Superblog o ucieczce na wieś
8048
paged,page-template,page-template-blog-masonry-date-in-image,page-template-blog-masonry-date-in-image-php,page,page-id-8048,paged-3,page-paged-3,theme-bridge,bridge-core-3.0.7,qi-blocks-1.2.5,qodef-gutenberg--no-touch,woocommerce-no-js,qodef-qi--no-touch,qi-addons-for-elementor-1.6.6,qode-page-transition-enabled,ajax_fade,page_not_loaded,,qode-title-hidden,qode_grid_1300,qode-content-sidebar-responsive,columns-4,qode-child-theme-ver-1.0.0,qode-theme-ver-29.4,qode-theme-bridge,disabled_footer_bottom,qode_header_in_grid,wpb-js-composer js-comp-ver-6.10.0,vc_responsive,elementor-default,elementor-kit-8015
Wczorajsza przekąska: sałatka z bobu, fioletowych ziemniaków, pietruszki, szczypiorku i majonezu…  Proste danie, które skwitowaliśmy z pewnym zdziwieniem i dumą jednocześnie: hej, staliśmy się prawie samowystarczalni!
Nie czujemy rąk i pleców, ale jesteśmy zawzięci. Tym razem musi się udać! Nasza pierwsza łąka kwietna była porażką. Kupiliśmy miliard nasion i do nich mieszankę łąkową, wysialiśmy, dosypaliśmy trochę nasion trawy i…? Katastrofa.
Czasami warto się zgubić, żeby coś znaleźć. Ruszyć przed siebie, nie wyznaczać celu i nie ograniczać się czasem ani kilometrami. Po prostu iść lub jechać i przyglądać się światu. Tak zrobiliśmy i tak trafiła nam się Pohulanka.
No, dobra. Przyznajemy: wyłączyliśmy się. Dla higieny ducha. Dla świętego spokoju. I na dłużej niż zwykle. I niechcący trafiliśmy do piekieł.
Wylegliśmy na łąkę przed domem. Na wprost gwiazd i Księżyca. Wbijaliśmy oczy w niebo (za miastem), by nie ominął nas ani jeden fragment spektaklu pod nazwą „Deszcz perseidów”. Nasze niebo nocą zawsze jest ciemne. A Twoje?
Mogę je układać każdego dnia i zawsze będą mnie zaskakiwały. Nigdy nie robiłam tego w mieście, a tutaj bawię się kolorami i niemal codziennie wprowadzam do domu  inny nastrój. Wiejskie bukiety są naprawdę fantastyczne!
Na koniec Światowego Dnia Pszczół mam dla Was radosny, letni wybór – 10 kwiatów najlepiej nadających się do wiejskiego ogrodu i najbardziej kochanych przez pszczoły oraz wszystkie inne zapylacze.
W samym środku lasu. 600 metrów od nas. Przez trzy dni non stop. Sangha Festival – muzyka Goa i Psychedelic, mocne wibracje, głębokie basy, trans. Zorganizowany przez hipokrytów, którzy nie jedzą mięsa, ale dobijają zwierzęta dźwiękami.
Miała być spontaniczna, poetycka relacja, a będzie raport z pola walki o przetrwanie. Muszę go napisać – w formie Listu Do Kobiety, Która Wyjechała i Zostawiła Mnie z Tysiącem Drobnych Zadań.
Dziś, jutro i pojutrze odpoczywamy, OK? Wszyscy! I my, i Wy. I dla relaksu na koniec tego wpisu mam dla Was krótki film, motylkową impresję. Powstawał nieśpiesznie... Kiedy wybuchły na niebiesko zagony kocimiętki, motyle biły się o nektar z trzmielami. O co walczą teraz?
Lato, prawie środek lata. Przeżyliśmy saharyjskie upały i suszę, weszliśmy w fazę wichrów i monsunowych deszczy, które suną po naszym niebie jeden za drugim i ani myślą się zatrzymać. Czekamy na normalność.
Płodozmian, czyli uprawy naprzemienne. Jak je stosować? Czym są uprawy współrzędne? I dlaczego ważna jest dokumentacja ogrodu, także ta robiona latem. Dziś lądujemy na warzywniku.
To już szósta powieść. Łącznie kilka tysięcy stron, wszystkie zapisane pokrętnymi intrygami szpiegowskimi i wszystkie pisane z pasją. I w każdej można doszukać się drugiego, trzeciego dna. Panie Vincencie, przez pana zarwałem już łącznie kilkadziesiąt nocy!
Czy robiliście kiedyś sesję fotograficzną facetowi, który dał się w życiu sfotografować dwa razy? Pierwszy raz po komunii, a drugi  – do dowodu osobistego, bo chciał wyjechać do Czechosłowacji. Chyba już wiecie z czym musiałam się zmierzyć…
Umówiliśmy się z Anią, że nie piszemy na siłę. Że opowiadamy historie, które dotknęły nas bezpośrednio i które razem przeżyliśmy – albo dzielimy się z Wami wrażeniami, radami, pomysłami i lękami, które sami odczuwamy. A tu nic. Pustka w głowie. Burza w głowie.
Wzruszające. I zabawne. Krowia mama biega za swoją córką po podwórku i muuucząc – w końcu nie bez przyczyny na imię ma Mućka – usiłuje przywołać do porządku brykające dziecię.
Prawie nic nie łączy mnie z kobietami pokolenia X, więc książkę Justyny Moraczewskiej przeczytałem bez specjalnego zaangażowania. Czy dowiedziałem się czegoś więcej np. o Ani? O tym opowiem na samym końcu…
Hej, zróbcie coś! Ania naprawdę chce zostać wiejską szafiarką! Popularność pierwszej sesji mocno ją rozzuchwaliła, dziś publikujemy kolejną, a w planach jest dalszych szesnaście! W tym jedna, o zgrozo, ze mną! Jestem przewidziany jako model w sesji "Widły Style Hot Trends". Nie wiem jeszcze o co chodzi, ale mam już przygotowane skarpety. Od tego się zacznie!
Każdą negatywną myśl można zastąpić myślą pozytywną. Nauczyliśmy się tego. Nie generujemy wewnętrznych wojen. Nie kłócimy się, nie strzelamy fochów. Umiemy złe słowa obrócić w żart, a przede wszystkim umiemy nie używać złych słów.
Niby nie wolno, niby są jakieś granice, ale… mamy wrażenie, że oni są wszędzie. Czają się, obserwują nas, czasami wyglądają tak, jakby prosili – przygarnij mnie, proszę, przygarnij! No i cóż… Ania przywlokła właśnie kolejnego. Mamy już co najmniej dwudziestu imigrantów!
Najpierw spędziła godzinę przed lustrem. Niby żadna nowość w życiu kobiety, ale zawsze to sygnał dla faceta – wiedz, że coś będzie się działo! Wyłoniwszy się z łazienki (włosy, make up, oko, pazur) podeszła do szafy z wielkim znakiem zapytania na twarzy – I co my tu mamy?
Dawno nie czytałem tak dobrego reportażu z Polski. Smakuję „Orzeszkowo 14” i mocno doceniam: wiem, ile trzeba wysiłku i pasji, by skonstruować tak dobrze udokumentowaną opowieść i tak pięknym językiem ją napisać.
Przychodzi niepostrzeżenie i niszczy wszystko, co kruche i delikatne. Nie bierze jeńców, nie zważa na nic. Możesz się przed nim bronić, ale większych szans na wygraną nie masz. Przeklęty żywioł…
Masz ogród, ogródek, ogródeczek, albo choć balkon wypełniony kwiatami – i szlag Cię trafia, gdy jakieś łajzy zaczynają Ci podjadać liście lub kwiaty? Ten tekst jest właśnie dla Ciebie.
Chyba spóźniłem się z tą książką. Wydano ją w ubiegłym roku, mnie dopadła na półkach dopiero teraz. Ale warto ją polecić, zwłaszcza teraz, przed wakacjami.
Wieczór sam się nam zrobił sentymentalny. Sam z siebie! Zaczęło się od „Sound of Silence”, usłyszanego przy wyjściu z Arkadii, ale nie w wersji Disturbed, która żegnała Pawła Adamowicza, lecz w oryginale. …Witaj ciemności, moja stara przyjaciółko… I ciarki nas przeszły.
Wiecie, co nas z Jackiem różni? On jest słowno-muzyczny, ja obrazkowo-muzyczna. On czyta, ja oglądam. Jacek myśli słowami, ja obrazami. I pewnie, gdybym miała przytoczyć listę filmów z mojej  młodości, byłoby mi znacznie łatwiej – przed oczami przesuwa mi się masa wspomnień filmowych. Podobnie jest z muzyką. Ale książki?
Zupełnie inaczej patrzę na własną motywację do działań. Nakręcam się do życia w inny sposób, małymi sukcesami. Nie poluję już na wielki „złoty strzał” i wspaniałą okazję, nie stawiam sobie zbyt dalekosiężnych celów, ciesząc się nawet minimalnymi osiągnięciami każdego dnia. Napędzam się lepiej niż kiedykolwiek! Dlaczego?
Wszystko niby jest inaczej. Obżeramy się, ale jakby zdrowiej. Częściej gościmy na dworze, bo słońca w tym roku jest pod dostatkiem. Ciepło, zielono.