Sangha - Leśny Festiwal Hipokrytów
3160
post-template-default,single,single-post,postid-3160,single-format-standard,theme-bridge,bridge-core-3.0.7,qi-blocks-1.3.3,qodef-gutenberg--no-touch,woocommerce-no-js,qodef-qi--no-touch,qi-addons-for-elementor-1.8.1,qode-page-transition-enabled,ajax_fade,page_not_loaded,,qode-title-hidden,qode_grid_1300,qode-content-sidebar-responsive,columns-4,qode-child-theme-ver-1.0.0,qode-theme-ver-29.4,qode-theme-bridge,disabled_footer_bottom,qode_header_in_grid,wpb-js-composer js-comp-ver-6.10.0,vc_responsive,elementor-default,elementor-kit-8015
Sangha Festival w samym środku lasu

Sangha. Leśny Festiwal Hipokrytów zaorany

W samym środku lasu. 600 metrów od nas. Przez trzy dni non stop. Sangha Festival – muzyka Goa i Psychedelic, mocne wibracje, głębokie basy, trans. Zorganizowany przez hipokrytów, którzy nie jedzą mięsa, ale dobijają zwierzęta dźwiękami.

Lena ma chyba najtrudniej. Mieszka w samym sercu lasu, niemal na wprost od wystawionych przez Sangha Festival głośników, które dudnią miarowym basem przez całą dobę, wprawiając w wibracje każdy z jej talerzy i kubków. Lena pochodzi z Moskwy, wyszła za mąż za mężczyznę z Moszczony Pańskiej i środka lasu, ich dom schowany jest pomiędzy drzewami, które dla basów pełnią rolę pudła rezonansowego: odbijają i wzmacniają każdy dźwięk. Niosą go daleko, długo. I przetwarzają po swojemu.

Marcin i Sławek mieszkają nieco dalej, na skraju lasu, ale też narzekają. Nasze Niebo oddziela od lasu wąski kawałek pola, które przed wichurą sprzed trzech lat także było lasem. Dźwięk się roznosi, rozpływa w tej przestrzeni, słychać go mniej, ale i tak mogliśmy wczoraj tańczyć z Anuszką bez włączania własnej muzyki – w rozrzedzonym powietrzu dobiega do nas każda nuta, każde uderzenie basów, każde vibrato. Przez całą noc i cały dzień.

Sangha brzmi grubo

Dlaczego poświęcam tyle uwagi okolicznościom przyrody, które oddzielają nas od festiwalu? Może dlatego, że jestem już starym zgredem, który lubuje się w dogryzaniu dla samej radości dogryzania? Może zazdroszczę, że oni potrafią tak świetnie się bawić? A może po prostu „po moim trupie” – nie będzie mi tu nikt transowego UMC!-UMC!-UMC! zapuszczał…

Sangha Festival

Poszliśmy do nich. Było miło. Szanuję tę muzykę i grupę DJ-ów, którzy żyją z jej produkowania. Odbieram każdy bit pozytywnie, jak wszyscy, którzy kochają muzykę. I postałbym tam dłużej, i pogibał się w transowym rytmie, jak trzech innych facetów przed konsolą. I zazdroszczę im tego pomysłu, bo gdy mieszka się w gminie, w której wajchę kultury przestawiono w stronę disco polo, każdy inny rodzaj muzyki brzmi jak ożywcza nuta.

Sangha dobija

Ale tak naprawdę dobiło mnie coś zupełnie innego. Wjechali na chama do lasu. Lansują świetną muzykę, z wieloma orientalnymi wpływami. Robią sztukę. Jednocześnie eksponują swój wegetarianizm, organizują vege bistro bar, zapraszają na raw food i…

Mają w dupie całą zwierzynę z lasu, który ich otacza. Dają tęgi łomot sarnom, lisom, jeleniom, danielom, dzikom, zającom, łosiom i ptakom, które są gospodarzami tego miejsca. Pieprzeni hipokryci!

Mięsa nie jedzą, nigdy w życiu!, bo przecież nie zabija się zwierząt! Ale mogą je bić tonami dźwięków. Mogą je – weganie! – przeganiać z matecznika, walcować swoim transem sarny, zaznaczać własnym moczem teren, który należy do lisów, wywalać w las  torpedy psychodelicznych dźwięków, które rozwalają umysł odległych o pół kilometra ludzi, a które zwierzęta słyszą po stokroć wyraźniej i silniej.

Sangha – zmarnowany pomysł

Świetny pomysł i świetna idea – zrobić wydarzenie muzyczne w otoczeniu dzikiej natury. Ale nie ze wzmacniaczami o mocy tysiąca watów! Genialna muzyka – ale na rozległym polu, z dala od ludzi, od zwierząt, podana na dziko, ale w mądry sposób.

Zmarnowano genialny pomysł na imprezę, która mogłaby wyróżniać maleńką wieś przez długie lata. Zmarnowano ideę, doprowadzając do szału wielu mieszkańców okolicy – bo ktoś miał ich w dupie, nie uprzedził, nie przeprosił, nie zaprosił, nie wytłumaczył. Zamknięto sobie drogę do kontynuacji, bo organizatorom zabrakło wyobraźni.

Rozjechali leśne ścieżki samochodami – choć to da się przeżyć, bo leśnicy zachowują się tak samo. Wypchnęli z lasu zwierzęta. Zjednali przeciwko sobie mieszkańców. Wszystko po to, by na Facebooku napisać… Location: Sam środek mistycznego lasu na Podlasiu… Starożytne miejsce mocy pradawnych Słowian.

Tę moc odebrało wam z mózgów, niestety. Pradawni Słowianie przewracają się w kurhanach, widząc najarane dzieciaki tańczące w dziwnych pozach przy muzyce, która ze słowiańszczyzną ma niewiele wspólnego.

Sangha – co im winne te zwierzęta?

Nie wystarczy powiesić kilkadziesiąt mandali (symbol HARMONII i doskonałości…) na drzewach, nie wystarczy przywieźć do lasu ciężarówkę sprzętu i (świetnych) DJ-ów. Trzeba jeszcze wiedzieć jak z tego skorzystać. Trzeba umieć zachować się przyzwoicie – tak w stosunku do ludzi, jak i (przede wszystkim!) do zwierząt.

Mienia to jebiot! – powiedziała po swojemu Lena – Ale co im winne te zwierzęta? Za co ta kara?

Nie wiem. Nie mam odpowiedzi.

Sangha Festival uważam za samo-zaorany, choć byłbym pierwszy, w którym organizatorzy znaleźliby sojusznika, gdyby tylko słowiański mistycyzm nie odebrał im rozumu.

Jacek

WARTO PRZECZYTAĆ: Wibracje. Aksamit i święty spokój

32 komentarze
  • Sasetka
    Posted at 09:22h, 05 sierpnia Odpowiedz

    Apropos hipokryzji i przekazywania fałszywych informacji: festiwal nie trwał wcale 3 dni, tylko półtorej doby. Piętnaście minut po tym, jak muzyka została wyłączona, ptaki radośnie powróciły do śpiewania, a Lena, zdaje się wpadła na festiwal. Próbowała staranować inne auto i zabić człowieka swoim wozem, (którego numery rejestracyjne zostały zapisane) krzycząc przy okazji „Paszoł bladź!”

    • Jacek
      Posted at 09:40h, 05 sierpnia Odpowiedz

      A dziwisz się, że „wpadła”??? Dostała od Was największą dawkę mocy, była na skraju wyczerpania nerwowego, mieszka najbliżej, katowaliście ją dźwiękami bez przerwy od piątkowego wieczoru po poranek w niedzielę. Nikt normalny by tego nie wytrzymał, zwłaszcza ktoś, kto nie nawykł do takich dźwięków w środku lasu.

      Tu jest link do waszego plakatu: https://www.facebook.com/events/309981553132633/

      Jasno z niego wynika, że planowaliście imprezę na trzy dni. Od 18.00 w piątek do 18.00 w niedzielę. Więc nie ściemniaj. Tylko: a) żałosna frekwencja i b) interwencje zewsząd sprawiły, że zamknęliście głośniki wcześniej.

      O radości ptaków nie mówmy może lepiej: tracisz okazję, by godnie pomilczeć na ten temat. Straciliście świetną okazję, by kontynuować ten pomysł w przyszłości. Przynajmniej w tej okolicy. Szkoda. Bo muzycznie było OK, ale organizacyjnie i koncepcyjnie – nie dorośliście do swojej roli.

      • prajednia
        Posted at 10:36h, 05 sierpnia Odpowiedz

        A tu link do rozpiski czasowej:
        https://www.facebook.com/sanghaprojectofficial/photos/gm.474280003369453/1152447388292414/?type=3&theater
        Jasno z niej wynika, że planowaliśmy grać muzykę od 18:00 w piątek do 12:00 w niedzielę. To nie są trzy dni, to półtorej doby.

        Żałosna frekwencja? Z założenia miało być kameralnie i tak było. Nikt nie chciał z tego robić festiwalu na tysiąc osób i nie słyszałem, żeby ktokolwiek z uczestników lub organizatorów narzekał, że za mało ludzi.

        • Jacek
          Posted at 10:47h, 05 sierpnia Odpowiedz

          Planowaliście grać od 18 w piątek do 18 w niedzielę, tak brzmi zaproszenie na event. Ale nieważne, czy graliście 48 godzin czy tylko 42 – to ma jakieś znaczenie?

          Frekwencja? Widziałem. I nie wiem jaki jest sens trzymać pod pełną parą wzmacniacze, gdy przez godzinę buja się pod konsolą jeden, w porywach dwóch słuchaczy. Jeśli to jest festiwal, to proponuję – rób go w domu. Będzie frekwencyjnie tak samo, a nikogo, poza sąsiadami, nie poruszysz.

          Nie widzę żadnego uzasadnienia, by w sobotę o 7 rano grać na maksa, mając w najbliższym otoczeniu nie tylko mieszkańców wsi i lasu, ale też dzieci z dwóch kamperów, które stały tuż przy festiwalu. OK, rozumiem survival, ale naprawdę twierdzisz, że to jest cel zabawy? Nawet na Woodstocku w Kostrzynie nikt nie odpala muzy o tej porze. A Wy owszem – bez przerwy, non stop, ciężki bit, duża moc. Dla kogo?

          Jeśli nie narzekacie na frekwencję, to naprawdę – sugestia, by robić takie festiwale w domach, jest bardzo poprawna. Zmieścicie się, będzie klimat, będziecie „na swoim” – tak samo jak na działce w lesie – i zobaczymy, jak szybko przyjedzie policja.

          Skończmy tę wymianę myśli, bo nic nie wnosi. Powtórzę sam siebie: można było zrobić imprezę, która na lata zagości w tej discopolowej okolicy, ale nie dorośliście do takiego wyzwania.

  • Robert
    Posted at 12:06h, 05 sierpnia Odpowiedz

    Panie Jacku, las nie jest ani Pana , ani tych zwierząt. Las należy do nas wszystkich, mieszkańców Ziemi. Każde z nas ma prawo z niego korzystać . Zwierzęta uciekną z lasu niezależnie od muzyki, uciekną bo jest w nim człowiek i wyczują go na setki metrów. Jak Pan sądzi, czy budując dom w środku czy okolicy lasu przyczynił się Pan do poszerzenia terenu zasiedlanego przez zwierzynę ? Przypuszczam ,że również dzięki Wam musiała się przenieść .
    Myślę ,że chodzi tu o najzwyklejszą tolerancje, muzyka ucichła ,a zwierzęta powrócą . Wy za to będziecie gadać, gadać i gadać …

    • Jacek
      Posted at 12:24h, 05 sierpnia Odpowiedz

      OK, idźmy tym tropem. (I nie panujmy sobie, na blogu jesteśmy na Ty)

      Las nie jest własnością wszystkich – każdy las ma właściciela. Wy skorzystaliście właśnie z tego prawa, ponieważ na swojej (lub dzierżawionej, nie dociekam) działce leśnej zrobiliście głośną imprezę. Jeśli las należy do wszystkich, to dlaczego nie zrobiliście festiwalu na terenie Lasów Państwowych?

      Odpowiadam – bo nie otrzymalibyście zgody. Bo musielibyście spełnić wyśrubowane wymagania przeciwpożarowe. Bo pojawiłyby się warunki, którym trudno sprostać: strażacy, gaśnice, ochrona, porządek.

      Mówimy o zwierzętach – tzn. ja mówię, bo Wam zwierzęta do głowy nie przyszły, kiedy odpaliliście pierwszy set w pełnej mocy. Ale pomówmy o pożarach, dobrze? Nie widziałem ani jednej gaśnicy, nie widziałem cienia strażaka, który trzymałbym opiekę nad festiwalem robionym w miejscu szczególnego zagrożenia. Są zakazy wstępu do lasów, z powodów gigantycznej suszy. Widzieliście może pożar lasu? Bo my tak, przeżyliśmy takie wydarzenia, nieopodal miejsca, w którym się bawiliście. Podsuwam myśl: nie bylibyście w stanie opanować żywiołu. W żaden sposób.

      Teraz do mnie, czyli mieszkańca „bliskolasu”. Kupiliśmy to siedlisko, już istniało, mógłbym się wykpić tym zdaniem. Ale odpowiem – dzięki między innymi nam ta zwierzyna może spokojnie przeżyć każdą z ciężkich zim, gdy na zewnątrz jest -26, -30 stopni. Ma wodę latem, karmę zimą. Od nas, od sąsiadów. Wszyscy w okolicy to wiedzą, niemal wszyscy, którzy mieszkają w lesie lub przy lesie – tak właśnie robią.

      Pod nasz dom stale podchodzą sarny, lisy, dziki, zające, jeleń się trafił, to są nasi sąsiedzi. Ile zwierząt podeszło do was w trakcie tej młócki?

      Czy przyczyniamy się do poszerzenia terenu zasiedlanego przez zwierzynę? Tak: sadzimy lasy.

      Ile drzew posadziliście w trakcie festiwalu?

      Masz rację, zwierzęta wrócą. I masz rację: chodzi o najzwyklejszą tolerancję – dla nas, sąsiadów festiwalu, i dla zwierząt, mieszkańców tego lasu. Muzyka ucichła, problem – mam nadzieję – pozostanie w Waszych głowach: co spieprzyliśmy, że zamiast nieść radość razem z muzyką, przynieśliśmy tyle niepotrzebnej złości, nerwów i narzekania? Jak to się ma do przesłania Goa, Sangha? Jak to się ma w ogóle do muzyki, która w tym przypadku dzieli, a nie łączy.

    • Waldemar
      Posted at 12:00h, 07 sierpnia Odpowiedz

      Panie Robercie! Dawno nie czytałem tak smętnego i manipulacyjnego pieprzenia. Zna Pan pojęcie „przestrzeni psychologicznej”? „Łamania granic?” „Asertywności?” Radzę się poduczyć, zanim zacznie Pan bez zezwolenia wjeżdżać z butami w przestrzeń innych ludzi. A także zwierząt, roślin, etc. Proponuję taki festiwal zorganizować np. w Sejmie. I życzę powodzenia. Przecież Sejm też jest nas wszystkich…

  • derf
    Posted at 12:42h, 05 sierpnia Odpowiedz

    Ok, skad teoria ze zwierzeta na tym cierpia? Po prostu na czas imprezy sie oddalaja. Zwierzeta plosza sie w przypadku naglego huku, wystrzalu itp. Jednostajnie glosne dzwieki im nie przeszkadzaja. Kolejny artykul napisany przez kompletnego laika. Wezmy autostrady w lasach. Przy samej autostradzie, gdzie przejezdzaja tiry, ciezarowki i inne samochody poziom halasu jest znaczny. Raz w roku ktos zrobil sobie impreze, ludzie opamietajcie sie! Sa o wiele gorsze rzeczy, ktore robicie zwierzetom, wycinacie lasy, nie sadzicie nowych drzew, wyrzucacie tam smieci! Nauczcie sie odrozniac pojecie „szkody” od pojecia „sladu”, a potem piszcie madre artykuly

    • Jacek
      Posted at 12:46h, 05 sierpnia Odpowiedz

      Cycki mi opadają.

      Nic nie rozumiesz, ale szanuję Twoje zdanie. I bawcie się dalej, zostawiając ślady.

  • Druid
    Posted at 14:09h, 05 sierpnia Odpowiedz

    Zero szacunku Panie Jacku, ani dla kultury, ani dla innych. Myślenie tylko o sobie, co więcej nazywanie się „rdzennym mieszkańcem podlasia” i zaskarbienie sobie tego terenu świadczy o poziomie pańskim jak i panu podobnym.
    Sama impreza świetna i z potencjałem. Mam nadzieję, że następne edycję odbędą się już bez pańskiego udziału, a Pan niech idzie na Martyniuka, bo to z poziomu wypowiedzi to jest pański poziom.

    Kłamstwo ze zwierzętami na podstawie głośnych głośników oburzające, więcej szkody robi tam lokalna społeczność na codzień. W niedzielę wieczorem można było zobaczyć już z powrotem sarny, zające i usłyszeć ptaki.
    Proszę nie szerzyć kłamstw dla własnych personalnych korzyści.
    Bez pozdrowień

    • Jacek
      Posted at 15:26h, 05 sierpnia Odpowiedz

      Czy ja gdziekolwiek nazwałem siebie „rdzennym mieszkańcem Podlasia”???

      Powinienem „iść na Martyniuka”? Serio? Rozważę. Uwielbiam takie polemiki: kiedy brakuje argumentów, sięga się po określanie „poziomu” polemisty.

      Cieszę się, że widzieliście sarny, zające i ptaki – znaczy: jakaś nauka z festiwalu wynikła. 🙂 Cieszę się, że tylu obrońców ma ta impreza – proszę tylko zauważyć, że ani przez moment nie podejmujemy dyskusji na poziomie doznań artystycznych.

      Dlaczego? Ponieważ sami zabiliście jej ducha niewłaściwą lokalizacją. Mógłbym wskazać w okolicy co najmniej kilka świetnych miejsc do organizacji koncertu, który nie wadziłby nikomu. Pola, fajnie położone łąki i skarpy, kilka miejsc nad Bugiem. Ale środek lasu? Bez uprzejmego uprzedzenia mieszkańców? Bez refleksji – że może jednak komuś przeszkadzacie? Bez zastanowienia – że ktoś w pobliżu mieszka, toczy normalne życie, ma małe dzieci, gości, chce spać albo przynajmniej za dnia nie chce słuchać łomotu? To jest fair? O zwierzętach nie wspominam, nie mogę wyjść z zażenowania od momentu, gdy przeczytałem tutaj, że one chyba nawet to lubią, a już na pewno nie przeszkadzają im tysiące watów z głośników. Jaaaasne.

      Pewnie od strony muzycznej da się obronić ideę festiwalu, ale organizacyjnie – wtopa. I dlatego ja też się cieszę, że następna edycja odbędzie się beze mnie i nie tutaj. Naprawdę się cieszę.

      I bardzo serdecznie pozdrawiam „z poziomu Martyniuka”, życząc dobrego dnia.

  • Asia
    Posted at 11:17h, 06 sierpnia Odpowiedz

    Jak czytam te komentarze to aż mi się krew w żyłach burzy. Brak szacunku do innych (w tym zwierząt-mieszkańców tego lasu) to właśnie macie Wy, którzy zostawiliście komentarze, a domniemam organizatorzy tego całego bałaganu. Dobrze, że są jeszcze tacy ludzie jak Ty Jacku, którzy z wieeeee-lkim szacunkiem podchodzą do ludzi i zwierząt.

    • Jacek
      Posted at 11:49h, 06 sierpnia Odpowiedz

      Dziękuję za dobre słowo ?

      Myślę, że organizatorzy jednak nie dorośli do skali problemu…

  • Ola
    Posted at 23:13h, 10 sierpnia Odpowiedz

    Przez takich ludzi za 2 pokolenia Nas nie ma:( W takim świecie pełnym informacji w jakim żyjemy ludzie nadal nie potrafią uszanować faktu, że tylko dzięki Naturze jeszcze egzystujemy. Myślmy całościowo. Jak można nie jeść mięsa a potem tak wystraszyć zwierzęta? Nauczcie się pokory!!! Chyba nie jestem dużo starsza od organizatorów, ale przeraża mnie straszny egoizm w ich wypowiedziach:(:(:(

  • Dusha
    Posted at 10:17h, 04 września Odpowiedz

    Cześć, małe sprostowanie. Jesteśmy organizatorami dużego festiwalu psytrancowego. Bardzo mieliśmy na uwadze zwierzęta, zatem rozmawialiśmy z nadleśnictwem miejscowości, z autorytetami w tej dziedzinie, znanymi w całej Polsce. Powiedzieli nam, że zwierzyna dzika przy pierwszym huku ucieka na drugi skraj lasu i że żeruje tam, do czasu kiedy hałas nie ustanie. Jest to mikro ingerencja, ponieważ stada zmieniają terytorium, ale w rezultacie jest to naturalne, tak kiedyś było, zwierzęta żyły pod większa presją, było ich więcej, walczyły, przemieszczały się częściej. Po tygodniu wszystko wraca do normy. Dali nam słowo, że nie musimy się martwić. Wspomnieli, żeby posprzątać i zostawić teren takim jak go zastaliśmy. Zatem zasłania się Pan zwierzętami, ale tak naprawdę to Pan ma największy problem z tym, że nie przyszli się zapytać do Pana 🙂 Zgadzam się jednak, że warto mieć relację z lokalną społecznością, skorzystać z doświadczenia, infrastruktury, lokalnych talentów i tutaj na tym polu zawalili.

    • Jacek
      Posted at 10:53h, 04 września Odpowiedz

      Serio?

      A można by poznać nazwiska tych naukowców, którzy twierdzą, że hałas sprzyja zwierzętom? Tak dla potomności, żebyśmy mogli wiedzieć, kim są dziś autorytety. Bo jeśli to autorytety, to chyba nazwiska w branży jakieś mają.

      Co do mojego zasłaniania się zwierzętami: proszę nie żartować. Nie muszę witać organizatorów żadnej imprezy i dawać nikomu własnych zgód – zostawiam to ich poczuciu elegancji, wychowania, kultury i porządku prawnego. Na imprezę w środku lasu, w środku wielkiej suszy, żaden strażak i leśnik nie wydał pisemnej zgody. Podkreślam: żaden! Wiem to. Może poszliście do komendanta z flaszką, może zgłosiliście, że zrobicie sobie imprezę w lesie, ale zgód na festiwal, który – teoretycznie – mógł gościć tysiąc ludzi lub więcej, nie mieliście. A jeśli się mylę, to proszę podesłać skan takiej zgody, odszczekam.

      Niezależnie od wszystkiego: proszę się zastanowić nas sensem robienia „festiwalu”, w czasie którego muzyka gra przez cały dzień „na maksa”, a przed ladą DJ-a, za dnia, gibie się jeden-dwóch uczestników. Warto podjąć próbę organizacji takiego festiwalu we własnym domu: pojemność wystarczy, by ugościć tak liczną publikę, moc muzyki można podkręcić ile się da – w końcu: ludzie jak zwierzęta, opuszczą swoje siedlisko i wrócą, gdy skończy się ostatni skręt i set. To też będzie taka „mikro-ingerencja”, prawda? Rozważaliście ewentualność grania przez 48 godzin sąsiadom? Polecam i czekam na efekty.

      Skończmy temat, bo widzę, że każdy ma swoje zdanie i przy swoim pozostanie. Mieliście szansę zrobić świetną imprezę, rozkręcić coś na dłużej, ściągnąć tłumy, pokazać alternatywę dla muzyki, która tu (niestety) święci triumfy, ale poszliście w las jak ruski czołg: nie zważając na nic, na nikogo. I zostawiliście po sobie „cywilizacyjny” ślad: https://www.facebook.com/photo.php?fbid=2408174495886089&set=p.2408174495886089&type=3&theater

  • Snigo
    Posted at 10:41h, 04 września Odpowiedz

    Niestety Ci pseudo Goa-Vega to tylko banda ludzi którzy mają tyle wspólnego z tą subkulturą co porównywanie wyrobów vege od mięsnych odpowiedników 🙂 . Stało się modne bycie transiarzem itp bez wcześniejszego rekonesansu ideologicznego. Jeżeli muszą tak głośno puszczać muzykę , dla kilku osób to znaczy , że :
    a) jest ch…wa…
    b) był to nieformalny zjazd głuchoniemych
    C) chęć zaimponowania niedorajdom , że mam wielkie nagłośnienie ale , brak inteligencji i wyobraźni .
    D) poprzednia miejscówka spalona i ta wybrana na łapu capu

    • Jacek
      Posted at 11:07h, 04 września Odpowiedz

      Pełna zgoda 🙂

  • Bob
    Posted at 10:52h, 04 września Odpowiedz

    Ważny temat podejmujesz, mam nadzieję, że większa część transiarzy o tym poczyta.
    Nie raz zastanawiałem się, co z tymi zwierzakami, ale właśnie: czy nie odejdą po prostu od festiwalu? Przecież jeszcze zanim nawet zacznie grać muzyka, kilka dni wcześniej zaczną zbierać się tam ludzie i hałasować. To powinien być dla nich pierwszy sygnał, żeby się zwijać.
    Chyba nikt z nas dokładnie nie wie, w jakim stopniu faktycznie im to ZAGRAŻA – bo zagrożenie ich życia wziąłbym tutaj za coś, czym powinniśmy się martwić. Jeśli przez te 3 dni muzyka miałaby im tylko przeszkadzać, trochę je stresować i płoszyć, myślę, że problem nie jest tak duży, jak go opisałeś. Na co dzień ogromne ilości zwierząt żyją w gorszych warunkach i w większym stresie, a pewnie część ludzi, która podałaby płoszenie zwierząt za argument przeciwko takim festiwalom, codziennie finansuje fermy i rzeźnie jedząc nabiał i mięso. I to, moim zdaniem, jest jeszcze większa hipokryzja.
    Jeśli natomiast z powodu tak głośnej muzyki zdarzą się jakieś zgony, z jakichkolwiek powodów, czy to po prostu stresu, czy niemożliwości powrotu do gniazda, wykarmienia młodych, albo zdobycia pożywienia, to mamy problem. Ale czy ktoś może mi udowodnić, że tak jest? Jeśli tak, to proszę o rzetelne info, bo jednak żyję w nadziei, że zwierzęta dają sobie radę.

    Ciężko się z Tobą nie zgodzić, ale uważam, że strasznie to wyolbrzymiasz. Niemniej, warto zwracać na to uwagę i być tego świadomym.

    Na usprawiedliwienie trensiarzy, warto też dodać, że po takich imprezach nie zostawia się śmieci. Uczestnicy nie wyrzucają nawet kiepów na ziemie, choć pewnie trafią się jakieś pojedyncze przypadki, ale powinno się je tępić. Po festiwalach psytrance jest pewnie czyściej, niż po niejednych 10osobowych libacjach alkoholowych przy ogniskach.

    Co do przeszkadzania ludziom… 3 dni głośnej muzyki gdzieś w okolicy można przeżyć, chyba, że faktycznie organizatorzy postawili soundsystem bardzo blisko domów. Nie wiem, jak to wyglądało, więc nie będę się w to zagłębiał, ale zdecydowanie zgadzam się, że taka impreza powinna być zgłoszona. Chociażby po to, żeby mieszkańcy mogli kupić sobie jakieś stopery do spania 😀

    • Jacek
      Posted at 11:06h, 04 września Odpowiedz

      Dzięki za rzeczowy komentarz.

      Widzisz, problem nie leży po stronie ludzi – postronnych słuchaczy muzyki z festiwalu. Problem tkwi w sposobie myślenia organizatorów – że skoro wynajęli sobie kawałek lasu, to wszystko im wolno. Nie wszystko, nie wszędzie. Dwa lata temu część poszycia leśnego poszła z dymem, bo zapaliła się od hamulców jadącego pociągu. Szkoda, że organizatorzy nie widzieli strachu, jaki mieli w oczach mieszkańcy lasu, ludzie. Ich gospodarstwa mogły spłonąć w pięć minut. Podobnie jak teraz, w przypadku – nie daj Boże – głupiego przypadku w trakcie w festiwalu. Susza jest tak gigantyczna, że wszystko aż chrzęści pod stopami. A tam zaproszono nieprzewidywalną liczbę słuchaczy. Mogło ich być stu, ale mógł być i tysiąc, bo ludzie z ciekawości wjeżdżali do lasu.

      Zwierzęta? Pisałem intuicyjnie, nie mam badań wpływu hałasu na leśną zwierzynę – ale widzę, co się dzieje, gdy rozlegnie się jakiś nagły huk. OK, przeżyją, wiem. Wiem, że odeszły i wróciły, może z jakimiś szkodami dla ptactwa, które ma tam swoje siedliska. Ale tak się zastanawiam: po co dostarczać im takich wrażeń? Po co pakować im się z tysiącem watów do ICH siedliska?

      Zwłaszcza, że można było zrobię tę imprezę na kilkunastu okolicznych łąkach, polach, pięknie położonych, z pagórkami, w odległości do lasu. Można było zaprosić tam wszystkich, którzy mieszkają w okolicy – byłbym pierwszy. Można było zadbać o wszystkie zgody, a nie iść „z partyzanta”, na rympał. Tak się nie robi imprez. Tu nie było żadnej formalnej zgody. Pytaliśmy strażaków, pytaliśmy leśników. Nic.

      Co do skali hałasu – przeżyliśmy, jasne. Choć mieszkamy w sporej odległości, dźwięk miał gdzie się rozproszyć, to i tak słyszeliśmy każdą frazę. Było głośno. Bardzo. Co przeżywali mieszkańcy kilku domów, które położone są dużo bliżej niż nasz? Nie chcę nawet myśleć.

      Szkoda mi tej imprezy: muzycznie było naprawdę OK. Ale cała reszta, do de.

  • Dusha
    Posted at 11:42h, 04 września Odpowiedz

    Panie jacku, jest Pan tak zacietrzewiony, że nie czyta Pan ze zrozumieniem. nie napisałam, że jestem organizatorem tej imprezy, tylko festivalu, to różnica. Mocno pracuje w Panu ego, nie słucha Pan argumentów, pisze o rzeczach, ktorych nie napisalam typu, że „hałas sprzyja zwierzętom”. Nasz festival to kilka tys ludzi, mamy zgody policji, strażaków, nadlesnistwa, sołtysa – zgłoszona imprezę masową Pani Jacku. Napisałam Panu sprostowanie, że nie ma Pan racji co do zwierząt, one sobie poradzą z trzydniowym wydarzeniem bez problemu, ale Pan jak widzę nie potrafi. Chciałby Pan alternatywę dla DISCO POLO, to proszę być wyrozumiałym- każde wydarzenie muzyczne generuje hałas: czy to folk, czy to psytrance czy inna elektronika czy instrumenty. Nie będzie miał Pan imprezy, bez zrozumienia i zaakceptowania skutków, które się z nią wiążą. Nie widzę pola do dialogu, zatem żegnam i współczuje jedynej opcji czyli Martyniuka w okolicy 😉

    • Jacek
      Posted at 11:54h, 04 września Odpowiedz

      Jeśli nie jest Pani organizatorem tego, co działo się kilka tygodni temu w lesie pod Moszczoną Pańską, to przepraszam, z komentarza wywnioskowałem, że tak. Organizatorzy pisali w swoich zapowiedziach o „festiwalu”, a nie imprezie, stąd to skojarzenie. Cała grupa uwag skierowana jest do nich. Prosiłem jedynie o nazwiska autorytetów, które potwierdzają, że hałas zwierzętom nie szkodzi. I chyba się nie doczekam, prawda?

      Zgadzam się: każde wydarzenie muzyczne generuje hałas, łącznie z Martyniukiem. Martyniuk jednak, rockman, folkowiec, każdy muzyk i DJ obraca się w konkretnym środowisku. Amfiteatr, sala koncertowa, wolna przestrzeń – spoko. Jestem po Jarocinach, Spodkach, RockArenach i Woodstocku, nie mam problemu ani z hałasem, ani z festiwalami. Mam problem z nieudacznikami, którzy w wegańskiej trosce o zwierzęta, zafundowali im dwudniową łomotaninę. Wegański bar na festiwalu był OK – szanujemy małych braci, nie jemy ich. Ale łomot możemy im spuścić, co nie?

      Dobrego dnia. Nie jestem zacietrzewiony. Po prostu mam rację.

  • POloDiscoUmcUmc
    Posted at 12:24h, 04 września Odpowiedz

    jacek i reszta, kupcie sobie zatyczki do uszu i się wytłumcie, idź na fest i zażądaj wstępu i jadła za free etc., pobaw się z nimi, albo negocjuj ściszenie muzy i dzwoń na policję jak Ci nie pasuje, ale te argumenty słabe są, zwierzęta migrują, wrócą wszystkie z powrotem

    • Jacek
      Posted at 12:28h, 04 września Odpowiedz

      Słabe. Jak na komentarz.

      • Slawek
        Posted at 14:21h, 04 września Odpowiedz

        Słabe jest to, że ktoś nie wie, że w lesie zachowujemy się cicho. Jak mi ktoś w budynku zrobi nocną imprezę to każę ściszyć albo wezwę policję, a nie wezmę dzieci i wyemigruję z mieszkania na całą noc, żeby potem wrócić. Zwierzęta nie lubią hałasu i się go boją. Pisanie, że uciekną na chwilę jest zwykłą ignorancją i głupotą. Najlepiej zrobić imprezę w środku lasu, a potem, bronić puszczy i protestować na FB przeciw fajerwerkom w Nowym Roku…

        • Jacek
          Posted at 17:36h, 04 września Odpowiedz

          Święte słowa. 🙂

  • Kemot
    Posted at 17:26h, 04 września Odpowiedz

    ja się nie znam ale czy jak jest polowanie i jest np nagonka i hałasują żeby zagnać zwierzynę i później myśliwi strzelają i to czasem ze stacjonarnych ambon i zwierzeta pedza jak otępiałe przez las ze swoich nazwijmy to stałych miejsc przebywania czy to oznacza ze one juz tam nie wrócą? Czy ambony stacjonarne zmieniaja swoje miejsce bo tam od hałasu juz wiecej zwierzeta nie przyjdą? Jak to jest? Może jest tu jakiś znawca od zachowań zwierzat a nie osoby które twierdza ze wiedzą jak zwierzeta sie zachowują.

    • Jacek
      Posted at 17:44h, 04 września Odpowiedz

      Polowanie nie jest chyba dobrym odnośnikiem, bo tam właśnie w nagonce celem jest zagnanie zwierzyny w określonym kierunku. I generalnie – zabijanie zwierząt jest passe. Tu problem nie tkwił w jednorazowym zdarzeniu – to chodzi o ciągły łomot, non stop, od wieczoru w piątek do południa w niedzielę, bez przerwy na oddech i sen. I ten konglomerat: hałas, susza, zagrożenia, ludzie, którzy mieszkają bardzo blisko, a którzy o niczym nie wiedzieli, zwierzęta itd.

      • Kemot
        Posted at 22:41h, 04 września Odpowiedz

        nie za bardzo rozumiem Twojej odpowiedzi bo jakoś poplątana wg mnie jest. Pisząc o tym że polowanie nie jest dobrym odnosnikiem podajesz cel tego hałsu i nawalania przez naganiaczy. W tej imprezie było nawalanie i tu tez jest nawalanie. Czy to w jakim kierunku uciekną zwierzęta ma jakies znaczenie? Czy w stronę myśliwych czy w stronę skraju lasu… Coś pomieszałeś. Myślisz że zwierzęta rozróżniają tę długość casu – czy to nawalali naganiacze i mysliwi przez np 3 godziny a tym ze muzyka była grana przez 2 dni? A jak myślisz czy jak polowanie powtarza sie np co tydzień to zwierzęta bardziej się będą bały tego miejsca czy to nie ma na nie wpływu? A taki festiwal jest raz w roku… czy częściej? Ja na serio pytam bo nie wiem. A to co wiem to to że ten konglomerat który złożyłeś to jakbym oglądał „paski” TVPis. Pomieszanie wszystkiego ze wszystkim chyba po to żeby zaistnieć a nie żeby przekazać jakąś wartościową treść. Czy nie wydaje Ci się że bez sensu bijesz pianę?

        • Jacek
          Posted at 13:17h, 05 września Odpowiedz

          Polowanie na zwierzęta nie jest dobrym punktem odniesienia, ponieważ jest złem samym w sobie.

          Czy biję pianę? Nie, grzecznie odpowiadam na komentarze. Napisałem jeden tekst na blogu na ten temat i staram się odpowiedzieć każdemu, kto pisze tu swoją opinię w komentarzach. To dość ułożona postawa, tak myślę.

  • Nevereal
    Posted at 19:32h, 13 listopada Odpowiedz

    Fajnie, wreszcie znalazłem gdzieś zdjęcia swoich dekoracji. Dzięki. 🙂

    • Jacek
      Posted at 08:44h, 14 listopada Odpowiedz

      Chyba tylko dekoracje były spoko 😉

Post A Comment