10 sie Żywot człowieka potliwego na afrykańskim Podlasiu
Piszę ten tekst w niedzielę wieczorem, na tarasie, sklejony plecami z fotelem. Jak się odkleję, są przede mną dwie możliwości…
Albo skóra zostanie na fotelu i obejrzę mięso własnych pleców. Albo zerwę razem ze skórą obicie fotela i pójdę w świat z lnianym pokrowcem w kratę, trwale związanym z plecami. Jest tak gorąco, że idzie zwariować. Mam wrażenie, że przyklejam się dosłownie do wszystkiego.
W ciągu dnia na zewnątrz plus trzydzieści i wydaje się, że stale rośnie. Przeszedł nad nami mały deszczyk, fakt, ale wyłącznie spłukał kurz z samochodu Ani, nie pozostawiając żadnych złudzeń: litości nie będzie.
Hortensje, nawet jeśli je wieczorem obficie podlać, w ciągu dnia zwieszają liście do samej ziemi, na znak protestu. Trawa? Nie ma już trawy, jest jakiś szeleszczący suchością chodnik. Pies? Dokopał się do Grenlandii w poszukiwaniu chłodnej ziemi. I nic. Nawet kot, któremu nie przeszkadza spanie na rozgrzanych kamieniach, też chyba ma dosyć. A człowieki? Co mają powiedzieć człowieki?
Żywot człowieka potliwego
Albo się starzeję (jasne, że nie, choć cicho podejrzewam, że jednak), albo świat od dwóch lat wpada w jakąś dziką gorącą paranoję i z coraz większym trudem przychodzi mi oddychać, ruszać się i myśleć w upale.
Ja, chłopak z kołobrzeskiego kurortu, nawykły do plażowego żaru, nie jestem w stanie wytrzymać nawet godziny w tej pogodzie. Chowam się w domu, snuję, smędzę, podsypiam, popijam wodę i rieslinga, i myślę tylko o jednym – kiedy to się skończy?
Z wiekiem obniża mi się tolerancja na wzruszenia i gorączkę. Mogłem kiedyś oglądać nawet najbardziej łzawe dramaty – i nic. Ściekało po mnie, to tyko film, myślałem, biorąc do ręki kolejnego michałka i przerzucając program. A teraz? Oglądam czyjąś tragedię, widzę cudze wzruszenie, słyszę hymn i od razu gula w gardle. Jakbym nie chrząknął, to pewnie zacząłbym łkać. Nigdy tak nie było! A teraz jest.
Z letnią temperaturą mam podobnie. W czasie nauki (technikum i studia) co roku w czasie wakacji kosiłem trawę jako pracownik fizyczny kołobrzeskiej Zieleni Miejskiej, dorabiając na wyjazdy w góry, do NRD, Czechosłowacji i Budapesztu. Nie pamiętam, bym kiedykolwiek tak się pocił, całymi dniami ciągając i pchając komunalną kosiarkę. Brało się litr mleka, cztery bułki i wystarczało na cały dzień. Po trzynastej majster Wiśniewski wysyłał jednego z nas po dwa bełty (dzieciom wyjaśniam: to takie wino owocowe) i jakoś udawało się dotrwać do końca dnia pracy. Na luzie, w największym żarze. Prawie bez potu.
Nigdy nie odczuwałem upałów tak sromotnie, jak teraz. Przykład? Kucałem dziś na podjeździe, wyrywając chwasty, które z uporem maniaka wdzierają się w każdą szczelinę bruku. Po pięciu minutach poczułem krople potu na szyi, po dziesięciu – pot zaczął kapać na bruk. Nic, co robiłem, nie wymagało ekstremalnego wysiłku. Ot, wyrywałem zielsko, tylko tyle. A jednak pociłem się i męczyłem jak osioł sunący pod stromą górę.
Co to jest??!
Starość? Zmiany klimatyczne? Inny rodzaj żaru niż przed laty? Odmienna przemiana materii? Krążenie? Nadmiar wody w organizmie? Zespół stresu pourazowego (powyborczy)? Syndrom wypalenia zawodowego? LGBT? Jakieś inne wytłumaczenia?
Szlag trafia – pocę się na stare lata mocniej niż zwykle, inaczej niż zwykle. Ruszam łopatą – głowa w kropelkach potu. Mózg pracuje – pot na skroniach. Wyrywam chwasty – krople na powiekach. Czytam informacje doktora Google i nie podpadam pod żaden przypadek.
To nie jest nadmierne pocenie się – to jest pocenie się w tych oto okolicznościach przyrody! Nie mam zawału, cukrzycy, menopauzy, nadczynności tarczycy, otyłości, białaczki i COVID-19 – ja się po prostu pocę, bo słońce napieprza tak, że mój organizm odmawia posłuszeństwa!
Jeśli więc żadna jednostka chorobowa nie odpowiada za mój stan sklejenia pleców z fotelem, to co? Globalne ocieplenie? Nerwowość spowodowana upadkiem państwa prawa? Wkurw na Wiadomości? Porażka Realu Madryt z Manchesterem City? Gol Lewandowskiego?
Odpowiedź, jak zawsze, przyszła od Ani. Mojego ukochanego anioła stróża, opiekunki ogniska domowego, dobrego ducha, najlepszej zołzy pod słońcem i mistrzyni pierwszej pomocy:
– Zdejmij spodenki. Ściągnij skarpetki. Weź prysznic. Przyjdź nago na taras. Nie ruszaj się. Nie myśl. Patrz na las. Kontempluj. I pomyśl, że wkrótce będzie zima.
Jeśli zobaczycie w poniedziałkowe rano kogoś w czerwonej, puchowej kurtce, z kawą w dłoni, na tarasie, bez skarpet i spodni, bezmyślnie patrzącego na las i szczękającego zębami, to będę ja. Wyobrażający sobie, że już jest zima.
Czego nam wszystkim w ten upalny sierpień życzę.
Jacek Ugotowany
POLECAMY TAKŻE: Sceny z życia w upałach
No Comments