Superblog o ucieczce na wieś
2375
post-template-default,single,single-post,postid-2375,single-format-standard,theme-bridge,bridge-core-3.0.7,qi-blocks-1.2.5,qodef-gutenberg--no-touch,woocommerce-no-js,qodef-qi--no-touch,qi-addons-for-elementor-1.6.6,qode-page-transition-enabled,ajax_fade,page_not_loaded,,qode-title-hidden,qode_grid_1300,qode-content-sidebar-responsive,columns-4,qode-child-theme-ver-1.0.0,qode-theme-ver-29.4,qode-theme-bridge,disabled_footer_bottom,qode_header_in_grid,wpb-js-composer js-comp-ver-6.10.0,vc_responsive,elementor-default,elementor-kit-8015

Przeklęty żywioł uderza w nocy

Przychodzi niepostrzeżenie i niszczy wszystko, co kruche i delikatne. Nie bierze jeńców, nie zważa na nic. Możesz się przed nim bronić, ale większych szans na wygraną nie masz. Przeklęty żywioł…

Tak się cieszyłem, że wiśnia zakwitła w tym roku jak szalona, że wspaniale obsypało kwiatami jabłonie, grusze i śliwy, że nawet czereśnia – najbardziej kapryśne z naszych drzew – błyszczy już nabrzmiałymi pączkami.

Patrzyłem na wkopane kilkanaście dni wcześniej krzewy hortensji, jedna z nich już miała kwiaty, na świeże liście borówek, na dopiero co rozwinięte listki winorośli, na różanecznik, który pięknie zakwitł, i na sasanki, i na młode dęby, na buk, który miał na sobie zieleni tyle, ile nigdy o tej porze roku, na magnolię, która po raz pierwszy sypnęła tak wieloma kwiatami.

Co się stało?

Wszystko zniszczył mróz. W jedną noc! Mieszkamy na Podlasiu, tu wegetacja zaczyna się później, ale przecież właśnie się zaczęła! I w kilka godzin, pod naszą nieobecność, nocną porą przyszedł ten przeklęty żywioł i zabrał nam całą wiosenną radość.

Padło wszystko, co cieszyło oczy. Jakby ktoś kosą przejechał po najważniejszych roślinach… Drzewka, krzewy, krzewinki, co tylko wystawiło głowę ponad ziemię, ścięła mroźna kostucha. Oszczędziła kilka rabat – genialnie, mimo zimowego szaleństwa, przetrwały tulipany, zwłaszcza ich czarne i fioletowe odmiany, nie ma strat w rabatach z bratkami, ale na przykład nasze ulubione hortensje ogrodowe mają zamiast liści galaretowatą maź.

Najbardziej mi żal winogron i drzewek owocowych. Winogrona rozpięliśmy na wielkiej dębowej ramie, która jak obraz stoi przed domem i służy im za podporę. Świeżozielone przyrosty właśnie się pokazały… Ledwie skończyłem nawozić  humusem, ledwie ściągnąłem z korzeni zimową osłonę… Zostało może pięć żywych liści; nawet pąki – ścięte.

Podobnie sad. Wszystko, co miało kwiaty – ścięte mrozem. Pamiętam podobny widok sprzed kilkunastu lat, jechałem w piątkowe przedpołudnie do Kazimierza Dolnego, mijałem kilometrami rosnące wzdłuż drogi jabłoniowe sady, robiłem zdjęcia – biel i róż kwiatów aż drażniły oczy swoją intensywnością.

Było jak w bajce. Wracałem w niedzielę, w sobotnią noc przyszły przymrozki… Ta sama droga wiodła tym razem przez wypalony step: wszystko, co jeszcze dwa dni wcześniej było kolorowe zamieniło się w brunatną ścianę płaczu. Aż trudno uwierzyć – jaka może być siła kilku stopni mrozu…

Przeklęty żywioł: mróz ścina wszystko2

Przeklęty żywioł: mróz ścina wszystko3

Przeklęty żywioł: mróz ścina wszystko4

Nie wiedziałem wtedy, że kiedyś będę stał przed własnymi drzewkami i kręcił głową z niedowierzania i żalu. Zimni ogrodnicy przyszli w tym roku wcześnie i zrobili swoje. Na maksa.

Wyć mi się chciało.

Przeklęty żywioł

Mróz to przekleństwo sadowników i ogrodników. Jeśli oglądaliście film „Spacer w chmurach” – a warto, bo to piękne dzieło – powinniście pamiętać scenę, w której Paul Sutton (Keanu Reeves) i jego udawana żona Victoria (Aitana Sanchez Gijon), nocną porą ratują starą winnicę przed nadejściem mrozu. Rozpalają ogniska i chodzą pomiędzy rzędami winorośli, wymachując wielkimi skrzydłami.

Im się udało odpędzić przymrozek, nam niestety nie. Moje rozżalenie ma oczywiście podłoże estetyczne i emocjonalne – uwielbiam widok kwitnącego sadu, ale przecież nie żyję z sadownictwa, moje dochody nie zależą od kilku stopni na minusie. Wyobraziłem sobie, co musi czuć sadownik lub ogrodnik, kiedy znienacka mróz pokona całą jego biznesową nadzieję. Pomyślałem: gdybym miał wielki sad, wielkie wobec niego zamiary i wyjechał właśnie na tę jedną, najważniejszą noc, i wrócił do takiego obrazu świata…

Czyż nie można się załamać?

Mieszkamy z Anią w lekkiej dolince, w której zastoiska mrozowe mogą się pojawiać dość często. Siedlisko jest położone na osi wschód-zachód. Od wschodu ścianę lasu wyciął trzy lata temu gigantyczny huragan, od zachodu, skąd stale wieją wiatry, są tylko pola, łąki i odległe o kilkaset metrów laski. Mroźny wiatr ma się tu gdzie rozbujać, ma gdzie nabrać mocy. I robi to.

Budujemy żywopłot

Przymrozek oszczędził jedynie rośliny rosnące pod płotem, przy domu, w zacisznych miejscach. Było chłodno, ale tam jego kosa w pełni nie dotarła. Wniosek? Trzeba zabudować wschodnie i zachodnie granice ścianą z żywopłotu. Najchętniej bukiem, grabem (żadnych tui – w naszym ogrodzie nigdy nie pojawi się tuja!), może kilkoma świerkami.

Już posadziliśmy krzewy dzikiej róży, które świetnie przetrzymały mrozy, ale zanim krzaki urosną, minie kilka lat. Posadziliśmy też w kilku miejscach wierzby, wbijając w grunt wierzbowe witki – świetnie się przyjęły, ale osłona z nich to jeszcze bardziej odległa przyszłość

.

Macie jakieś pomysły na szybko rosnący żywopłot?

Żeby poprawić sobie i Ani humor, wklejam kilka fotografii sprzed kilku dni. Zrobione, by cieszyć oczy i dokumentować rozwój naszego sadu i ogrodu. Dzisiaj pozostały nam niemal wyłącznie te fotografie.

Ale nic to, żyje się dalej, kolory wrócą niebawem. Mam nadzieję. Mimo wszystko – dobrego dnia!

Jacek

DO POCZYTANIA:

O sposobach profesjonalnej walki z przymrozkami w sadzie

Pochwała świętego spokoju

Sceny z życia mrozu

2 komentarze
  • Darek
    Posted at 13:45h, 05 czerwca Odpowiedz

    grab…
    szybko rośnie i jest gęsty

    pozdro

    • Jacek
      Posted at 13:47h, 05 czerwca Odpowiedz

      Padło na grab właśnie ? Dzięki!

Post A Comment