Superblog o ucieczce na wieś
8048
paged,page-template,page-template-blog-masonry-date-in-image,page-template-blog-masonry-date-in-image-php,page,page-id-8048,paged-4,page-paged-4,theme-bridge,bridge-core-3.0.7,qi-blocks-1.3.3,qodef-gutenberg--no-touch,woocommerce-no-js,qodef-qi--no-touch,qi-addons-for-elementor-1.8.1,qode-page-transition-enabled,ajax_fade,page_not_loaded,,qode-title-hidden,qode_grid_1300,qode-content-sidebar-responsive,columns-4,qode-child-theme-ver-1.0.0,qode-theme-ver-29.4,qode-theme-bridge,disabled_footer_bottom,qode_header_in_grid,wpb-js-composer js-comp-ver-6.10.0,vc_responsive,elementor-default,elementor-kit-8015
Z daleka wygląda to co najmniej dziwnie: tuż obok małego sadu jaśnieją drewniane skrzynie, tworząc ogrodnicze miasto. Zanim stworzyliśmy podniesione rabaty, uprawiałam warzywa bezpośrednio w gruncie. Narobiłam się maksymalnie, a rezultat był marny. Jak jest teraz?
Dziś odrobina mistycyzmu, ciszy i historycznej refleksji :-) Znacie Grabarkę? Jeśli nie – w długi majowy weekend lub latem koniecznie trzeba ją odwiedzić!
Pleców nie czuję. A Anuszka kolan. Jakkolwiek dwuznacznie to brzmi – stan jest dokładnie taki, jak opisałem :-)
Za nami pracowity weekend. Ciepło, plus siedemnaście! Przycięliśmy wrzosy, bo już czas. Posadziliśmy hortensje, cisy, pięknotkę (ale fajna nazwa!), miliard kwiatków, a na końcu – posadziliśmy nasze tyłki. Na trawie. Ze zmęczenia.
Przekopane zostało, podlane i zagrabione. Teraz pora na spotkanie z Wami.
Od ich podlaskiej chaty w Ossolinie dzielą nas jakieś cztery kilometry. Mentalnie, tak mi się wydaje, jesteśmy dużo bliżej, choć Wióry, to Wióry, wiadomo, klasa sama w sobie, radość tworzenia i profesjonalizm w czystej postaci. Niedawno ukazała się kolejna książka Kasi Sawko, animatorki projektu Wióry lecą, a ja właśnie skończyłem ją pochłaniać.
Pamiętaj: na wsi daleko od miasta jesteś dla sieci komórkowej nikim. Zerem jesteś. Nie warto w Ciebie inwestować, bo w zera się nie inwestuje. Co innego, gdybyś był fabryką. Albo choć osiedlem, miastem. Ale ponieważ jesteś tylko mieszkańcem, sztuką, a wokół Ciebie są wyłącznie lasy i pola, Sieć powie Ci elegancko – spadaj.
Daję dziś w połowie sentymentalny i w połowie prześmiewczy tytuł, dość trafnie obrazujący nasz wczorajszy nastrój. Byliśmy na targach Green Days w Nadarzynie pod Warszawą, pośród tłumów ludzi. I prosimy organizatorów: nie róbcie nam tej przykrości już nigdy.
Nasze ziemniaki zjadła najpierw tajemnicza siła. Dosłownie: wessała je pod ziemię. Kolejne – zwariowały, a my razem z nimi. Nie, to nie jest kryptoreklama przemysłu spirytusowego. Opisuję wydarzenia, które działy się naprawdę. Horror z ziemniakami w głównej roli.
Też tak macie? Siadam do pisania. Patrzę w prawo: o, książka. Coś tu miałem zaznaczyć! Zaznaczam. Wracam do klawiatury. Zaczynam pisać. A, sprawdzę co tam w Sieci. Oglądam jakiś trailer Netflixa, czytam newsy. A, jeszcze sprawdzę fejsa! Sprawdzam. Wracam do pisania. Oj! Miałem przelewy zrobić. Robię. Wracam do pisania. Ach, kawa! Idę zrobić kawę…
Przepraszam, że tytuł i zdjęcia nie są dziś odpowiednio lifestyle’owe, ale uprzedzaliśmy – wieś to nie jest wybieg dla modelek. Tu się albo zasuwa, albo zapyla, albo śpi. Można też… trochę się posprzeczać o standardy wiejskiego życia.
Bierzemy się do roboty. Razem z pszczołami, trzmielami, bzygami i motylami. W końcu to już prawie wiosna, a wiosna zobowiązuje!

Zaczytałam się w tej niepozornej książce. Do sosnowego lasu mam dziesięć metrów, więc pomyślałam – to coś dla nas! Zaczyna się intrygująco: Nosisz w sobie las

Powtarzamy je każdego dnia. Do znudzenia. W niektóre gorliwie wierzymy, inne są częścią naszego języka. Brzmią banalnie i są banalne. Czasami bywają prawdziwe, a często są do podważenia. Oto 10 największych banałów o życiu.
Kopnęłam się wczoraj do miasta. Sama. Autem. Do Dużego Miasta. W obie strony wyszło jakieś 340 kilometrów. W stronę TAM jechało się bardzo szybko. Ale Z POWROTEM jeszcze szybciej: napędzała mnie głupota. I starość.
Dziś kolejna część naszych rozmów odkładanych w czasie… Wy piszecie i pytacie (w komentarzach pod postami, na Facebooku, Instagramie), my odpowiadamy. Albo przynajmniej się staramy.
Zanim przenieśliśmy się na wieś, byłam własnością rzeczy, które sama kupowałam. Moim właścicielem były buty i ciuchy. Właścicielem wiecznie głodnym kolejnych par i kolejnych sztuk.
Co pozostało w Tobie z lektur sprzed lat? Powiedzmy – z pierwszych dwudziestu lat życia? Moja lista 10 najlepszych książek, które kiedyś do spodu przeorały mi świadomość, nie jest zapewne unikatowa ani wybitna. A jednak to właśnie te powieści i reportaże zostały ze mną do dziś. I ciągle mocno tkwią w głowie.
Ależ ona ma moc, ta wiosna! No, prawie wiosna… Wystarczyły dwa dni na dobrym plusie i ze słońcem, a my już w siódmym niebie. Ponieważ weekend był zabójczo piękny i energetyczny, przyjmujemy za motyw przewodni rozpoczynającego się tygodnia hasło: Nieznośna lekkość ruchu.

Celebruj drobne przyjemności każdego dnia – czytam na okładce książki – i celebruję. Twórz ciepłą oazę spokoju i żyj przytulnie – tworzę i żyję. Uwolnij się od perfekcjonizmu – staram się! Jeśli więc wszystko wykonuję zgodnie z przykazaniami, to dlaczego poradniki z cyklu „Jak żyć, żeby było cudownie” tak mocno mnie drażnią i śmieszą?

Raz w miesiącu chcemy na naszym blogu wracać do Waszych komentarzy pod postami i na Facebooku. Nie wszyscy je czytają, czasami potrafią przemknąć niezauważone, a bywają dużo lepsze od tekstów, które piszemy. Dziś pierwsza próba: Wy piszecie, my odpowiadamy lub po prostu oddajemy Wam głos.  

Przenieś się do oazy spokoju i zacznij żyć w harmonii z przyrodą… Czy to jest łatwe? Jest, pod warunkiem jednak, że sama sobie dasz przyzwolenie na... zielone palce. Chcesz mieć takie paluszki? Ja mam!

Tak, jestem żałosnym niewdzięcznikiem, ale śmieszą mnie dowcipy o Podlasiu. Głównie te, w których najważniejszą rolę odgrywa język i zwrot: DLA MNIE/CIEBIE, zastępujący dwie formy celownika w zaimku „ja” lub „ty”. Wymiękam przy tekstach takich, jak „Jezu, ufam dla Ciebie” i nic na to nie poradzę :-) 

Poranny spacer przy minus 17: pięknie jest! Zero kataru, świeżo, radośnie, pełno dobrej energii dookoła.

To jest tekst dla mieszczuchów o gołębich sercach i wieśniaków takich jak my: świeżo upieczonych. Rzecz o dokarmianiu ptaków, szalenie istotna o tej porze roku. Dziś nocą na naszych termometrach było -20 stopni, nad ranem zelżało do -12, a w ciągu dnia do -7. Pies i kot grzały tyłki na ogrzewanym ganku, my przy piecach, a ptaszory?

Przeciętny mieszkaniec  Mongolii ma około trzysta przedmiotów. Tyle mu wystarcza, by cieszyć się życiem. Japończyk ma 6 tysięcy. A Ty? A my? Co jest naszym minimum? Ile potrzebujemy, by dobrze się czuć?

Ta książka jest dla nas jak spotkanie ze starymi przyjaciółmi. Jej autorkę, Natalię Sosin-Krosnowską znamy z cyklu telewizyjnych programów „Daleko od miasta”. Tam też poznaliśmy wielu bohaterów jej opowieści.
Pół dnia grabiłam dziś liście, tworząc z nich jedenaście autonomicznych stert. Rąk nie czuję i dlatego proszę mnie nie denerwować pytaniami, czy grabienie liści ma jakiś głębszy sens? MA!!! I za chwilę to udowodnię.