21 mar Koronawirus: nasza kwarantanna trwa przez cały rok!
Podlasie straciło dziewictwo: już trzy osoby z koronaurwisem. A my pojechaliśmy wczoraj prosto w paszczę lwa.
Statystycznie rzecz ujmując w polskim rządzie zanotowano co najmniej tyle samo przypadków zakażenia wirusem, co w liczącym 1,179 mln mieszkańców województwie podlaskim. Albo więc liczba testów, które wykonano ministrom jest równa ich liczbie – co przeczyłoby zasadzie sprawiedliwego dostępu do służby zdrowia – albo Podlasie nie jeździ na narty w Dolomity tak często, jak ministrowie, co z kolei nakazywałoby zwrócić uwagę na dysproporcję w dostępie do osiągnięć cywilizacji. Koronaurwis Podlasia nie oszczędza.
Wiadomo. Wina Tuska.
My w paszczę lwa trafiliśmy jak zawsze, z zawodowego przymusu. Paszcza ma w nomenklaturze epidemiologicznej sygnaturę 107/0, czyli 107 zakażonych i zero śmiertelnych. Najwięcej w Polsce. I to wszystko mimo wszechogarniającej pustki na ulicach – Warszawa przypominała wczoraj miasto duchów. Puste autobusy i tramwaje, dwoje bezdomnych na Dworcu Centralnym, martwa patelnia przy Złotych Tarasach i ku rozpaczy Anuszki – zamknięta Costa Coffee.
Widzieliśmy dwie kolejki. Pierwsza – piętnaście osób – rozciągająca się na długości 30 metrów, to kolejka na pocztę. I druga – do Leroy Merlin, 8 osób plus wyklejona na szybie Maja Popielarska, bez maseczki. Klientów wpuszczano do środka małymi grupkami. Można wejść, spryskawszy wcześniej dłonie denaturatem (do ust nie podają), a wewnątrz więcej pracowników obsługi niż kupujących. Pan w kasie bez rękawiczek.
Da się żyć?!
Senność i spokój opustoszałej Warszawy są obezwładniające. Miasto bez korków. Miasto z tanim paliwem. Z apteką, do której można wejść bez pobierania numerków. Bez tłumu na przystankach. Bez kolejki do Manekina przy Marszałkowskiej. Z opustoszałym Zbawixem. I nieczynnymi tysiącami sklepów, kawiarni, restauracji, pubów, dyskotek, teatrów, kin, miejskich rowerów i elektrycznych hulajnóg.
I nagle się okazuje, że można bez tego wszystkiego żyć! Marian i Barbara z reklam Media Expert milczą. Niczego nie sprzedaje Tytus, nawet staników Triumpha nie można przymierzyć i nawet złotych obrączek do ślubu nie kupisz – tylko sieć marketów budowlanych dostała od rządu i pandemii dyspensę. Przypadek? 😉
Możesz iść do kościoła – tam wpuszczają. Albo do Leroy Merlin – tam też wpuszczają. Jakby nic innego poza wykańczaniem mieszkań i modlitwą Polaków nie mogło interesować.
Dziwny czas. Ale chyba tylko w mieście. My mieszkamy tak daleko od ludzi, że śmiało można by powiedzieć, iż kwarantanna trwa u nas przez cały rok. Wydarzenia z całego tygodnia:
- polną drogą wzdłuż naszego płotu przejechał passat na białostockich blachach
- z lasu słychać było rzężenie piły
- coś zrobiło dużą kupę na środku drogi i nie był to nasz pies, a tym bardziej Pan Kot
- Pan Staszek przeorał talerzówką pole za naszym ogrodem
- i wszystko.
Niezależni od koronaurwisa
Jesteśmy prawie autarkią. Gdyby nie konieczność zakupu michałków (Jacek) i fajek (Ania), wizyty w mieście byłyby niepotrzebne. Ale jeśli już są, to w czasie zarazy sposobimy się do nich jak Ragnar Lothbrok do wikińskiej wyprawy na Paryż.
Mamy odkażony samochód. Jakaż to rozkosz jeździć autem skąpanym w alkoholu! Ania zadbała o samopoczucie kierowcy i wypsikała całe wnętrze rozcieńczonym spirytusem. Żeby zmyć warszawskiego wirusa.
Mamy maseczki, niestety – niczym nie nasączone. I dwa pojemniki z płynem dezynfekującym. Pierwszy – duży, mieszanka spirytusu i wody, zmywa główną falę pandemii z wszystkiego. Z klamek, kluczyka do samochodu, z portfela, torby i kierownicy. Na końcu spryskujemy dłonie.
(Dygresja. Pan Wnuk spryskał dziś rano różane swe gardziołko śliwowicą z atomizera. I coś nam mówi, że było tego całkiem sporo, i nawet się nie skrzywił. Przypadek?)
Drugi pojemnik to już delicje. Dzieło Ani stworzone na złość pandemii, pachnące żywicą, miętą, spirytusem, olejkiem herbacianym i aloesem. Aksamitnie rozlewające się na dłoni, pieszczące zmysły zapachem i delikatnością konsystencji, nadające się bardziej do gry wstępnej niż systemowego ubijania wirusów. Chwilo trwaj! – chciałoby się krzyknąć, gdy Ania pod sklepem leje tę ambrozję na dłonie i zmysłowo rozprowadza ją pomiędzy palcami, mocno tańcząc dłonią na kciuku i masując nadgarstki…. Eeeech… Że też nie ma urzędowego obowiązku stosowania takich rytuałów w alkowie…
TV Koronaurwis
A wracając do rzeczywistości: dobrze, że mamy telewizor. Na zmianę: Koronaurwis Raport, Koronaurwis Uwaga, Koronaurwis Poradnik, Koronaurwis Twoja Twarz Brzmi Znajomo, Koronaurwis Lewica, Koronaurwis Prawica i Koronaurwis Prezydent.
Z koronaurwisem są już orędzia, statystyki, rozporządzenia, wybory, lekcje, konferencje prasowe, piosenki, memy, Gretkowska, Kaszpirowski, fake newsy, zbiórki na Radio Maryja, ćwiczenia jogi, śpiewające balkony, dodatki do gazet i praca zdalna. Czekam na żelki-śmieszki z koronaurwisem, na pizzę koronaurwis i piwo bezalkoholowe z jakimś adekwantnym logo.
Jedynie woda święcona nie ma jeszcze i nie będzie miała legendy koronaurwisa: jak pisze do wiernych były biskup sandomierski, Andrzej Dzięga, nie bójcie się korzystać z wody święconej, bo boi się jej diabeł.
Wniosek? Używajcie wody święconej zamiast spirytusu.
Co na to biskup Głódź?
Jacek
POLECAMY RÓWNIEŻ: Żyjemy w kraju cudownych metafor
plucko10
Posted at 14:13h, 21 marcaJestem pracownikiem ochrony zdrowia i gdybym miała wpływ na szkolenie naszych kadr to z chęcią zatrudniłabym Pana do szkolenia w temacie dezynfekcji rąk. Od teraz zupełnie inaczej będę patrzeć na dezynfekcję przestrzeni między palcami ?
Dziękuję za wprowadzenie mnie w doskonały humor do ciężkim, długim dyżurze.
Pozdrawiam z Białegostoku.
Jacek
Posted at 14:18h, 21 marcaWchodzę w to! ?
I szacunek za to, co robicie.
Monika
Posted at 16:13h, 21 marcaDziękuję? Ubawiłam się przyjemnie. I mam przepis na aromaterapię?
Jacek
Posted at 16:33h, 21 marcaTo my dziękujemy ?