Morderstwo w ogrodzie. Zbrodnia doskonała o poranku?
3662
post-template-default,single,single-post,postid-3662,single-format-standard,theme-bridge,bridge-core-3.0.7,qi-blocks-1.2.5,qodef-gutenberg--no-touch,woocommerce-no-js,qodef-qi--no-touch,qi-addons-for-elementor-1.6.6,qode-page-transition-enabled,ajax_fade,page_not_loaded,,qode-title-hidden,qode_grid_1300,qode-content-sidebar-responsive,columns-4,qode-child-theme-ver-1.0.0,qode-theme-ver-29.4,qode-theme-bridge,disabled_footer_bottom,qode_header_in_grid,wpb-js-composer js-comp-ver-6.10.0,vc_responsive,elementor-default,elementor-kit-8015
Morderstwo w ogrodzie

Morderstwo w ogrodzie. Zbrodnia o poranku?

Kłobuk – mówi Ania. Dybuk – przekonuję ja. Jakieś licho rządzi nocami w naszej osadzie. I nie śpi.

Jeszcze mamy w pamięci ten dzień, w którym stwierdziliśmy bezpowrotne zaginięcie fioletowych ziemniaków z piwnicy, wyciągniętych przez nieznane stworzenia. To był ziemniaczany horror – jak pisała Ania. Z zamkniętej piwnicy, jakimś dziwnym podkopem zaczęły uciekać fioletowe ziemniaki. Zwykłej irgi nie ruszało nic, fioletowe zniknęły niemal w całości. Sprawca znikania ziemniaków do dziś nie został ustalony.

Morderstwo w ogrodzie: zeznania świadków

I teraz nagle to. Dybuk czyli kłobuk.

Noce są chłodne, poranki rześkie, ale psa mamy czujnego – ani razu nie dał znaku, że dzieje się coś nadzwyczajnego. Spał z kotem na werandzie aż do rana. Zwykle potrafi zaszczekać nawet na własne odbicie w szybie, o zającach skradających się do naszego źródełka za płotem nie wspominając. Ale nic: ani on, ani kot – nic nie wiedzą. Patrzą na siebie, wzruszają ramionami i gotowi są popukać się w czoło… Ot, głupi ludzie…

Nawet strach na wróble niczego nie widział, choć Anuszka twierdzi, że wyglądał na mocno wystraszonego. Nabrał wody w usta i też nic. Nic nie widziałem, nic nie słyszałem – powiada – a ma do miejsca pojawienia się kłobuka/dybuka raptem kilka metrów. I to on odpowiada za bezpieczeństwo ogrodu!!!

Morderstwo w ogrodzie: szczegóły dochodzenia

Rankiem Ania powędrowała do ogrodu; robi taki obchód zawsze. Na trawie znalazła tajemniczy krąg z ptasich piór. Wyglądał tak:

Pióra w ogrodzie

Naszej śledczej dwójce wyjaśnienie zagadki zrazu wydało się proste: coś (ktoś?) dopadło ptaka o białych piórach (gołąb? ptak-albinos?) i mocno go poturbowało, może nawet ostatecznie. Następnie odleciało (zbiegło?) z ofiarą w ustronne miejsce, żeby dokończyć posiłek.

Wątpliwości: ptak-albinos to rzadkość, biały gołąb – również. Niedaleko nas, w środku lasu, ktoś wprawdzie postawił gołębnik, ale nocą i nad ranem gołębie śpią w szczelnym zamknięciu.

Sprawa nie byłaby godna postępowania śledczego, gdyby nie odkrycie numer dwa. W odległej o cztery metry od tajemniczego kręgu ptasich piór sosnowej skrzynce, która służy jako podniesiona rabata, świadek (i śledcza) Anna dokonała kolejnego makabrycznego odkrycia.

W narożniku skrzyni – w samym epicentrum uprawy selerów! –  jej oczom ukazała się głęboka i szeroka dziura prowadząca prosto do dna zabezpieczonego mocną siatką przeciwkretną. Siatka była nienaruszona… Tymczasem wokół otworu kłębiły się białe, ptasie pióra, dokładnie takie same jak te, które Ania odkryła wcześniej w tajemniczym kręgu… Przypadek? 😉

Wnioski z postępowania dowodowego

Mamy zatem: krąg z wyraźnymi śladami walki na śmierć i życie oraz otwór w rabacie podniesionej z jednoznacznymi dowodami prób wykonania podkopu oraz dużą ilością piór.

Żadnych innych śladów. Na pozostałych rabatach, a nawet w rabacie, która posłużyła przestępcy jako kopalnia – nic. Zero śladów pokonywania płotu. Żadnych podkopów. I brak śladów wleczenia ofiary.

No i – last but not least – brak zwłok.

Nie wiemy zatem, co zostało ofiarą napadu, do kogo należały pióra, kim był sprawca morderstwa i czy w ogóle do niego doszło. Nasz kot w takich sytuacjach zachowuje się jak dżentelmen: przynosi ptaka lub mysz pod drzwi domu i rzuca państwu w darze. W tym przypadku poza piórami, podkopem i śladami walki nie ma żadnych innych oznak morderstwa, a jednak intuicja podpowiada śledczym, że do niego doszło.

Kłobuk czy dybuk?

Kłobuk – na ten trop wskazywałoby warmińskie pochodzenie Ani. Kłobukiem nazywano na Warmii demona opiekującego się ogniskiem domowym. Przybierał żywą postać zmokłej kury, a mógł także występować pod postacią – podaję za Wikipedią – kaczki, gęsi, sroki, kota, a nawet człowieka. Kłobuk dbał o powodzenie gospodarzy, czynił to jednak kosztem sąsiadów.

Hipoteza z kłobukiem w tle ma wartość intelektualną, choć daleko jej do logiki. Nam miałby zostawić pióra? I podkop? A może to jest kłobuk, który chroni nieodległe, opustoszałe gospodarstwo sąsiada? Ale jeśli tak, to przecież nam niczego nie ukradł. Nie zabił naszego gołębia i nie mógł też wytarabanić naszego albinosa, ponieważ albinosa oraz gołębia nie mamy na stanie i to się raczej nie zmieni. (Choć Ania byłaby skłonna adoptować kurę; to inny temat.)

A dybuk? No, też jednak nie. Bezcielesny duch, dusza osoby zmarłej, która cierpi na Ziemi z jakiegoś konkretnego powodu, nie dokończywszy swoich spraw na naszym łez padole. I co, taki dybuk miałby zaatakować ptaka? Wyszarpać mu pióra ze skrzydeł po to, by schronić się z nim pod selerami? Bez sensu, z punktu widzenia dybuka.

A jeśli to ta sama istota, która zajumała nasze fioletowe ziemniaki? Jeśli to jakiś znak, symbol? A jeśli to pierwsze z wielu morderstw w okolicy, a my jeszcze o niczym nie wiemy?

Znawcy tematu z okolic, zapytani o najbardziej podejrzanego sprawcę wydarzenia, bezradnie rozkładali ręce. Łasica? Kuna? Tchórz? Jastrząb? Myszołów? Pies? Kot? Pies czyli kot? Człowiek?

Ktokolwiek wie, proszony jest o kontakt z dwójką oficerów śledczych lub z najbliższym posterunkiem policji. Jednocześnie ostrzegamy, iż ukrywanie przestępcy może podlegać karze dożywotniego rozstrzelania 🙂

Jacek

POLECAMY RÓWNIEŻ: 10 kwiatów najlepszych do wiejskiego ogrodu 

A TAKŻE: Podlaskie hygge

Foto: Anke Sundermeier z Pixabay 

No Comments

Post A Comment