27 sty Zadyma. Warto mieć Plan B.
Wyobraź sobie, że w jednej chwili tracisz wszystkie przywileje cywilizacji. Dostęp do prądu, wody, telefonu, Internetu. I że nie możesz się ruszyć z własnego domu. Donikąd. I że nikt do Ciebie nie przyjedzie. Hardkor?
Jeszcze dochodzimy do siebie po poniedziałkowym szoku. Przed południem Anuszka wymknęła się do miasta po zakupy, ja w południe podreptałem z psem na długi spacer w lesie, delektując się ciszą i spokojnie padającym śniegiem. Zadyma przyszła godzinę później.
Taka piękna zadyma
Śnieg w lesie przygiął nieco gałęzie drzew, tworząc misterne kompozycje, i wydawało mi się, że to już kompletnie skończone dzieło. Popada i przestanie, pomyślałem, wyjmując smartfon raz czy dwa, by zrobić jakieś beznadziejnie rachityczne zdjęcie.
Wróciliśmy z psem do domu, padało dalej, przyjechała Ania i ledwie zdążyła udusić trochę warzyw na patelni, pogasły wszystkie światła. Raz na krótko, raz na dłużej, zdarza się co kilka miesięcy, więc ten stan w ogóle nas nie zaniepokoił. Spodziewaliśmy się gości. Dwie fantastyczne i dzielne dziewczyny przedarły się do nas przez błota pośniegowe, z fasonem wjechały na podwórko i ledwie zdążyliśmy się powitać, a i zjeść cokolwiek – wyłączyli prąd na amen.
Źle piszę. To zadyma wyłączyła prąd, nie ludzie. I nie na ostateczny amen, bo tych amenów było kilka, a ostateczny przyszedł dopiero przed północą. Ale ponieważ zastąpiliśmy energię elektryczną energią białego i czerwonego wina, wspomaganą światłem świec, nic nie mąciło naszego dobrego nastroju.
Znów źle piszę. Brak prądu zdecydowanie mącił nastrój gospodarzy, ponieważ w dwóch pokojach ulokowanych w klimatycznej obórce, prąd zasilający pompę ciepła stanowi jedyne źródło dodatniej temperatury. A pokoje, jak możecie się domyślić, są właśnie dla gości. A gościnie zimnych pokoi nie lubią, co zrozumiałe nawet dla nas 🙂
Sielanka do północy
To, co piszę, brzmi na razie jak wstęp do nędznej telenoweli; trzeba przejść do twardych realiów. Śnieżna zadyma na dworze hulała w najlepsze: pierwszy raz tego dnia odgarnąłem śnieg po południu, licząc, że wiele więcej go nie napada. (Dopiero dziś widzę tę swoją naiwność…) Drzewa, płoty, dachy i ściany domu okrywała ciężka, biała maź, klejąca się i nie pozwalająca się odkleić.
Dowód: zdjęcie poniżej obrazuje linkę do suszenia prania, która ma normalną grubość 3 milimetrów. Śnieg zamienił ją w linę o grubości 10 centymetrów.
Z drzewami było jeszcze gorzej. Zostały dosłownie oblepione wielkimi, ciężkimi zwałami mokrego śniegu. Grube na pięść konary pękały niemal na naszych oczach. A droga do siedliska zamieniała się w lodową pustynię. Najpierw dziesięć centymetrów śniegu, potem dwadzieścia, czterdzieści… W miejscach opanowanych przez zadymę i zamieć zwały śniegu miały (mają) grubość 50-70 centymetrów.
Nie, nie dziwię się, że energetyka na Podlasiu tego nie wytrzymała. O północy z poniedziałku na wtorek byliśmy jednym z 18,5 tysiąca gospodarstw pozbawionych prądu. Kataklizm zaczął się właśnie wtedy.
Zadyma na prąd i wodę
Brak prądu w gospodarstwie opartym o energię elektryczną oznacza brak wody: nie działa hydrofor. Nie działa też oczyszczalnia ścieków, to znaczy działa, przyjmuje ścieki, ale ich nie przerabia. No i z braku wody nie ma ich czym spłukać…
Nie ma ani ciepłej, ani zimnej wody. Przy okazji więc nie działa pompa ciepła i rekuperacja. Nie ma dostępu do Internetu, bo router też jest na prąd. Nie ma dostępu do sieci telekomunikacyjnej, choć dla nas to nie nowość, bo T-Mobile ma w pompie takich jak my i sygnał telefonu możemy złapać głównie „na polu”. Tym razem jednak nie było sygnału nawet na polu – padło zasilanie nadajników.
Zostaliśmy więc w totalnej głuszy bez prądu, wody, sprawnej kanalizacji, telekomunikacji, netu i jeśli czegoś nam nie brakowało, to głównie dobrego nastroju, motywacji do przetrwania, wina oraz upieczonego przez Anię chleba, twarogu od Pani Danusi, miodu, dżemów i soczewicy.
Zadyma? Nie zadzwonisz do sołtysa z prośbą, żeby ci odśnieżyli drogę. Bo nie masz jak. Nie dojedziesz do wsi, bo też nie ma jak – nawet nasza Navara nie przebrnie przez takie zaspy. Nie dowiesz się, kiedy włączą prąd, bo nie ma żadnego kontaktu ze światem. Pozostaje czekać.
Marzenia i rzeczywistość
We wtorkowy poranek mieliśmy z Anią dwie refleksje. Pierwsza o sile i pięknie natury. Zobaczyliśmy połamane konary drzew, które padły pod naporem śniegu. Zobaczyliśmy tę beznadziejnie przepiękną okoliczność przyrody w postaci śnieżnych kopców, zwałów, nawisów, figur plastycznych, tę złowrogość i bajeczność jednocześnie. I nie mogliśmy oderwać oczu. I marzyła nam się kaaawa! Kawa! Oddam sto butelek wina za jeden kubek gorącej kawy!
Druga refleksja dotyczyła sztuki przetrwania. Jak żyć w świecie pozbawionym iluzji? Nie masz prądu (nie obejrzysz wieczornych „Wiadomości”…), nie ogrzejesz domu i nie masz wody, bo woda z głębokości 30 metrów ciągnięta jest przez włoską pompę i pompa, jak T-Mobile, ma w pompie twoje potrzeby, gdy nie dasz jej prądu.
Nie masz wody? Możesz ją mieć ze śniegu. Zebraliśmy więc do wielkiej misy kopę śniegu i już po dwóch godzinach z kopy zrobiło się kilka szklanek wody. Szczęśliwie, ciągle mamy zapas porąbanej brzeziny. Rozpaliliśmy więc ogień w piecu chlebowym, do którego Ania przytomnie wstawiła garnek z wodą (przeżył atak 300 stopni) i już w południe… popijaliśmy świeżo zaparzoną kawę po turecku. Smakowała nieprzytomnie. Jak nigdy.
A zadyma na zewnątrz trwała w najlepsze. Zaspy i zwały śniegu przerastały nas i psa…
W desperacji otworzyłem wieko od kopanej studni, której nie używamy od pięciu lat. Wciągnęliśmy kilka wiader wody i wreszcie mieliśmy zapas. Zrobiło się raźniej, choć ciągle strach. Dziewczyny zjadły sałatkę, dodaliśmy sobie animuszu nalewką i poszliśmy strząsać śnieg z drzew i krzewów. Prądu nie było nadal.
Warto mieć alternatywę
Zawsze trzeba mieć plan B. To najważniejsze, choć proste spostrzeżenie po minionych wydarzeniach. Na początek wystarczy agregat prądotwórczy. Nie musi mieć wielkiej mocy, ważne, żeby był i żeby jego przyłącze było zaplanowane już w fazie budowy lub remontu wiejskiego domu. U nas przyłącze jest, ale agregatu nie ma – ciągle były jakieś ważniejsze sprawy. Na wsi agregat jest jednym z najważniejszych elementów wyposażenia. Teraz już wiem, dlaczego.
Doceniam fakt posiadania studni. Ujęcie głębinowe to jedno ze źródeł, ale warto mieć alternatywę. Albo choć kilka dużych baniaków z wodą. Na wszelki wypadek, zwłaszcza zimą.
Nigdy tak ciepło nie myślałem o traktorku ogrodniczym. Też był zawsze w sferze marzeń i celów, ale – kiedyś tam, przy okazji, jak będą pieniądze. Do odśnieżania w takich warunkach byłby jak znalazł. Nie zbierze wielkiej nawały śniegu, ale gdy systematycznie nim odśnieżać – spełni swoją rolę. A tak? Mam w mięśniach tony śniegu z podjazdu przerzucone łopatą na wielkie pryzmy.
Na zimę trzeba się przygotować…
Zadyma obnażyła też nasze braki w tzw. długich żerdziach. Cokolwiek masz – wysoką drabinę, długi na kilka metrów kij – wszystko jest dobre, by strząsnąć śnieżne nawisy z koron drzew, zwłaszcza w górnych partiach. Inaczej będzie jak u nas: zwałowisko połamanych gałęzi. I nie da się tu niczego zaczarować rzutem kanką ani podskakiwaniem – żeby zdjąć grubą warstwę śniegu z drzew lub dachu, potrzebny jest sprytny, długi drąg.
Na pewno wiem też, że przyda się nam jakaś konstrukcja, która służy odgarnianiu śniegu z paneli fotowoltaicznych, anteny satelitarnego Internetu i anten telewizyjnych. Przyda się dobra szufla do śniegu, a najlepiej dwie: pojedyncza i podwójna.
Wiem z poprzednich zim, jak dobrze działa popiół podsypywany pod koła samochodu, który nie może wyjechać na drogę. Popiół albo choć kilka łopat piasku – rzecz na zimę niezbędna. Tak samo jak dobrze nasmarowane mechanizmy bram przesuwnych.
Wiem też, jak bardzo warto mieć w planie B dostatecznie dobrą latarkę, albo lepiej kilka latarek w strategicznych miejscach. Świece, lampy zasilane bateriami – to też must have. Podobnie jak power bank do zasilenia smartfonu.
Ale nade wszystko ważna jest pomysłowość, kreatywność i… pozytywne myślenie. W końcu – kiedyś przyjadą i odśnieżą drogę. Kiedyś włączą prąd (kiedy to piszę, prądu nie ma 12,5 tysiąca gospodarstw na Podlasiu) i uruchomią nadajniki nawet najgorszej sieci (kłaniamy się nisko T-Mobile).
Zimowa zadyma, w odróżnieniu do politycznej, ma to do siebie, że kiedyś się kończy. Pozostaną po niej zdjęcia, wspomnienia i przestrogi. U nas prąd włączono po 24. godzinach. Znamy siedliska i kolonie, na których nie ma go do tej pory i do których ciągle nie można dojechać. Ale warto się przygotować na każdą taką okoliczność, mieć w tyle głowy, że z zimą na wsi nie ma żartów: jak przyciśnie, to… przyciśnie. I nic nie poradzisz. Trzeba przetrwać.
Jacek
POLECAMY TAKŻE: Czekając na mróz. Ten prawdziwy.
Jacek
Posted at 05:54h, 28 styczniaMądra starsza pani powiedziała mi kiedy wprowadzilem sie do mojego starego „drewniaka”. „Nie burz pieca i nie zasypuj studni”… Dzieki temu mozemy przetrwać takie dni. U nas bez pradu 3 dni.
Ps. Do babcinej rady dorzucilbym jeszcze slawojke. Zawsze to jakas alternatywa kiedy wody brak w toalecie;)
Henryk
Posted at 11:08h, 31 styczniaPanie Jacku ….kogo jak kogo ale ….Pana zaskoczyła …Pana który już trochę mieszka na kole .. Podbiegunowym”…. To ja biorę przykład z Pana ….a Pan tu takie ….. Agregat ,zapas paliwa , studnia ,zapas opału …Ja to już myślę o budowie schronu …kto wie co ten mały wykombinuje….
Ciepło pozdrawiam
Henryk
Jacek
Posted at 12:00h, 31 styczniaNoooo cóż… szewc bez butów… Ale zaskoczyła nas zima średnio, bo poza agregatem wszystko mamy, od świec i latarek aż po studnię i zapasy. Gorzej z łącznością.