13 kwi Cztery litery na betonie w czasie, który powinien być wiosną
Co łączy wiosnę, taczkę-killerkę i arcydzieła sztuki kulinarnej? Osoba mężczyzny, który nie boi się ryć miłosnych wyznań gwoździem na świeżym betonie…
Mam wrażenie, że rząd powołał jakiegoś Wysokiego Pełnomocnika Do Spraw Wiosny i ten właśnie zaczął działać, bo zamiast robić się cieplej, idzie w stronę zimy. A jeszcze w poniedziałek mieliśmy na termometrze plus 18 i krótkie rękawki – Jacek po dwóch dniach weekendu z pogodnym rumieńcem na twarzy, ja z nosem w przylaszczkach, bratkach i cebulicach oraz nieczynnymi od pokłonów i przykuców pośladkami. Dziś plus 3 i plucha. Taka wiosna.
Rozmawiałam o pogodzie z sąsiadką zza lasu. Według niej to powrót do normalności. Zawsze tak było na Podlasiu – długa, śnieżna zima, powoli rozkręcająca się wiosna, a prawdziwe ciepło dopiero w maju. To ja już nie wiem teraz, co ja o tym myślę – czy lepiej mi było wtedy, gdy zdarzały się te „nienormalne” lata i plus trzydzieści od razu w marcu, czy może tak, jak jest teraz?
Mięśnie dupne i ich intensywny rozwój to wyzwanie każdej wiosny, niezależnie od anomalii pogodowych. Ledwie zszedł śnieg, a ja już przekopałam podniesione rabaty i wbiłam się w nasz kompostownik, ku niezadowoleniu Jacka, który takie rzeczy chce na siłę brać w swoje męskie dłonie. I tego właśnie najbardziej się boję – humanisty z łopatą w rękach!
Taczka-killerka
Zrobiło się cieplej, a jego od razu zaatakowała taczka. Rodzona taczka zrobiła kuku panu mężczyźnie właśnie w okolicy komór kompostownika – tak ją podniósł do góry, by zrzucić resztę wygrabionego z traw mchu, że gdy upadła miotana siłą grawitacji, to prosto w stopę taczkowego. I taczkowy tylko zdążył jęknąć (o ile okrzyk „Ku….wa!” można zaliczyć do formy jęknięć), i obraził się na taczkę z marszu. Głupia taczka!
– Bo ty szałaput jesteś – orzekłam, gdy zdjął skarpetę i pokazał mi gołą stopę z rosnącym krwiakiem. – Wszystko chcesz zrobić za szybko!
– Jasne. Znowu moja wina – usłyszałam w odpowiedzi. – Taczce się upiecze, taczka jest niewinna! Jakbym to ja chciał ją sobie upuścić kantem na nogę! A to ona pierwsza zaczęła!
I od tej pory przesiewam kompost sama. Mieszam z ziemią ogrodniczą, dodaję substrat kokosowy, dzielę karpy kocimiętki i przesadzam je w nowe miejsca, a w tak zwanym międzyczasie pielę, kopię, segreguję, przycinam i chucham na sadzonki. Bo sadzonek mamy w tym roku bez liku – tylko na naszym wielkim biurku na poddaszu umieściłam siedem rozsadników z wybijającymi się na niepodległość goździkami, kosmosami, tytoniem, żeniszkiem, zatrwianem, sałatami i nie pamiętam, czym jeszcze.
A to zaledwie mała część kolekcji, reszta wypatruje słońca na werandzie (pomidory mają przywilej rosnąć w szklarence z podświetleniem…), w magazynie i na oknach maszynowni, gdzie czeka na swój czas miliard pelargonii. Tych ostatnich kiedyś nie lubiłam, a teraz nie wyobrażam sobie bez nich naszego otoczenia… No, ale kiedyś nie wiedziałam też, że lubię ogród, grzebanie w ziemi, przyrządzanie gnojówek, kolekcjonowanie robali i oglądanie Gardeners’ World!
Czekając na wiosnę
Tak sobie myślę, patrząc na sadzonki, że kiedy to wszystko będzie szło do gruntu, to nie wyjdę z ogrodu przez tydzień z okładem. I może dlatego tak mi szkoda, że wiosna jeszcze nie przyszła, że dopiero wszystko się budzi, chce strzelać zieleniną, a rządowy pełnomocnik nie pozwala! Później, gdy wszystko wybuchnie, nie nadążę z robotą…
Jacka plany na tę część sezonu są zgoła inne. Ponieważ nie dopuszczam go do taczki-killerki, wziął się za łopatę i kielnię. Buduje murek z polnych kamieni wokół jednej z naszych rabat kwiatowych. Jak oni to robią, faceci, że wszystko im tak rośnie… w oczach? I nie mam na myśli tego, co możecie mieć na myśli czytając poprzednie zdanie, gdyż albowiem chodzi mi wyłącznie o męskie spojrzenie na wielkość planowanej rabaty. I tylko o to.
Cztery litery na betonie
Z rabatki, która miała format akuratny do naszego siedliska – małej, skromnej, elegancko wpasowanej w otoczenie – Jacek szykuje rabachę! Nie rabatę, nie rabacisko, ale właśnie rabachę! Tu zaokrąglił, tam dodał, tam powiększył, żeby mu to wszystko optycznie grało i nagle z rabaciątka – rabacha! W kształcie wielkanocnego jaja, które miejscami przypomina serduszko.
Nic nie mówię, ponieważ zatkał mi usta wyznaniem wyrytym na pierwszych czterech metrach fundamentu: J+A=WM! Rabacha oznacza dla mnie dwa razy więcej siania, sadzenia i pielenia, ale niech mu będzie. Zapytany o sens wyznania wyrytego gwoździem, nie wspomniał, że wkrótce przykryje je pierwsza warstwa zaprawy i kamieni, a więc jest ono zaledwie symboliczną i baaardzo tymczasową deklaracją, ale niech mu tam. Oni wszyscy najchętniej widzą w nas blondynki. I wierzą, że liczą się dobre intencje.
Siłą faktów jednak tych kilka liter zostanie z nami na dłużej. Dziś zimno i popaduje, pan murarz odstawił na kilka dni kielnię (taczkę ukryłam sto metrów od domu) i poszedł grabić okolicę. Cokolwiek to znaczy – widziano go z grabiami przy płocie, od zewnętrznej strony; mam nadzieję, że grabie mężczyzn nie atakują.
Moja sztuka
A ja? Mimo złej pogody idę kopać się z rzeczywistością. Trzeba wydobyć spod ziemi cebule lilii i posadzić je w jeszcze lepsze miejsca. Muszę tu i ówdzie sypnąć kompostem, podlać sadzonki warzyw, przepikować drugą partię pomidorów…
Potem pora zająć się sztuką. – Jaką sztuką? – zapytał mnie o poranku mężczyzna kawowy, gdy niezobowiązująco dyskutowaliśmy o planach na dzień zwany dzisiejszym.
– Sztuką gotowania – odpowiedziałam. – Wam się wydaje, że to wszystko samo przychodzi, cyk – i obiad. A w dodatku z niczego! Tu trzeba się nakombinować, pomyśleć, strategię gotowania ustalić, ingrediencje znaleźć lub wydobyć z ziemi, oswoić co do czego pasuje i od której strony…
– A nie możemy po prostu zjeść kanapki z serem? – usłyszałam i westchnęłam głęboko, lekko krztusząc się kawą.
Załamka.
Ania
POECAMY TAKŻE: Taczka z beczką, czyli sytuacja jest w ten sposób
Oraz to: Czy podniesione rabaty mają sens?
Foto: Hans Braxmeier z Pixabay
Henryk
Posted at 20:32h, 13 kwietniaPani Aniu …jak zwykle …pycha . Czekam z utęsknieniem na następny…
Jacek
Posted at 20:34h, 13 kwietniaNo tak… Na mnie to już nikt tutaj nie czeka… 😉 A to mnie zaatakowała taczka!
Orzeszkowa
Posted at 20:02h, 11 lipcaMoja Ty kochana, pracowita mieszczko już za Pan Brat z Ziemiaństwem. Jestem w szoku Twojej elastyczności w przestawieniu się na nowe warunki. Życzę dalszych miłych, a nawet zaskakujących doświadczeń z dziełem stwórczym w różnych jego dziedzinach. Buziaczki. ❤️??
Gosia
Posted at 19:43h, 04 majaCzytanie waszych wpisów to czysta przyjemność i duża dawka dobrej energii. Pozdrawiam serdecznie.
Ania
Posted at 22:31h, 04 majaDziękujemy! 🙂 To radość największa, gdy ma się takie Czytelniczki!