15 kwi Powielkanocne okruchy
Dziwne to były święta. Rodzinna Wielkanoc w Messengerze. I w pracy. Dacie wiarę, że po wielkanocnym śniadaniu można pójść prosto do stolarni, włączyć szlifierkę, zetrzeć starą politurę ze ścianek szafki na kieliszki i farbą w sprayu przemalować ją na biało? Można.
Nasze babcie przewracają się w grobach – Pamiętaj, żebyś dzień święty święcił!, powtarzała babcia Wiera – ale przecież żadna z nich nie używała aplikacji do komunikowania się ze światem, żadna nie znała rządowych restrykcji na okoliczność pandemii i nie była zmuszona, by siedzieć w domu przez miesiąc. Choć prawdą jest również, że żadna z nich nie podróżowała przez całe życie tak często i tak daleko, ile my potrafiliśmy podróżować przez rok.
Okruchy historii
Mieliśmy w rodzinie ciocię Anę. Mieszkała samotnie we wsi Drawsko, na skraju Puszczy Noteckiej. Jej świat ograniczał się do Drawska, do Noteci, do lasów w okolicy. Mówiła (bez specjalnego żalu), że dalej niż w Poznaniu nie była nigdy, a była jeden raz.
Dla niej pandemia trwała przez całe dorosłe życie. Pole, ogród, dom, kury, chlewik, sklep, rzeka – świat zamykał się w kwadracie kilku hektarów. Czy była nieszczęśliwa? Nie wiem, nie przyszło mi do głowy, żeby zapytać. Po prostu: ciotka Ana była w swoim domku zawsze. Czasami przed: na ławeczce, z której dało się śledzić ulicę.
Jej szwagier, Józef, życie miał tęgie. Był trefciarzem. Flisakiem spławiającym drewno z bindug, w których formowano je w tratwy. Zapuszczał się z tym drewnem Notecią aż do Warty i Odry, w stronę lepszego świata. Spławiali je spod Bydgoszczy – cała rajza trwała kilkanaście dni, z dłuższym postojem w Ujściu, gdzie Józef zamawiał dwadzieścia sznek i wszystkie je zjadał na jedno posiedzenie.
Szneki to drożdżowe bułki; te z glancem były lepsze, miały cukrową polewę. Ale dwadzieścia sznek to dla trefciarza po tygodniu spływu było mało, zamawiał więc drugie tyle i z tych dwudziestu dawał radę szesnastu – czterem nigdy nie mógł sprostać. Ale zamawiał dwie dwudziestki, taki szpan i taka moc.
Więc Józef, w proporcji do życia Any i do pandemicznej współczesności, to był gość. Podróżnik, wolny człowiek, którego nie imały się ograniczenia. Płynął, widział kawał świata, spotykał ludzi.
My dzisiaj jesteśmy jak ciotka Ana: zatrzymani na postoju. Z zaciągniętym hamulcem.
Okruchy teraźniejszości
Na przekór wszystkiemu, próbujemy się ruszać. Robić coś, choćby nie miało to większego sensu. Choćby można było to odłożyć z powodu świąt. Nie musiałem przecierać i malować starej, kupionej za grosze szafki, która w niedzielę wielkanocną zawisła na ścianie salonu – lśniąc ustawionymi w niej kieliszkami. Ale na złość pandemii, miesięcznemu zawieszeniu i telewizyjnej monotematyczności, wziąłem do ręki szlifierkę i zdarłem stare, pomarszczone powłoki. Żeby zrobić coś, cokolwiek, co odwróci złe myśli.
Wyobrażam sobie (albo może byłoby lepiej: nie wyobrażam sobie) jak może wyglądać życie czteroosobowej rodziny, która gnieździ się na 50 metrach kwadratowych, w mieszkaniu na piętrze wieżowca, z balkonikiem dwa na dwa metry. Można dostać w głowę z zamętu i natłoku emocji. Można popaść w stany depresyjno-lękowe albo rzucić się na bezsensowne zakupy – to ja pójdę do kolejki, bo tu już nie wytrzymuję – albo popaść w stupor, gapiąc się w TVP1 lub w TVN (zależnie od tego, którą połowę prawdy chcesz zobaczyć).
Jest coś irracjonalnego w tym, co robimy podczas pandemii – i jest coś wspaniałego jednocześnie. Wiem, że ciężko, ale czyż nie oddychamy wreszcie pełną piersią od naszych idiotów-przełożonych, których nie widać, a często i nie słychać? Czyż nie śpimy teraz dłużej, a zawsze czekaliśmy na weekend, by „odespać”? Czy nie mamy więcej czasu na ogarnięcie domu, siebie, książek, zaległych filmów?
Okruchy filmowe
Z filmami to u nas cała historia. Nie ma wieczoru bez jednego-dwóch filmów z platform streamingowych. Nie zdążyliśmy zobaczyć wcześniej „Parasite” i „Bożego Ciała”, dzięki wirusowi udało się nadrobić tę zaległość.
Przyznaję: nie rozumiem fenomenu „Parasite” w konfrontacji z siłą „Bożego Ciała”. Film Komasy wbija w fotel, porusza, wzrusza, ryje mózg długą i głęboką bruzdą. Koreański obraz to opowiastka, historyjka o krzywym zwierciadle, w którym przeglądają się społeczne nierówności. Thriller wydumany, szokujący wydarzeniami, ale na swój sposób nudny, płaski.
„Boże Ciało” to nasze pandemiczne odkrycie, choć Ania, oglądając go, nie wytrzymała z emocji. „Parasite” to przy filmie Komasy balonowa guma do żucia, film na jeden wieczór, do zapomnienia. Podobnie jak czwarty sezon „Domu z papieru”, wchłonięty przez trzy noce, coraz mniej fascynujący, albo może wprost – słaby. Lepszy od serialu był making of, świetnie zmontowany i opowiadający ciekawą historię.
Prawdziwy hit pandemii, poza „Bożym Ciałem”, to „Unorthodox” o ucieczce od radykalizmu. Historia Esty, młodej żydowskiej dziewczyny, która w wieku 17 lat zostaje żoną ultraortodoksyjnego Żyda, jednego z nowojorskich Chasydów. Po dwóch latach, w pierwszym trymestrze ciąży, ucieka ze swojego świata do wolności – do Berlina, który Chasydom kojarzy się wyłącznie z Holocaustem, złem, śmiercią, zagładą.
To czteroodcinkowy miniserial, którego nie można przegapić. Film zagrany w jidysz, co jest arcyciekawym doświadczeniem. Film odrobinę landrynkowaty, ale mocny, opisujący społeczność, o której wiemy albo mało, albo nic. I do której nie mamy dostępu.
Ostatnie odkrycie to… Patryk Vega i jego „Bad Boy”. Myślałem, że nic gorszego niż „Polityka” nie może mnie już spotkać, włączyłem więc „Bad Boy” z zaplanowanym obrzydzeniem i…
Dobre to jest! Prawdziwe, zwłaszcza dla kogoś, kogo interesuje świat kibolskich kulis piłki nożnej. Świetna rola Antoniego Królikowskiego i Małgorzaty Kożuchowskiej (to już jest ten czas, w którym aktorka grywa postaci dojrzałe… i dobrze jej w tej roli!), zupełnie sensowna akcja – nie wykraczająca poza realia kibicowskiego półświatka.
Okruchy biznesowe
Ale bądźmy szczerzy, żyjemy w zamknięciu nie tylko pochłonięci radością z oglądania seriali, lecz także w lęku o przyszłość. Będzie drogo, to już widać nie tylko przez pryzmat wirusa. Susza jest taka, jakiej nie było od kilku dekad. Świetnie opisał to Kamil Wyszkowski z Global Compact Network Poland, a i my wspominaliśmy o suszy, wieszcząc, że będzie źle.
Jest bardzo źle. Na mapach z pomiarami wilgoci w glebie już tylko część województwa pomorskiego świeci na zielono – większość Polski ma kolor czerwony, symbolizujący ogromne niedobory wody. W sklepach jest coraz drożej, bo ceny podkręca pandemia, ale kiedy latem i jesienią poznamy skutki suszy, czekają nas prawdziwe kłopoty.
Wirus zaraził już co trzecią małą polską firmę. Przestały płacić za usługi, przestały wypłacać pensje pracownikom lub mocno ograniczyły wypłaty. Do nienotowanych wcześniej poziomów spadły indeksy optymizmu menedżerów. Pogarszają się nastroje, a ratujący nas wcześniej wewnętrzny popyt wywoływany wypłatami 500+ i dodatkami do emerytur, chyba już osiągnął swoje apogeum.
Okruchy życia
Paradoksalnie jednak – wierzę, że wszystko odrodzi się bardzo szybko. Niech no tylko ruszą fryzjerzy! Niech uruchomią się warsztaty kosmetyczek! I księgarnie, i kawiarnie, i restauracje! Mam wrażenie, że czeka nas nowa wiosna, ożywcza, pełna, gorąca, na przekór tej cholerze.
Wierzę w naszą siłę przetrwania, w boom, w samoorganizację, zdolność przetrwania, w nowe pomysły. To widać w życiu gospodarczym pandemii – ile inicjatyw się uruchomiło, ilu z nas szyje maseczki, prowadzi zdalne warsztaty, pomaga dzieciom, rodzinom, leczy, szkoli, bawi, tworzy! To się dzieje i dlaczegóż miałoby się zmienić?
Wkurzają mnie jedynie wietrzące lichwiarską okazję banki – czy Wy też dostajecie „superofertę” na kredyt z oprocentowaniem w wysokości prawie 20 procent??? Wkurzają mnie galerie handlowe, które swoim najemcom nie zmniejszyły stawek. I oszuści, którzy oferują maści, żele i tabletki na koronawirusa. Psia wasza mać! Żeby was poraziło!
OK, nie życzę nikomu źle. Ale trafia mnie szlag – muszę spojrzeć na ścianę lasu, zielone uspokaja. Czego i wam życzę.
Jacek
POLECAMY RÓWNIEŻ: Małżeńskie recepty na przetrwanie
A TAKŻE TO: Ucieczka z miasta. Jak wybrać siedlisko?
Foto: congerdesign z Pixabay
Gosia
Posted at 22:36h, 15 kwietniaWłaśnie dziś zaczęłam i przed minutką skończyłam polecany „Unorthodox” . Przyznaję rację – wbija w fotel. Jednego jestem pewna każda skrajność jest niebezpieczna. Pozdrawiam serdecznie
Jacek
Posted at 13:34h, 16 kwietniaTak, to bardzo dobry miniserial. Ale przede wszystkim genialnie zagrany przez główną bohaterkę. Esty jest wyjątkowa, naturalna, świetnie przechodzi z nastroju w nastrój, wydaje się być częścią tej społeczności, której tak mocno nie może znieść. Oglądaliśmy z otwartymi buziami i… źli, że tak szybko się skończyło. Zwłaszcza, że serial oparto na faktach. Pozdrawiamy serdecznie!
Atelier Marysi
Posted at 10:56h, 19 kwietniaJa też miałam inną niż zwykle Wielkanoc. Pisałam tu na początku pandemii z Brukseli. Tak szybko zamknięto granicę , że nie zdążyłam wrócić do domu. Święta poza domem . Jednak lepsze to niż na siłę wracać , narażać się na zarażenie podczas podróży i w perspektywie kwarantanna. Tu czekam na koniec zarazy w izolacji. Zgonów w Belgii jest mnóstwo. Przedwczoraj 303 w tym 200 w domu starców. Wczoraj 290. Statystyki wysokie . Domy starców je zawyżają . Belgia ma 11 milionów ludzi. Co druga osoba umiera w domu starców. Ludzie mniej stosują się do nakazów. Maseczki są zalecane , ale nie obowiązkowe. Porównując to sytuacja w Polsce jest bardzo dobra. Przymierzam się do ” Bożego Ciała ” Zawiesiłam blog na okres pandemii . Szczęście mamy , że nie mieszkamy w bloku i mamy kawałek swojego raju. Pozdrawiam serdecznie , bardzo lubię Was czytać ?
Jacek
Posted at 16:53h, 19 kwietniaWiemy coś o powracających z Belgii 🙂 W naszej okolicy jest ich wielu. Ale przez długi czas Podlasie było w ogonie listy zakażonych, dopiero od niedawna pnie się w górę… Żal, bo to smutna statystyka.
Pozdrawiamy serdecznie. I słonecznie.