą nie świeci słońce i nie ma skąd brać energii? Bzdura – w słabym świetle księżyca nocne pola i łąki każdego potrafią rozgrzać wrażeniami; przekonaj się!) Weź latarkę, pomaszeruj trochę na leśnej ścieżce, z którą poznaliście się za dnia. To ekscytujące. W przeciwieństwie do naszych wcześniejszych, miejskich doświadczeń, przeżywamy to z radością każdego wieczoru, wychodząc, w pojedynkę lub razem, z psem i kotem na ostatni przed spaniem spacer. W kompletną ciemność. Zawsze po 22. Cisza oszołamiająca. Czasami coś zaskrzypi, poszumi, zamruczy coś daleko (u nas słychać pociągi do Hajnówki), jest ostatnia okazja, by się wyluzować, odetchnąć, namyślić.

Pozwól sobie na taki luksus. Na bezmyślność w kompletnej pustce, wśród drzew. Na rozmowę z sobą, bez świadków. I na wałęsanie, które niczemu – poza zmianą samopoczucia – nie służy… 

EDIT ANI. Ładnie napisałeś, ale jako kobieta dbająca coś bym jednak dodała… Weź codziennie jedną kroplę witaminy D3 i jedną pastylkę K2. Mimo wszystko potrzebujemy słońca i witamin, a przed niedoborami trzeba się jakoś ratować. Brak energii, witalności, nerwowość, uczucie bezradności, melancholia – to objawy braku witamy D. Od października do marca, kiedy nie możemy korzystać z kąpieli słonecznych, a promieniowanie UVB nie dociera do Ziemi, mimo wszystko powinniśmy się suplementować. Szukać słońca, spacerować, łowić dobrą energię z natury, ale jednak też – łykać suplementy witaminy D.

Fotki, które wrzucam do tego postu powstały dziś, podczas godzinnego spaceru z psem. Nie są po to, by czarować, lecz by służyć świadectwem – przez godzinę dałem się ponieść pasji. Wróciłem odświeżony, młodszy, żywszy. Choojnia do sześcianu poszła precz. Ty również nie poddawaj się zimowej depresji!

Jacek

POLECAMY:

Dobry materiał na portalu Polka.pl o skutkach niedoboru witaminy D

15 komentarzy
  • Beata
    Posted at 19:54h, 19 stycznia Odpowiedz

    Bardzo pięknie napisaliście. Uściski od niebo na talerzu 😉

    • Jacek
      Posted at 19:56h, 19 stycznia Odpowiedz

      Niebo Za Miastem pozdrawia gorąco Niebo Na Talerzu 🙂

  • Malina
    Posted at 20:14h, 19 stycznia Odpowiedz

    Odkryłam to pięć lat temu, gdy przygarnęliśmy Grażynę (pies). Co więcej, w podmiejskich lasach i nad podmiejskimi jeziorami wędrówki brzydką jesienią i zimą mają dodatkowy atut: nie uraczysz żywej duszy. Głowa odpoczywa od człowieka, ciało od stagnacji. Uwielbiam. I odkąd mamy psa, pory roku nie dzielą się na dobre i złe. No, troszkę tylko, ale to przez choróbska wszelkie.

    • Jacek
      Posted at 20:20h, 19 stycznia Odpowiedz

      Bratnia dusza 🙂

  • Ewa
    Posted at 09:39h, 20 stycznia Odpowiedz

    Spacer z psem…najpiękniejsza rzecz, jaką można sobie zafundować codziennie,bez względu na pogodę…uwielbiam te chwile

    • Ania
      Posted at 10:54h, 20 stycznia Odpowiedz

      O tak, zdecydowanie!

  • Ranczoia
    Posted at 12:32h, 24 stycznia Odpowiedz

    Ciekawy blog, Wasze życie jakby podobne do naszego a i pies z kotem jakby te same 😉 Pozdrawiam i życzę weny do dalszego pisania, będę zaglądać 🙂

    • Jacek
      Posted at 14:29h, 24 stycznia Odpowiedz

      Dziękujemy 🙂 Zapraszamy codziennie!

  • Ela
    Posted at 08:59h, 25 stycznia Odpowiedz

    Cudowny teks ! Uciekłam z miasta na wieś równy rok temu i dopiero teraz dostrzegam to o czym piszesz. Pies też pojawił się u nas nie bez przyczyny, uwielbiam te spacery ponad wszystko. Mogę powiedzieć z czystym sercem że dopiero teraz czuję życie każdym zmysłem. Potrzeba kontaktu z naturą była tak silna….

    • Jacek
      Posted at 09:03h, 25 stycznia Odpowiedz

      Dziękujemy za dobre słowo ? i cieszymy, że jest nas więcej!

  • Sylwia
    Posted at 19:32h, 30 stycznia Odpowiedz

    Chójnia do sześcianu – cudna nazwa. Aż się uśmiechnęłam do mojej Chójni…. Mam tak co roku od kilku lat – chójnia, chójniowe lęki, tęsknota za pigułami, które ułatwiały mi zniesienie depresji kilka lat temu i ciągłe staranie, aby ich jednak nie wziąć. Jutro idę na dłuuuuugi spacer 🙂 Dziękuję Wam – D3 już biorę, sięgnę jeszcze po K2

    • Jacek
      Posted at 19:46h, 30 stycznia Odpowiedz

      Dzięki K2 witamina D3 i inne lepiej się wchłaniają. A co do depresji.. Walcz, trzymaj się, łap dobry nastrój gdziekolwiek można.

  • Mariola
    Posted at 21:59h, 16 lutego Odpowiedz

    Odkryłam Was przed chwilą ?! Cudnie napisane. My co prawda mieszczuchy i bez psa(jest za to królik i żółw) ale wychodzimy z domu jak tylko się da.Kazdy spacer to przynajmniej 2 godz .chyba że pada coś z nieba to pół. Niestety mieszkamy w takim regionie ( pomorze) , że zima taka jak da2niej to tylko pobożne życzenie i chyba już marzenie ściętej głowy. Bardzo brakuje mi normalnych pór roku kiedy zima trwała do lutego wiosna do maja lato do sierpnia A jesień była piękna i złota. Ten miniony 2018 rok troszkę był spełnieniem marzeń ale zima niestety marna . Dziś mieliśmy 12 stopni. Dobrze że w sama wigilię spadł śnieg to radość że świąt była ogromna. W wigilię byłam do 19.00 w pracy padał cudny śnieg i mogłyśmy z koleżankami ulepić bałwana ? .
    Będę do Was zaglądać bo z tego co poczytałam jesteście bliscy mojej filozofii życiowej. Pozdrawiam.

    • Jacek
      Posted at 22:03h, 16 lutego Odpowiedz

      Dziękujemy za miłe słowa i zapraszamy zawsze 🙂 Staramy się, żeby to, co piszemy, było prosto od nas, z serducha, pisanego niekoniecznie dla ludzi, którzy już mają plan ucieczki na wieś. Wcale nie trzeba wynosić się z miasta, by zmienić nieco styl swojego życia! Ważne, żeby spróbować żyć i myśleć nieco inaczej. Niekoniecznie w naszym stylu: możemy służyć za porównanie 😉
      Serdeczności!

  • Obserwator
    Posted at 15:54h, 01 marca Odpowiedz

    Trza było pojechać po całości „przyjebał się do nas jakiś pojebany pies o strasznie spier… sierści. Moja stara i ja wqurrrr….ni daliśmy mu jednak żreć . Czasem musimy przez tego sukinsyna zwlec się i łazić z tym obszczymurkiem po wsi i okolicach, zamiast by ten jebany rudzielec siedział przy budzie. Qurrr…. no musimy wałęsać się i włóczyć przez tego jebanego psa”. Ot to dopiero byłaby „zajebana ” twórczość i „chujnia”.. Trafiłem tu przypadkowo , czytając jak zbudować ziemiankę, czy trzeba pozwoleń itd. Ot i tak „chujnia i zajebiste ” trafiło z młodzieżowego wulgarnego slangu do „literatury”. Po prostu w pytę.

Post A Comment