14 lip Pałac w Korczewie: nadbużańska duma
Chodziliśmy z Jackiem po pałacu w Korczewie, zastanawiając się – jak tu musiało być dawniej? I jakby nam przyszło mieć taki pałac we dwoje, to co? Dalibyśmy radę w tych przestrzeniach?
Nadbużańskie Podlasie ma swoje perły, a Korczew jest jedną z nich. To bezdyskusyjne. Pałac w Korczewie – odnowiony z pietyzmem, z wieloma atrakcjami, w tym wystawą listów Norwida i meblami z epoki. Miejsce, które przyciąga, cieszy oczy i każe kiwać głową z niedowierzaniem. W jakim kraju żyliśmy, że zabytek tej klasy został tak mocno sponiewierany?
Pałac w Korczewie nie miał szczęścia…
Historię korczewskiego pałacu bardzo ciekawie oddał reportaż w Dzienniku Wschodnim, który gorąco polecam. Najwięcej mówią o niej zdjęcia, prezentowane w salach i korytarzach pałacu. Najsmutniej w tej historii pobrzmiewają echa PRL. Pałac upaństwowiono, jak setki innych w Polsce, instalując w nim siedzibę Gminnej Spółdzielni, kino, magazyn nawozów sztucznych, a wreszcie sklep z butami.
Zabite dechami okna, wypalone drzwi i podłogi, skradzione wszystkie detale i elementy użytkowe, które dało się ukraść. Państwowe, czyli niczyje – brano wszystko, co mogło się przydać. Na zdjęciach z lat 80. widać obraz postkomunistycznego upadku. Nie zrobił tego sam system, nie dokonała tego wyłącznie bezmyślna ideologia – pałac zdewastowali ludzie za przyzwoleniem władzy, która przejęła go na własność. Pozwoliła, by niszczało to, co sama pozyskała.
Tu mała dygresja. Oglądaliśmy niedawno świetny dokument poświęcony okresowi belle epoque w Paryżu. Początki dwudziestego wieku, szalone lata, ekspresja, sztuka, rozwój nauki i techniki. Ciekawe czasy. Oglądaliśmy świat sprzed stu lat, dostrzegając w nim część historii miasta, która przetrwała – dzięki ludziom. Tu nie odbierano praw własności, nie urządzano magazynów w salach pałacowych i nie okradano domów z klamek, okiennic, futryn i kabli.
W Polsce nie mieliśmy tyle szczęścia. Poszła na zmarnowanie nasza tradycja, kultura, dobra materialne. Zamki i pałace, które są od stuleci ozdobą Francji, Niemiec, Austrii czy Włoch, w Polsce były symbolami, które należało niszczyć, upokorzyć. Z tym większym szacunkiem należy oceniać to, czego dokonała „Pani na Korczewie” – Beata Ostrowska-Harris, do której rodziny pałac należał.
Historia na scenariusz do filmu
Odkupiła go od państwa w 1989 roku za złotówkę. Kupiła swoją własność, a w zasadzie – jej ruinę. Dobra korczewskie liczyły przed wojną ponad 20 tysięcy hektarów. Były tam łąki, pola, stawy, lasy – i był pałac. Pradziad Beaty Ostrowskiej-Harris był członkiem sztabu generała Chłopickiego w Powstaniu Listopadowym i w Korczewie założył stadninę koni. To właśnie z jego żoną, Joanną, korespondował Cyprian Kamil Norwid, przesyłając listy pełne uniesień, nostalgii i ciepłych wspomnień. To ją tytułował mianem „Pani Na Korczewie” i pod takim tytułem zadedykował jej wiersz.
Jego majątek odziedziczyła córka Ludwika, która poślubiła francuskiego emigranta Tadeusza Ostrowskiego. Ich syn, hrabia Krystyn Ostrowski, polski dyplomata, miał dwie córki – Renatę i Beatę. Losy wojenne rozdzieliły ich rodzinę, odnaleźli się jednak we Francji, skąd przez Hiszpanię wyemigrowali do Portugalii. Później wszyscy zamieszkali w Londynie, skąd obie siostry powróciły do Korczewa, by ratować przed ostatecznym zniszczeniem dawną posiadłość.
To historia, która świetnie nadaje się na scenariusz filmowy, ale jego zasadnicza część powinna być poświęcona mozolnej odbudowie pałacu. Z ruin podnoszono go w wielkim bólu, metr po metrze. Każde z pomieszczeń kolejno oddawane do użytku, udostępniane było turystom. Przebudowę wsparły pieniądze z Urzędu Marszałkowskiego i dochody ze zlewni mleka, którą uruchomiła Beata Ostrowska.
Dzisiejszy pałac w Korczewie to obiekt piękny, choć ciągle w fazie przywracania mu świetności. Są tu piękne tarasy z piaskowca, ładna oranżeria z fontannami i egzotycznymi roślinami. Są komnaty pałacowe, z których każda wypełniała kiedyś inną funkcję, a dziś to przede wszystkim sale wystawowe. Jest park, staropolska karczma i Menhir – olbrzymi głaz, którego dotknięcie zapewnia podobno dostatek i szczęście.
Pasja, determinacja, pieniądze
Pałac w Korczewie to wspaniały przykład, ile znaczy pasja i przywiązanie do tradycji, wsparte uporem, samorządowymi pieniędzmi i determinacją właścicielek. Aż trudno uwierzyć, że porwały się na tę odbudowę niemal jak z motyką na słońce – trochę szalone, trochę nieświadome czekających je przeszkód.
Chodziliśmy po pałacowych salach zachwyceni wieloma zaułkami, schowkami, tajemniczymi przejściami, układem pomieszczeń i schodów. Trudno byłoby żyć we dwoje w takich wnętrzach, gdy szukanie drugiego domownika musiało oznaczać kilometrową włóczęgę po pokojach. Ale to na swój sposób fascynujące – zgubić się we własnym domu, codziennie pić kawę w innym pomieszczeniu i… sprzątać te setki metrów.
Przemawia przeze mnie zrzędliwa gospocha, która lubi mieć wszystko na widoku – nie zazdroszczę więc Pani Na Korczewie, choć jestem pod wielkim wrażeniem tego, co dokonała. Takim ludziom należą się ordery, dobre słowa, pamięć, pomniki i wdzięczność. Bez nich świat byłby gorszy i bardziej szary.
Ania
POLECAMY RÓWNIEŻ: Odetchnij od miasta i Ciągle w zielone gramy
No Comments