Jabłko: książę przekąsek
10974
post-template-default,single,single-post,postid-10974,single-format-standard,theme-bridge,bridge-core-3.0.7,qi-blocks-1.2.5,qodef-gutenberg--no-touch,woocommerce-no-js,qodef-qi--no-touch,qi-addons-for-elementor-1.6.6,qode-page-transition-enabled,ajax_fade,page_not_loaded,,qode-title-hidden,qode_grid_1300,qode-content-sidebar-responsive,columns-4,qode-child-theme-ver-1.0.0,qode-theme-ver-29.4,qode-theme-bridge,disabled_footer_bottom,qode_header_in_grid,wpb-js-composer js-comp-ver-6.10.0,vc_responsive,elementor-default,elementor-kit-8015

Jabłko o smaku historii

Zanim skończę pisać ten tekst, z mojego biurka znikną dwa jabłka. To będzie trzecie i czwarte jabłko dzisiaj. Podjadam, krojąc sobie na małe kawałki, jak chipsy. Jedno z nich to Boiken, drugie Delight. A jakie jest Twoje ulubione jabłko?

Kupujemy na ryneczku trzy-pięć-czasem nawet dziesięć kilogramów jabłek co tydzień. Dużo? Ale u nas jabłko „szybko schodzi”. Jest dodatkiem do smoothie, wsadem do ciast, a przede wszystkim służy jako zamiennik słodyczy. – Jedz jabłka albo orzechy! – pokrzykuje Anuszka, gdy skradam się do szuflady z Michałkami. I jem. Cztery do sześciu jabłek dziennie. Czyli średnio kilogram. Ania ma podobnie…

Jabłko na wyciągnięcie dłoni

Z jabłek zrywanych i zbieranych jesienią pod dzikimi, przydrożnymi jabłoniami, zrobiliśmy sok. Zamrożony – dotrwał do marca i jest teraz Drinkiem Dnia. Dzikie jabłka, nie zawsze odpowiednio słodkie i nie zawsze piękne, są idealne na soki. Aż żal bierze, że nie wiemy, jakie to odmiany kryją się na miedzach, pod lasami i… tuż obok nas.

Mamy bowiem pod lasem, pod nosem, trzy dziko rosnące jabłonie. Rodzą co dwa lata miliard jabłek, kwaśnych aż do bólu szczęki, za to cudownie przemieniających się w wyjątkowy sok. Pity zimą i na wiosennym przednówku z odrobiną miodu – pychota! Wszystkim polecam dzikie jabłka!

I tylko szkoda, że z naszej jabłkowej trójcy nigdy nie będzie dorodnego urodzaju – drzewka rosną pod ścianą lasu, w cieniu, słońce nie ma kiedy i czym ich rozweselić i osłodzić. Są więc małe, jest ich dużo, ale do jedzenia się nie nadają.

Jabłoń, czyli sentyment

Jeśli mam jakiekolwiek sentymentalne skojarzenia z jabłoniami, to zawsze na pierwszym miejscu pojawia się dziadek Jan z maleńkiej wsi Trzynka na Pomorzu Zachodnim. W dziadkowym sadzie, równie niewielkim jak sama wieś, rosła jabłoń. Stara, poniemiecka, z grubymi konarami. W gęstwinie tych konarów było miejsce na moją wakacyjną kryjówkę.

Siedziało się w niej, gapiło w nieskończoność – albo w szyby autobusu, który przejeżdżał przez wieś dwa razy dziennie – i się spędzało na jabłoni całe godziny, planując przyszłe wyprawy na Madagaskar, koniecznie na motorze marki MZ. Czasami skubnęło się jedno jabłko, drugie, piąte – one w czasie wakacji były dopiero zapowiedzią jabłek, kwaśną do nieprzytomności. Ale kiedy masz 8-10 lat i zrywasz z drzewa niedojrzałe jabłko, to przecież nie po to, by delektować się jego smakiem.

Zrywasz, gryziesz, wykręca ci gębę i wyrzucasz. Chodzi o to, żeby sprawdzić. Może są już dobre? Nigdy nie były. Ale za to ciężkie ogryzki leciały daleko do ogrodu sąsiadów!

Zjawiskowe jabłko Boiken

Ta jabłoń to była stara odmiana Boiken, popularna w Polsce od XVIII wieku i niemal zupełnie zapomniana po II Wojnie Światowej. Dojrzewała dopiero we wrześniu. Jabłka były duże, zielone z lekkim czerwonawym obłokiem, bardzo soczyste i bardzo słodkie. I twarde tak, jak lubię. W sierpniu nie nadawały się do jedzenia, ale zdradzały całkiem niezły potencjał.

Choć to trudno uwierzyć, zapamiętałem ich nazwę, lecz nie sądzę, by dziadek użył jej częściej niż raz lub dwa. Została mi w pamięci poprzez bliskość z brzmieniem nazwiska jednego z moich podwórkowych kolegów, który więcej czasu spędził w poprawczakach niż między nami, kumplami z klasy. Nigdy się nie dowiedział, że mówiłem o nim „Boiken”.

Boiken był zjawiskowy, wytrzymywał długie przechowywanie na zimnym strychu, jadało się go jeszcze dwa-trzy miesiące po Bożym Narodzeniu. I tenże Boiken, już współczesny, leży dziś na moim biurku i budzi dobre wspomnienia. Mam wrażenie, że smak ma inny niż kiedyś, bardziej gruszkowy. Że jest mniej soczysty i nie tak twardy, jak dawniej. Ale przecież wiadomo, że w młodości wszystko było lepsze!

Jabłko historyczne

W Polsce istnieje dużo takich odmian jabłoni, które były popularne w przeszłości, ale na długo zniknęły z naszych sadów. Wiele z nich wyparły odmiany „przemysłowe”, uprawiane głównie z uwagi na ich wydajność, odporność na choroby, szkodniki i przemarzanie. Z biegiem lat ten rodzaj upraw sprawił, że jabłka przeszły na poziom globalnej unifikacji – odmian była nieskończona liczba, ale wszystkie smakowały niemal dokładnie tak samo.

I te ich światowe nazwy! Winter Banana. Boskoop. Ontario. Delight. Ingrid Marie. Golden Delicious. King of the Pippins. W sieciowych sklepach królowały też – ściągane diabli wiedzą skąd  – zunifikowane jabłka w dwóch kolorach: zielonym i czerwonym. Nie miały nazwy, miały cenę, nierzadko też naklejkę na każdym owocu.

Antonówka i Szara Reneta

Na jakiś czas zniknęła Szara Reneta, popularna od XIX wieku, z szarą skórką i białym miąższem, z tym swoim niepowtarzalnym wytrawnym smakiem. Zniknął popularny Ligol, uprawiany jeszcze w latach siedemdziesiątych. Na długie lata zniknęły Kosztele – tradycyjna polska odmiana, straciła popularność Papierówka (Żółta Oliwka). Za to nigdy – tak mi się wydaje – nie przepadły odmiany takie jak Szampion, opisywane czasem na targowiskach jako Champion, Chempion, Czempion lub nawet Szępion 😉

Popularną odmianą była Antonówka, sprowadzona do Polski w XVIII wieku z Rosji. Odmiana o kwaśnym smaku, idealna do produkcji soku jabłkowego. Była Róża (Melrose), Malinówka, przetrwały złe i dobre czasy: Gala, Idared, Jonagold… Te jabłka miały swoje okresy wybitnej koniunktury, ale potrafiły też znikać na długie okresy, by znów pojawić się w sadach i na targowiskach. Tak było z Papierówką, notorycznie przegrywającą konkurencję ze „szlachetniejszymi” odmianami. Ale i ona doczekała się renesansu!

Zawsze ten sam dostawca

Teraz, mam wrażenie po obserwacjach podlaskich targowisk, wraca normalność. Młody sadownik, od którego zawsze kupujemy jabłka (2,50-3,00 zł/kg), zaskakuje nas swoją gigantyczną wiedzą o każdej odmianie. Ma też dokładnie rozpisane – kiedy i co wchodzi do sprzedaży. Zna gusta klientów, wie, że wiele osób szuka  dawnych odmian i ma dla nich rarytasy. I wie, że wpadniemy po jabłka w każdy czwartek…

Od niego jest Boiken i Szara Reneta. Ale też Alwa – jabłko, na punkcie którego oszaleliśmy. Trafia do sprzedaży wczesną zimą i zimą się kończy. Ma idealny smak, jest odpowiednio kwaśne i słodkie, ma dużo soku, niezbyt grubą skórkę. Niestety, im później trafia do sprzedaży, tym częściej wewnątrz pojawiają się ślady gnicia.

Do naszego sadu – po Malinówce i Championie – kupiliśmy rok temu Papierówkę (zdążyła obrodzić!) i Alwę, a rok wcześniej dwie odmiany kolumnowe Villandry i Cheverny  – też już dały pierwsze owoce. Na własną Alwę chyba jeszcze poczekamy, za to Malinówka sypnęła jabłkami bardzo mocno.

Cięcie na jeden beret

Czekamy na nowe zbiory i… szykujemy nowe zbiory. Zaczęliśmy od ostrego cięcia. Jak mówią sadownicy, jabłoń powinna być przycięta tak, aby między konarami mógł przelecieć beret. Dlaczego beret – nie wiem. Prób nie robiliśmy, ale u nas beret przeleci na pewno.

Do tego pielęgnacja gruntu pod drzewkami. Dwa dni na wyrywaniu chwastów, godzina na podsypywaniu nawozem – na początek spróbowaliśmy nowości, którą podarował nam uczynny sąsiad. Podłoże popieczarkowe. To wyjątkowa mieszanka słomy, torfu oraz obornika końskiego i kurzego z  Ph na poziomie od 6,2 do 6,5, zawierająca 0,6% azotu, 0,35% fosforu, 1% potasu, 4,6% wapnia i 20% materii organicznej. Przyjmuje się, że 1 kilogram ziemi po pieczarkach to mniej więcej tyle, co 2 kilogramy obornika krowiego.

Sąsiad i jego żona chwalą, że to podłoże idealne do pomidorów, choć można nim nawozić wszystkie rośliny. Trzeba jedynie uważać, by nie przesadzić z ilością nawozu. Sprawdzimy, jak działa.

Jest więc nawóz, było cięcie, był oprysk miedzianem… Czy będą jabłka? Czas pokaże. I zimni ogrodnicy…

Jacek

POLECAMY RÓWNIEŻ: Stawiam pokrzywie pomnik

No Comments

Post A Comment