02 maj Do tych łąk szeroko nad Niemnem…
Sentymentalna podróż po południowej Litwie, gdzie tak wiele polskich wsi i miasteczek… Ejszyszki, Butrymańce, Janczuny, Koniuchy, Soleczniki, Dziewieniszki, Turgiele, Gierwiszki… Chciałoby się krzyczeć z radości – i jakoś nie mogę.
Zbieg okoliczności: wjechaliśmy na Litwę przy dźwiękach „Ody do radości” – w radiu świętowano właśnie 15-lecie wstąpienia Polski do Unii Europejskiej. A wieczorem w hotelowej telewizji trafiliśmy na „Pana Tadeusza”, Niemen i Soplicowo. Pomiędzy odą i inwokacją przeżyłem spore rozczarowanie.
Do tych łąk…
Przyrody nie warto porównywać. Morenowe pagórki pod Sejnami wyglądają imponująco, ale gdzie im tam do meandrów Niemna. Soczystość zieleni niemal wszędzie jednakowa, choć wiosna trafiła na Podlasie odrobinę wcześniej. I tam, i tu lasy potrafią być imponujące lub potwornie zaniedbane. Pola po obu stronach granicy mają gospodarzy, na łąkach w Polsce jest dużo więcej kolorów (mniszek górą!), ale to owocowe drzewka przed setkami domów na Litwie robią wiosną prawdziwie wrażenie.
Te drzewa nas zaskoczyły. Im bardziej w stronę bezdroży, tym więcej na Litwie domów otoczonych dorodnymi jabłoniami, śliwami, gruszami. Wszystko kwitnie, rozbraja radością. Podlaskie domy częściej okalają tuje, forsycje, sumaki i perukowce – sad przed domem odszedł już w zapomnienie. Tu jakby na odwrót, drzewa owocowe ciągle są chlubą gospodarzy, nikt ich nie wycina, nikt nie chowa z powodu ich oczywistej przaśności.
Ale jednocześnie to litewskie zadupie wydało mi się jakieś skrajnie smutne w porównaniu do zadupia podlaskiego. Użyłbym określenia: niedokończone. Stoi gdzieś pomiędzy elegancją Unii Europejskiej i dziadostwem Związku Sowieckiego. Poza naturą brakuje mu kolorów, porządku, jakości.
Znajdź różnicę
Pamiętam wyprawę na Litwę sprzed wielu lat. Jadąc przez Podlasie i Suwalszczyznę mijało się domy obijane wówczas nową szalówką, opakowane w siding, ocieplane styropianem. Drewniane zastępowano murowanymi, przybywało płotów, które miały swój rodowód nie w pobliskim lesie, lecz na półkach Castoramy.
Południowa część Litwy była w owym czasie inna. Staroświecka, skromna, spoglądająca w przeszłość. Wydawała mi się prawdziwsza – stary dom ciągle był starym domem, drewno drewnem, nawet papa na ścianach i pstre kolory miały swój urok.
Przez 15 lat pobytu w strukturach Unii Europejskiej, oba kraje przeszły wielką metamorfozę. Na Podlasiu zabito charakter wiejskiej architektury – betonem, klinkierem, tujami, gabionami. Pojawiły się kolory, równo przycięte trawniki zamiast łąk, meble ogrodowe, sterowane elektronicznie bramy. Podobne przeobrażenia dotknęły zresztą inne „dziewicze” rejony kraju – Bieszczady nie są już „bieszczadzkie” w starym stylu, zmieniła się przestrzeń w Pieninach, Beskidach. Moim zdaniem często na gorsze.
O Litwie, o jej „polskich wsiach” czytałem, że jednak zachowała swój charakter i bardzo byłem jej ciekaw. Jak wygląda Niebo Za Miastem w okolicach Ejszyszek – czy tak samo, jak za Siemiatyczami?
Więc… Jak wygląda?
Napisałem wcześniej: jest niedokończone. Dawna postsowiecka bieda jeszcze nie odeszła z podwórek, choć drewniane domy mają już podrychtowane elewacje. Przeszczepiono gładką, półokrągłą szalówkę, którą można kupić w każdym tartaku i którą koniecznie trzeba zaimpregnować lakierem. Wymurowano nowe płoty, jest coraz więcej drutu, prętów ze stali i modułów z betonu. Są trawniki – choć do wielu wsi dojeżdża się nadal wyłącznie po szutrowej drodze. Na Podlasiu prawie nie ma wiosek bez chodników i oświetlenia ulicznego, tu nadal króluje rozjeżdżone przez samochody pylące klepisko.
Miszmasz. To druga cecha. Sielski obrazek litewskiej, ubogiej wsi, w której było przaśnie, swojsko, ustępuje miejsca nowobogackiej kulturze rozumianej jako konieczność wstawienia plastikowych okien i betonowych lwów przed domem. A przynajmniej bociana z tworzywa. Wszystko się miesza, buzuje kontrastami – ruina obok współczesnego kiczu, piękne minimalistyczne projekty obok strzelających w niebo wieżyczek i ozdób w stylu cygańskiego króla. Wszechogarniająca barachołka na podwórku kontrastuje po sąsiedzku z trawnikiem spod igły.
Litwa – może precyzyjniej: jej południowa i wschodnia część – żegluje w stronę unijnej nowoczesności dużo wolniej niż Podlasie. Mają mniej własnych pieniędzy i niższe dofinansowanie z UE. Widać to choćby po mizerii miasteczek typu Ejszyszki czy Soleczniki, ale nawet uzdrowiskowe Druskieniki są eleganckie głównie w części kurortowej, a i to bywa, że elegancja kończy się za płotem prywatnego hotelu czy spa.
Świat „pomiędzy”
Wieś ratuje się sama. Bez planu, bez wspólnoty, bez wielkich dotacji unijnych. Są w połowie drogi, przeżyli – jak my – 15 lat w Unii, ale my poszliśmy znaczniej dalej, odważniej.
Było mi żal tych miejsc: straciły swój stary urok, a nowego nie zdążyły jeszcze nabrać.
Liczyliśmy z Anuszką na setki zdjęć z wyprawy, myśleliśmy, że odkryjemy miejsca, w których kultywuje się tradycję, ale… prawie nie wyciągaliśmy aparatów. Nie znaleźliśmy tu „Litwy z charakterem” – jest przestrzeń niedokończona, w budowie, w chaosie pośpiesznych działań i wielkich marzeń o dorównaniu innym.
Podlasie jest kolorowe (pomińmy żółte i seledynowe dachy, OK?), zagospodarowane, poukładane – przy całym jego niedoinwestowaniu, widać tu jednak rękę gospodarzy, pieniądze samorządów. W litewskich Janczunach, Tarakańcach, Obałach czy Poczobutach jeszcze „ta Unia” nie zagościła, jeszcze się jej wypatruje, jeszcze zbyt blisko stąd do Białorusi. I jakoś trzeba sobie z tym radzić…
Na szczęście na wyciągnięcie ręki jest żywa natura, prawdziwe bogactwo tego terenu. Drzewka, drzewa i drzewiszcza, zielone łąki czy pola z glebą w kolorze mlecznej czekolady. Są jeszcze drewniane płoty, które stoją na słowo honoru i oby stały tak tysiąc lat – cały w nich urok! Są kapliczki, totemy i bzy tuż przed wybuchem kolorów. Stoją ławeczki przed domem i widać baby, które na nich siedzą, ciekawe każdego ruchu dookoła. Są wreszcie przemili, uczynni ludzie, którym dobrze z oczu patrzy – nawet, gdy pył znad drogi długo nie chce opaść, bo wiatr nim pomiata.
Taką Litwę lubię. Na całą resztę trzeba poczekać, trzymając kciuki, żeby im się wiodło.I żeby nie popełniali naszych błędów.
Jacek
PS. Dziś do Wilna, głównie po litewskie smaki i zapachy.
POLECAMY RÓWNIEŻ: Ten wpis się dla Ciebie spodoba
Małgorzata
Posted at 18:39h, 02 majaNiestety ten sam kierunek można zobaczyć na naszej rodzimej wsi, wiem to z ” własnego ogródka „. Piękno prawdziwej wsi zobaczymy chyba już tylko w skansenie. Wieś zamiast zachować swoją tożsamość na siłę stara się dogonić miasto. Niestety to nie zawsze jest dobra droga. Moje oczy same się odwracają od plastikowych bocianów, wątpliwej urody ozdób ze zużytych opon ?. Tęsknię do drewnianego płotu, malw pod oknem …. chyba wychodzi ze mnie niepoprawna romantyczka. Serdeczne pozdrowienia z polskiej wsi .
Jacek
Posted at 21:21h, 03 majaTo prawda, niestety. Choć kiedy porównać wsie po obu stronach granicy, w Polsce rzuca się w oczy większe uporządkowanie, mimo gigantycznej różnorodności. Nie ma jedynie klimatu, te wsie stają się podróbkami podmiejskich osiedli, wspomnieniami po podróżach do Toskanii, czy po prostu warowniami.
Miałem cichą nadzieję, że na Litwie zmienia się to w inną, lepszą stronę, ale niestety. Zmienia się – wolniej – za naszymi nieco chaotycznymi wzorcami. Wsi takiej ze starych obrazków już nie znajdziemy…
Nam zależało na tym, by zrobić płot ze starych desek, po rozbiórce stodoły, ku zdziwieniu wsi. Malwy rosną, słoneczniki, to co się dało odtworzyć, odtworzyliśmy, łącznie z ziemianką. Jest wiejsko-miejsko, bo nie da się zrobić z wszystkiego skansenu. Ale było warto. Serdeczności z polskiej wsi! 🙂