Superblog o ucieczce na wieś
3599
post-template-default,single,single-post,postid-3599,single-format-standard,theme-bridge,bridge-core-3.0.7,qi-blocks-1.2.5,qodef-gutenberg--no-touch,woocommerce-no-js,qodef-qi--no-touch,qi-addons-for-elementor-1.6.6,qode-page-transition-enabled,ajax_fade,page_not_loaded,,qode-title-hidden,qode_grid_1300,qode-content-sidebar-responsive,columns-4,qode-child-theme-ver-1.0.0,qode-theme-ver-29.4,qode-theme-bridge,disabled_footer_bottom,qode_header_in_grid,wpb-js-composer js-comp-ver-6.10.0,vc_responsive,elementor-default,elementor-kit-8015

Żyjemy w kraju cudownych metafor

Jakbym się cofnął w czasie… Dzwoni Ania i z dumą komunikuje: kupiłam papier toaletowy! Odpowiadam: ja też! Sukces! Mamy 40 rolek! Ale miałem dziś jeszcze jedno szczęście – udało mi się kupić pół litra spirytusu i mydło. I to nie na kartki!

Żenujące, prawda? I pomyśleć, że ludzie naszego pokolenia pamiętają czasy, kiedy takie rozmowy i zakupy były codzienną normą. Korona z rolek papieru toaletowego na szyi, czekolada w nylonowej siatce, masło odstane (nie klarowane) w dwustumetrowej kolejce. Schab z kością. Mydło. Proszek do prania. Wszystko pod pachą. Symbole osobistego sukcesu.

I papierosy. Nie pamiętam – jaki był zamiennik papierosów? Na co można było zamienić alkohol? Na czekoladę czy na cukier? Na cukierki? Prezerwatywy?

Dzień stołeczny, dzień zakupów

Dziś środa, a środy to dla nas najczęściej dzień stołeczny, biznesowy. Po spotkaniach poddaliśmy się szaleństwu, rozdzielając siły: Ania polowała w centrum, ja na Woli i Bielanach. Spryciula Anna drogą dedukcji doszła do wniosku, że ludzie, którzy trafiają do sklepu w Złotych Tarasach nie będą raczej kupowali papieru toaletowego – bo kto by później biegł z toaletowym do pociągu?

I miała rację: toaletowy w Tarasach był. Czterowarstwowy! Ja na Młocinach zgarnąłem trzy ostatnie paczki (po 4 rolki) trójwarstwowego – ale w aptece pełna porażka: nie było niczego na spirytusie. Nawet salicylowy zszedł. Był natomiast spray antybakteryjny, w cenie 48 złotych za niewielkie opakowanie. Kupował każdy, choć farmaceuta cierpliwie tłumaczył: działa na bakterie, nie działa na wirusy.

To co, że nie działa?

Nie kupiłem, ufam młodemu farmaceucie. Miesiąc temu kupiłem u niego dwie maseczki, tak na wszelki wypadek. W cenie bodaj 39 groszy za sztukę. Dziś na ladzie leżał stos maseczek.

– Po czemu  te maseczki?

– A po siedem złotych.

– Dwadzieścia poproszę.

Opłacałoby mi się kupić, choć nie kupiłem. W Siemiatyczach chodzą po dziesięć. Takie przebicie!

Mam cynk

Kupiłem za to cynk w tabletkach (nie wiem, czy działa na koronawirusa, ale miałem cynk, że tak) i dopiero rozmowa z Anuszką uświadomiła mi, że działa, ale cynk w pastylkach.

Aha.

Bierzesz pastylkę na język, kładziesz się na wznak i powoli, rozpuszczając się w ustach, cynk cynkuje twoje nosogardło. Lub jak kto woli – nosogardziel. I to działa. Rozwala koronę za koroną.

A na co w kontekście epidemiologicznym działa papier toaletowy? K….a nie wiem! Jak można skojarzyć koronawirusa, który jest NA WEJŚCIU, z papierem toaletowym, który działa NA WYJŚCIU??!

Nie mam pojęcia. Ale Polak wie. I jak mu nadciąga kryzys, to on już wie – w pierwszej kolejności w sklepach zabraknie papieru toaletowego. Pocięte gazety już nie dadzą rady – nikt dzisiaj gazet nie czyta, może z wyjątkiem „Gazety Polskiej”, która chyba jako jedyna nadaje się NA WYJŚCIE.

A przecież nikt jej kupuje. Czy to nie dziwne i paradoksalne?

Polska pełna jest paradoksów. Po raz pierwszy w swoim długim życiu zużyję – mamoooo! – pół litra spirytusu naskórnie, a nie dogłębnie. Zrobimy miksturę spirtu, aloesu i olejku miętowego, żeby to jakiś zapach miało. I będę tym smarował – mówi Ania – wszystko. Kierownicę. Klamkę. Smartfon. Wszystko.

A gardło? Gardło jest NA WEJŚCIU!

Gardła nie. Dlaczego???

Dlaczego coś, co zabija wirusa na dźwigni zmiany biegów w samochodzie nie może go zabić w gardle? Albo – niech będzie – w nosogardzieli? Hę?

Mydlmy się!

Polska jest pełna paradoksów. Usta premiera radzą, żeby ograniczyć kontakty wnuków z dziadkami. Wnuki – wiadomo: noszą korony wirusa w glutach pod nosami. A dziadki wiadomo – pierwsza grupa zagrożenia, najłatwiej ulegają koronacji.

I super. Niech mi więc ktoś powie, jak to się ma do decyzji o zamknięciu szkół, żłobków i przedszkoli, której pierwszym skutkiem będzie przekazanie wnuków (i glutów) pod opiekę dziadków??? To się nie kłóci??? Nie jest paradoksem?

Żyjemy w kraju cudownych metafor. Módlmy się zamiast mydlmy się. Rzymska kuria zamyka msze. Polska przeciwnie – chce zwiększenia ich liczby. Cel jest jeden: zwiększyć odległości pomiędzy wiernymi.

A nie lepiej dać im, ze składkowych pieniędzy z koszyka, po rolce papieru, pół litrze spirytusu i cynku?

Żeby było i NA WEJŚCIE, i NA WYJŚCIE.

Jacek

POLECAMY RÓWNIEŻ: Wiejskie Dancing In The Rain

3 komentarze
  • Małgorzata
    Posted at 19:55h, 11 marca Odpowiedz

    Poprostu genialny tekst. Czytam i płacze ze śmiechu, ale chyba nie wypada bo zagrożenie jest realne i czai się za rogiem.

    • Jacek
      Posted at 19:57h, 11 marca Odpowiedz

      Wypada! W czasach zarazy trzeba się zarażać śmiechem 🙂

  • Anonim
    Posted at 18:39h, 12 marca Odpowiedz

    Ja obecnie jestem w Brukseli . Nie ma żadnej paniki . Sklepy pełne produktów . Nie widziałam jeszcze nikogo w maseczce na ulicy. W środę robiłam zakupy i jako jedyna w markecie byłam w gumowych rękawiczkach . Szkoły funkcjonują , wczoraj zamknęli domy dla osób starszych . W kościele od trzech tygodniu nie ma znaku pokoju z podaniem rąk . Na ołtarzu stoi żel dezynfekujący . Przed komunią ksiądz i szafarze dezynfekują ręce , komunia tylko do ręki . Na razie nie widzę tu paniki jak w Polsce . Pozdrawiam serdecznie.

Post A Comment