Superblog o ucieczce na wieś
2255
post-template-default,single,single-post,postid-2255,single-format-standard,theme-bridge,bridge-core-3.0.7,qi-blocks-1.2.5,qodef-gutenberg--no-touch,woocommerce-no-js,qodef-qi--no-touch,qi-addons-for-elementor-1.6.6,qode-page-transition-enabled,ajax_fade,page_not_loaded,,qode-title-hidden,qode_grid_1300,qode-content-sidebar-responsive,columns-4,qode-child-theme-ver-1.0.0,qode-theme-ver-29.4,qode-theme-bridge,disabled_footer_bottom,qode_header_in_grid,wpb-js-composer js-comp-ver-6.10.0,vc_responsive,elementor-default,elementor-kit-8015
Wielkanoc

O wyższości świąt Wielkanocy

Wszystko niby jest inaczej. Obżeramy się, ale jakby zdrowiej. Częściej gościmy na dworze, bo słońca w tym roku jest pod dostatkiem. Ciepło, zielono.

Główna różnica? W grudniu żaden z sąsiadów nie wyjeżdża na pole z gnojówką. 🙂 Dziś jeden – wyjechał… Jego święta, prawosławna Wielkanoc, zacznie się za tydzień.

Wielki Tydzień był niezwykle pracowity. Sprzątaliśmy po robotnikach, którzy ułożyli podjazd, plantowaliśmy ziemię pod wysiew trawy i sialiśmy ją. Sadziliśmy rośliny w naszym nowym kwietniku:

Wielkanoc

Ale to tylko część zajęć… Przesadziliśmy glicynię i miniaturowe sosny, sialiśmy jednoroczne kwiaty, odbudowaliśmy walący się płot sąsiada, bo zrobiło nam się żal, ustawiliśmy letnie meble na tarasach i w naszej ruinie, a potem wzięliśmy się za opryski.

Potęga natury: opryski z własnej gnojówki

Opryskujemy rośliny w sadzie i na warzywniku średnio co dwa tygodnie. Na pierwszy rzut idzie zawsze oprysk z dwutygodniowej gnojówki z wrotyczu zmieszanej z wodą i mydłem potasowym. 1 część wrotyczu, 10 części wody, dwie-trzy łyżki mydła. Nawet ładnie pachnie, ale smakuje… tak sobie. Wiem, bo musiałem swoimi różanymi usteczkami przedmuchać rurkę spryskiwacza. No, ambrozja to to nie jest, przyznaję 🙂

Ale przynajmniej wszystko zostało opryskane. Kolejny oprysk niebawem, tym razem pójdzie mieszanka cebuli i czosnku – boszszsz… jak to śmierdzi! I mam nadzieję, że dokładnie tak samo smakuje wszelkim mszycom, grzybom i innemu dziadostwu. Po tej miksturze nadejdzie czas wywarów i gnojówki z  pokrzywy, co nie tylko wzmacnia rośliny, ale też chroni je przed szkodnikami.

W tak zwanym międzyczasie zmontowałem piaskownicę. Kiedy przymierzałem się do wymiarów, wydawało mi się, że 1,5 na 1,5 metra będzie akurat, może nawet nieco za mało… NIEEEEE!

Słuchajcie, to jest landara! Wystarczy na pułk dzieci, a co dopiero mówić na jednego, pierworodnego wnuka Leonarda. Leo, to wszystko dla Ciebie! Tona pięknego piasku też! A myślę sobie teraz, że metrowe ścianki w zupełności by wystarczyły…

A’ propos Pana Wnuka. W sobotę… wielkie buuum!

Leonard w szpitalu

Czy można wymyślić sobie gorsze święta niż święta w szpitalu? Nie można. A Leo sobie wymyślił 🙁 Gdybyśmy prowadzili blog parentingowy lub grandparentingowy, pewnie byłoby nam łatwiej o nim pisać i pewnie pojawiałby się tutaj bardzo często. Ale 470 kilometrów odległości robi swoje, dziadkowanie na odległość jest kompletnie pozbawione sensu; jak mówi Malina, mama Leonarda, cierpię na brak bazy danych do wykorzystania…

O nim więc będzie więcej, kiedy wreszcie się tu zjawi, a na razie…

Szpital. Każdy, kto ze swoimi pociechami przechodził choroby wieku dziecięcego wie, czym to pachnie. 40 stopni gorączki i co lekarz, to inna diagnoza. Ucho! Nie, nie ucho, nos. Nie, nie nos, migdały. A może to nie migdały, raczej oskrzela! Albo nie oskrzela. Może płuca? A może noga? Trzeba poczekać, a na wszelki wypadek antybiotyk i prosimy o pozostanie w szpitalu. Do kiedy? Nie wiadomo. Dlaczego? Nie wiadomo.

Szpitalne śniadanie wielkanocne: kiełbacha i chleb z masłem. Witaj, młody człowieku! Państwowa służba zdrowia już od pierwszych miesięcy życia przyzwyczaja cię do właściwych standardów…

Leo – sorry, że zdalnie – trzymaj się chłopinko kochana. Obiecuję, że razem zrobimy z piasku taką rozpierduchę, że plaża będzie na pół ogrodu! I dokopiemy się do morza, mam sprzęt dla siebie i dla Ciebie! Tylko wyzdrowiej szybko.

Goście na święta

Goście świąteczni są bardzo dobrym pomysłem, ponieważ zmuszają do sprzątania i zmiany stroju. Odpicowaliśmy dom i podwórko! Ania założyła SUKIENKĘ (w sukience widziano ją ostatnio na baliku w przedszkolu!), ja skróciłem brodę i zmieniłem wiosenne walonki na letnie trampki, oboje wykąpaliśmy się – jak szaleć, to szaleć! – i świętujemy tak od piątku.

Wielkanocne śniadanie przeciągnęło się z powodu… obowiązków blogerskich. Normalny człowiek, kiedy idzie do restauracji, wyciąga smartfon przed pierwszym zanurzeniem łyżki w zupie. I zanim wystygnie mu drugie danie, ma już sto lajków na Instagramie. Czysty foodporn.

Wielkanoc1

O zjawisku easterporn nie słyszałem, ale myślę, że charakterem jest zbliżone. Stawiasz wielkanocną dekorację, chowasz przed gośćmi najbardziej znakomite dania i… Co robią w takiej sytuacji gospodarze? Mówią swoim gościom: włączcie sobie telewizję, śniadanie zaraz będzie, musimy tylko zrobić zdjęcia… I cykasz, cykasz, cykasz…

Bo Czytelnicy czekają…

Ej, naprawdę czekaliście na zdjęcia ze śniadania, czy tylko tak się nam zdawało? 😉

W każdym razie – zaczęliśmy świętowanie od sesji zdjęciowej. Potem… Potem były poprawki do zdjęć, zmiana ustawień i… I mama Ani weszła w kadr, po raz pierwszy, po raz drugi i trzeci, co było ostatecznym sygnałem, że trzeba siadać. Usiedliśmy. Ufff…

Gęsi pipek był przebojem. To rodzaj pasztetu z kuchni żydowskiej, farsz ziemniaczano-cebulowy w gęsiej szyjce, bardzo smakowity; trafił na nasz stół obok trzech innych pasztetów – wegańskiego, gęsiego i wieprzowego. Do tego biała kiełbasa – pieczona w piekarniku i gotowana – jedna z Podlasia, a druga z  Warszawy (smak na remis!), a po niej nadziewane jajka oraz jajka z majonezem i kawiorem z ikry gromadnika i śledzia. Czyli takim trochę podrabianym kawiorem (kto jadł kawior na Syberii, ten wie, że każdy inny to podróbka!), ale zupełnie pasującym do tego zestawu i dodającym jajkom pikanterii oraz posmaku „Dynastii” 😉

Wielkanoc2

Królową Wielkanocy jest sałatka warzywna, więc królowała i u nas. Oprócz niej dużo chrzanu i ćwikły z chrzanem – do wszystkiego, plus żurawina, plus wędliny z Podlasia i nasz chleb. I pół litra wódki z Podlasia, dla każdego! (Żartowałem.)

Wielkanoc3

Finisz zawsze jest taki sam…

Efekt był taki, że z obżarstwa nikt nie zauważył… trawy, która – uwaga – przez tydzień od zasiania wykiełkowała i urosła do dwóch centymetrów! Szaleństwo! Wystarczyły dwa dni naprawdę słonecznej pogody. I chyba dobre nasiona: pierwszy raz kupiłem trawę firmy Barenbrug i przyznaję, że pozytywnie mnie zaskoczyła. Tempo i jakość wzrostu, gęstość – naprawdę jestem pod wrażeniem.

A po śniadaniu i obiedzie (zupa pokrzywowa to jednak jest hit o tej porze rok) przyszedł deszcz i spadek temperatury. I nic nam się nie chce. Wracamy tym samym do stanu z Bożego Narodzenia, kiedy obżarstwo pchało nas prosto pod pierzynę (z Podlasia) i przed telewizor (z MediaMarkt), orientując się dość szybko, że każde święta mają swoje rytuały, ale finał – zawsze ten sam. Kanapa i dobry film.

Z dobrych filmów na Wielkanoc polecamy „Kamerdynera” Filipa Bajona – zaraz go włączam! Obejrzymy (dla dobra familii) już trzeci raz, ale warto, dla roli Gajosa chociażby. A potem dobra książka – kończę „Mit motywacji”. Jeśli skończę do rana, recenzja jutro.

Wesołych Świąt, Kochani!

Jacek (Ania też!)

PS. Rolnik z gnojówką wylewaną na pobliskim polu to nie jedyny nieświąteczny akcent. W lesie nieopodal warczy traktor i piła motorowa. Trza ciąć, nie ma lepszej pory! 🙁

6 komentarzy
  • Małgorzata
    Posted at 08:36h, 23 kwietnia Odpowiedz

    ” goście zmuszają do sprzątania i zmiany stroju ” uśmiałam się do łez ale z drugiej strony jakie to prawdziwe. Dzisiaj z przyjemnością wskakuję w mój ogrodniczy uniform i do ogrodu, tarasu, altany ….. Serdecznie pozdrawiam.

    • Jacek
      Posted at 08:54h, 23 kwietnia Odpowiedz

      Bo to czysta prawda… 🙂 Zmuszają!
      My już w uniformach od rana, dziś pierwszy pokos trawy tej wiosny – wreszcie mocno popadało i jest zielono do kwadratu.
      Serdeczności!

  • Gosia
    Posted at 18:30h, 25 kwietnia Odpowiedz

    Moge wiedzieć na co ten oprysk z wrotyczu?

    • Jacek
      Posted at 20:38h, 25 kwietnia Odpowiedz

      Oj, to jest wspaniała roślina! Wywary i gnojówki stosujemy w okresie wegetacyjnym, są idealne po pierwsze dla wzmocnienia roślin, a po drugie do walki ze szkodnikami – mączniakiem pospolity, rdzą, mszycami, wszelkimi larwami, grzybami, śmietkami, larwami owocówki, gąsienicami motyli, mączlikami, opuchlakami. A bez rozcieńczania daje radę nawet mrówkom – uciekają ze swoimi mrowiskami!
      My stosujemy zawsze na początku wiosny, a potem co dwa-trzy tygodnie. Szkodniki nie lubią tego smaku i zapachu. Po wrotyczu dajemy gnojówki czosnkowe i pokrzywowe, wszystko działa wzmacniająco i ochronnie.
      Generalnie – wrotycz to swoisty „czyściciel”. Jeden z najlepszych środków ochronnych, jakie znamy.

  • Gosia
    Posted at 20:00h, 27 kwietnia Odpowiedz

    Dziękuje za odpowiedź. Już od lat używam gnojówki z pokrzywy,mleczyka,skrzypu,a rok temu zrobiłam z żywokostu z liści,bo zostały mi po robieniu glicerytu żywokostowego do smarowania. O wrotyczowej gnojówce dopiero tu przeczytałam.Mam jeszcze pytanie ; czy tą gnojówką można też opryskiwać drzewa?
    Pozdrawiam.

    • Jacek
      Posted at 21:06h, 27 kwietnia Odpowiedz

      Tak, oczywiście. Opryskaliśmy nią wszystkie drzewka owocowe.

Post A Comment