Superblog o ucieczce na wieś
169
post-template-default,single,single-post,postid-169,single-format-standard,theme-bridge,bridge-core-3.0.7,qi-blocks-1.2.5,qodef-gutenberg--no-touch,woocommerce-no-js,qodef-qi--no-touch,qi-addons-for-elementor-1.6.6,qode-page-transition-enabled,ajax_fade,page_not_loaded,,qode-title-hidden,qode_grid_1300,qode-content-sidebar-responsive,columns-4,qode-child-theme-ver-1.0.0,qode-theme-ver-29.4,qode-theme-bridge,disabled_footer_bottom,qode_header_in_grid,wpb-js-composer js-comp-ver-6.10.0,vc_responsive,elementor-default,elementor-kit-8015
Tak daleko do sąsiada

Jak radzisz sobie z depresją?

Życie na wsi zamiera w początkach listopada i budzi się w końcu lutego. Między początkiem i końcem czai się ona – jesienna, zimowa deprecha.

Nie idealizuj wiejskiego pustkowia. Naiwność – tak wspaniale popychająca do działań niekonwencjonalnych – to wspólna cecha mieszczuchów, którzy pragną wyprowadzić się na odludzie. Tutaj chcą cieszyć się ciszą i „żyć z dala od zgiełku cywilizacji”. Może tak być, że jeszcze do tego zgiełku zatęsknisz…

Ciszy można się przestraszyć.

Dom na pustkowiu, czarna noc (noce na wsi to zwykle noce w całkowitej ciemności), posępne ściany lasów. Nagle gdzieś słychać trzask łamanej gałęzi… wystarczy, by spietrać. Ciszę wiejskiej nocy może wypełnić ujadanie psa, ale najczęściej nie wypełnia jej kompletnie nic. Taka cisza jest estetycznie piękna i plastyczna, można pod nią podłożyć wszystkie swoje lęki, bojaźnie i senne marzenia. Można po prostu zasnąć (jeśli sen chce przyjść) albo wtulić się w kogoś lub siebie (lub po prostu w kota). Albo nie spać, gapić się w sufit i myśleć, myśleć…

Samotność na odludziu potrafi być dobijająca

To jedna z pierwszych listopadowych refleksji, która dopada człowieka, gdy snuje się po siedlisku i przez cały dzień ani od wschodu, ani od zachodu, znikąd nie zbliża się żaden przechodzień. Nie ma ruchu, bo nie ma powodów do ruchu, bo zimno, bo ponuro, bo mży. I tak przez listopad, przez grudzień, styczeń. Wpadną raz na miesiąc panowie po worki z odpadkami – jest wreszcie okazja, by pogadać. Zajrzy listonosz… albo nie, nie zajrzy, zadzwoni, bo co będzie jechał w taką pogodę: pan wpadnie na pocztę, panie Jacku, polecony zostawiam…

Zima wszędzie… Tak daleko do sąsiada…

Ludzi jak na lekarstwo. Kontaktów bezpośrednich prawie zero, jeśli nie liczyć samolotów z wysokiej, wschodnio-zachodniej destynacji. Wieś zasypia. Pod sklepem, gdzie zwykle szum i gwar pomieszany z piwem, nikogusieńko. Przy płocie nie ma bab i plotek, nikt nie kuca na skraju szosy, by obserwować samochody, nikt nie jedzie rowerem do wiejskiej świetlicy (wiejskie świetlice też zapadają w sen, akurat właśnie wtedy). Nikt nie słania się na nogach, nie zbiera grzybów, jagód, nikt nie orze, nie buduje, nie pieli ogródków. W oknach błyszczą jedynie kolorowe plazmy telewizorów i poruszają się martwe pajęczyny.

Głośniej bywa jedynie w lasach – trwa legalne i nielegalne piłowanie – i w najbliższym miasteczku, dokąd w targowy dzień wyrywa się z jesiennego snu prawie każda wiejska kobieta. Poza tymi rozrywkami: nuda.

Zdajesz sobie z tego sprawę?

Tak właśnie będzie. Może odrobinę przejaskrawiam, ale niewiele. Pamiętaj, że częścią uroku lub przekleństwa wiejskiego życia będzie na wsi jesienno-zimowa samotność. Jeśli potraficie dobrze ją znosić we dwoje, z rodziną, lub jeśli jesteś hardcorowcem i wybrałeś żywot pustelnika, taka sytuacja to raj. Jeśli masz łatwość popadania w deprechę, o tej porze roku na wsi nie będzie Ci lekko.

W takich chwilach warto mieć sąsiadów. Na pewno warto dbać o nich, pamiętać, rozwijać relacje, zaprzyjaźniać się z wsią we wszystkich kierunkach, być ciekawym jej życia.

Nie zamykaj się w swoim mieszczańsko-wiejskim ciepełku.

Doceniam tutejszy zwyczaj zagadywania do siebie przy byle okazji. W sklepie, gdzie głównie alkohol, papierosy, chleb i konserwy, nie można zrobić po prostu zakupów – trzeba pogadać. Choćby o zdrowiu, o pogodzie, o tym kto umarł lub bierze ślub, albo o cenach, że wszystko coraz droższe i o zarobkach – że coraz niższe. Przede wszystkim doceniam te chwile, gdy przejeżdżający wzdłuż naszego płotu daleki sąsiad powie, że pada (bo pada) albo przypomni, że pora już przyciąć jabłonkę. Lubię te proste, zwyczajne komunikaty. Otwieranie ust z powodu lub bez.

W samej wsi, między gospodarstwami życie wiejskiego neofity jest nieco łatwiejsze – zawsze znajdzie się jakiś pretekst, by zastukać w okna sąsiadów i wprosić się na kawę. Zwróć uwagę, że na odludziu, w samotniach, na skrajach wiosek lekko nie jest. Jesień staje się próbą charakterów, zima albo ostatecznie dobija, albo… wzmacnia.

EDIT Ani: Nie strasz! Gdzie w Warszawie znajdziesz zimą takie piękne, pełne optymizmu widoki???

No fakt. Masz rację 🙂

Jacek

2 komentarze
  • beata
    Posted at 23:57h, 28 marca Odpowiedz

    Jest w tym co piszesz głęboka prawda. Zwykle miastowy szuka na wsi ucieczki od zgiełku i tłumu, jednak może łatwo popaść ze skrajności w skrajność.
    Szukając miejsca dla siebie wiedzieliśmy, że to co zdaje się być cudowne latem czy wiosną, takie niekoniecznie będzie listopadem.
    Oglądaliśmy różne miejsca. Niektóre naprawdę przecudnej urody… w których można było zagubić się na amen. Jednak moja wyobraźnia zawsze uruchamiała się i słoneczną kwietną ptasią zieloność zmieniała w dżdżysty wietrzny szaro listopadowy tydzień z prognozą na kolejny taki sam!
    I wiele pięknych miejsc odpadło…
    Człowiek jest jednak stadny, nawet pustelnik czasem wychodzi ze swojej pustelni, a czyjeś dzień dobry, może być niekiedy bardzo potrzebne.

    • Jacek
      Posted at 08:24h, 29 marca Odpowiedz

      Dziękuję za komentarz 🙂 Właśnie dlatego tak często piszemy o życiu na wsi bez zbędnego kolorowania. Jest extra, liczba plusów przeważa nad liczbą minusów, ale… Czasami nie wszystko dobrze się udaje. I czasami wyobrażenia o pustelni są po stokroć lepsze niż sama pustelnia, niestety.
      Ale to nie zmienia naszej ogólnej oceny! Chcemy jedynie mówić szczerze – jak jest 🙂
      Dobrego dnia!

Post A Comment